Sprowadzenie doświadczonego Szweda trzeba uznać za spory sukces szefów klubu. Ljung w wieku trzydziestu sześciu lat zaliczył sezon życia. Trener Lokomotivu Daugavpils - Nikołaj Kokin już kilka tygodni temu w rozmowie z naszym portalem wspominał, że nie ma absolutnie żadnych szans, aby Łotysze spełnili finansowe żądania Ljunga i jego odejście jest praktycznie przesądzone.
Wcześniej żużlowiec był wypożyczony do Daugavpils z Cash Broker Stali Gorzów gdzie w trakcie rozgrywek nie potrafił sobie wywalczyć miejsca w podstawowym składzie ekstraligowca. Choć takie postawienie sprawy to i tak spore nadużycie. Nie jest tajemnicą, że Ljung był ściągany jako zawodnik oczekujący i po paru kolejkach siedzenia na ławie sam poprosił o możliwość zmiany klubu.
Od dawna spekulowało się, że zawodnik nie powieli teraz podobnego błędu i po tak znakomitym sezonie, nie zdecyduje się na ponowne podpisane kontraktu z klubem z PGE Ekstraligi, a wybierze najatrakcyjniejszą ofertę z zaplecza. Ta dość szybko napłynęła z Tarnowa i inne tematy zostały zamknięte. A trzeba przyznać, że w pewnym momencie Szwed nie mógł się ogonić od telefonów, praktycznie ze wszystkich lig.
Największy dar przekonywania miał prezes Łukasz Sady, który wydaje się naprawia swój błąd z przedniej zimy, kiedy zaraz po awansie do PGEE, w okresie transferowym odstrzelił Szweda i wziął Petera Kildemanda, a ten okazał się wielkim niewypałem. W środowisku mówi się bowiem, że z Ljungiem Unia szykowałaby się właśnie do drugiego z rzędu sezonu w najlepszej lidze świata
Ljung robił w minionych rozgrywkach prawdziwą furorę osiągając piątą średnią w Nice 1.LŻ. Jeśli tylko Szwed utrzyma formę z sezonu 2018, Tarnów zyska lidera z prawdziwego zdarzenia.
ZOBACZ WIDEO Kołodziej o Unii Tarnów: "Musiałem odejść. Gdybym został, to musiałbym zakończyć karierę"