Dariusz Ostafiński: Drużyna ROW-u Rybnik niczym banda frajerów. I tylko kibiców i Mrozka żal (komentarz)

WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Falubaz - ROW. Troy Batchelor kontra Piotr Protasiewicz
WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Falubaz - ROW. Troy Batchelor kontra Piotr Protasiewicz

To niesamowite, ale ROW Rybnik przegrywa na własne życzenie drugie spotkanie z rzędu. Gdyby w Zielonej Górze goście nie tracili punktów na trasie, to wygraliby 46:44. Rewanż z Falubazem będzie ostatnią szansą na rehabilitację za frajerską porażkę.

ROW Rybnik nie błyszczał w sezonie zasadniczym Nice 1.LŻ. Drużyna zbudowała formę na końcówkę sezonu i tu faktycznie szła jak burza. Półfinałowa przeszkoda w play-off (Car Gwarant Start Gniezno) też została z łatwością pokonana, a i pierwszy finał ze Speed Car Motorem Lublin (52:38) wskazywał na to, że ROW jest na najlepszej drodze do PGE Ekstraligi. Schody zaczęły się w rewanżu (37:53), po którym w rybnickim klubie dało się słyszeć: "przegraliśmy jak frajerzy".

W minioną niedzielę drużyna ROW-u pojechała do Zielonej Góry na baraż o Ekstraligę z Falubazem Zielona Góra. Tam rybniczanie zostali frajerami po raz drugi (39:51). ROW mógł spokojnie uzyskać w Zielonej Górze lepszy wynik, a nawet wygrać, gdyby tylko zawodnicy dowozili punkty zdobyte po starcie. Na trasie popełniali jednak sporo błędów. Aż trzy kiksy przytrafiły się Troyowi Batchelorowi, który nie miał żadnego pomysłu na zablokowanie ataków po zewnętrznej, na czym korzystał głównie Piotr Protasiewicz.

Kolejny minus to postawa Larsa Skupienia, który na własne życzenie zakończył udział w meczu w 2. biegu. Na dokładkę "załatwił" Sebastiana Niedźwiedzia (kilka minut później został odwieziony karetką do szpitala po wstrząśnieniu mózgu). A wszystko przez prosty błąd na pierwszym łuku. Skupień wjechał przednim kołem na białą linię i pociągnęło go, bo "klapnął" gaz, zamiast skontrować motocykl. W klubie mówią, że wujek Eugeniusz już wiele razy uczulał młodego, jak ma zachowywać się w takich sytuacjach. Najwyraźniej nauka idzie opornie. Szkoda, bo przy okazji tego wypadku nabawił się kontuzji dłoni i już nie mógł jechać, a wszyscy pamiętamy, ile dobrego zrobił w pierwszym meczu ROW-u z Motorem.

Następne rozczarowanie to Andrzej Lebiediew. Rozpoczął od zera, ale potem dwa biegi wygrał. Wystarczyło jednak jedno polanie toru, by zawodnik kompletnie się pogubił. Junior Robert Chmiel, podobnie jak Lebiediew, też zaczął od wystrzału, ale w drugiej fazie spotkania nie istniał. Może nie tyle, że za bardzo chciał, ile stracił chłodną głowę. Górę wzięła młodzieńcza fantazja. Za bardzo się podekscytował dwoma trójkami i w końcówce się pogubił. Inna sprawa, że akurat do Chmiela trudno mieć pretensje.

12 punktów w rewanżu jest oczywiście stratą do odrobienia. Nie wolno zapominać, że w Zielonej Górze zabrakło też punktów lidera Kacpra Woryny, który pojechał tam bodaj najgorszy mecz w sezonie. Z drugiej strony warto by chyba zadać pytanie, czy to, co dzieje się z rybnickimi zawodnikami wynika z braku umiejętności, czy też może, po części, z braku chęci. Bo jeśli z tyłu głowy siedzi pytanie: "a po co mi ta PGE Ekstraliga?", to emocji w niedzielę nie będzie. I tylko kibiców i prezesa Krzysztofa Mrozka żal.

ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po gorzowsku

Źródło artykułu: