[b][tag=60082]
Dariusz Ostafiński[/tag], WP SportoweFakty: Jak to możliwe, że zawodnik po wstrząśnieniu mózgu jechał jeszcze w dwóch biegach?[/b]
Adam Skórnicki, menedżer Falubazu Zielona Góra: A gdzie teraz jest Sebastian Niedźwiedź?
W szpitalu?
Nie. Jest w domu. Już w niedzielę w nim był. Zabrano go ze stadionu karetką do szpitala, ale tam go przebadano i wypuszczono. Lekarze przeprowadzili badania profesjonalnym sprzętem, wykonano pełną diagnostykę, i niczego poważnego nie stwierdzono. Gdyby było inaczej, to by go nie puścili.
Jednak sceny, które oglądaliśmy na stadionie, wyglądały poważnie. I tu nie chodzi tylko o pęknięty kask.
Widziałem Sebastiana na torze tuż po upadku. Potem zajęli się nim lekarze, trochę czasu upłynęło, zanim doszedł do parkingu, a kiedy zobaczyłem go ponownie, powiedziałem, że jedzie Damian Pawliczak.
To dlaczego nie pojechał on w powtórce drugiego biegu zamiast Niedźwiedzia?
Bo już paliło się zielone światło i nie było czasu na zgłoszenie tej zmiany.
Pawliczak mógł jednak pojechać i bez tego. Co wam groziło, gdyby jednak pojechał w tym biegu bez zgłoszenia, o którym pan mówi?
Kierownik dostałby karę dyscyplinarną. Punkty? Jakby Damian je zdobył, to na pewno by ich nie odebrali. Chcę jednak powiedzieć, że to wyszło, jak wyszło, bo wszystko było robione pod presją czasu. Tyle mówi się o zdrowym rozsądku, o szacunku dla zdrowia ludzkiego, a tymczasem każdy goni. A wszystkich tych, którym wydaje się, że praca w parku maszyn w trakcie meczu jest taka łatwa i przyjemna, to ja zapraszam, żeby przyszli i pokazali, jak to się robi. Tu jest pęd, presja. Co więcej, w tym przypadku, było też tak, że sam Sebastian powiedział na torze, że jest ok, a potem powtórzył to po raz drugi.
A co powiedział lekarz klubowy Robert Zapotoczny?
Przyszedł do parkingu z Sebastianem i powiedział: "daj mu odpocząć". Dlatego miał jechać Damian. Późniejszą sekwencję zdarzeń już przedstawiłem. Gdybyśmy mieli dwie minuty więcej, to nie byłoby sprawy, a tak to macie robotę. Żużla jednak nie uzdrowicie.
Pewnie nie, ale jednak robimy, co do nas należy, bo chodzi o to, żeby o trudnych tematach rozmawiać i piętnować, jeśli coś nam się nie podoba. Idźmy jednak dalej, bo chciałem zapytać, co miał pan na myśli mówiąc, że zawodnikowi "delikatnie zgasło światło". Dla mnie to oznacza utratę przytomności, a lekarz zawodów twierdził jednak, że do niczego takiego nie doszło.
Mówiąc o światełku, miałem na myśli nie drugi, lecz czwarty bieg. Słowem, nie chodziło o sytuację, w której doszło do karambolu, lecz o ten wyścig, po którym Sebastian został odwieziony karetką na badania. I zapewniam, że on był w tym biegu obecny, a nie nieobecny.
Przed wejściem do karetki nie wyglądał jednak dobrze. Nawet klęknął.
To nie było jednak zasłabnięcie, lecz podrażnione ambicja. On chciał zwyczajnie pokazać, że bardzo chce, ale więcej nie da rady. Żeby to zrozumieć, trzeba by wejść w skórę chłopaka, na którego patrzy dziesięć tysięcy ludzi, a każda z tych osób chce, żeby on umierał na torze za Falubaz.
Czyli to nie jest tak, jak niektórzy piszą, że Falubaz idzie po trupach do celu?
Jeśli wypisują go po badaniach ze szpitala, to chyba nie jest aż tak źle. Ktoś mógłby powiedzieć, że źle oceniliśmy sytuację, ale z drugiej strony lekarze nic nie stwierdzili. Sebastian niedzielną noc spędził w domu, poniedziałkowe śniadanie też w nim zjadł. A teraz czekamy co dalej. Jeśli za dwa, trzy dni dalej będzie w porządku, to jest szansa, że pojedzie na rewanż do Rybnika.
Tata Sebastiana miał tłumaczyć osobom funkcyjnym, że w trakcie jazdy w czwartym biegu syn miał oberwać kamieniem. Słyszał pan o tym.
Nie. A szkoda, że nie ma pytania o taktykę. Nikt nie zauważył, że na początku nie było armat z zz-tki za Patryka Dudka, co było celowym zagraniem. Mogliśmy to spotkanie rozegrać inaczej, czyli na początku zbudować dużą przewagę, a potem ją stracić. Poszliśmy w odwrotnym kierunku, co według mnie zbudowało w zespole większe morale.
A Dudek w rewanżu z ROW-em pojedzie?
Nie wiem. Kość trzyma, ale przy okazji zabiegu przestawiono nerwy, ścięgna i mięśnie. Trzeba czasu, żeby ręka dobrze funkcjonowała. Nie nastawiam się na powrót Patryka, ale idzie do lekarza. W poniedziałek wieczorem będą nowe dane, więc pomyślimy. Pamiętajmy jednak, że leczenie takiej kontuzji, w większości przypadków, trwa pół roku.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga: trofeum przechodnie