Do zdarzenia doszło w wyścigu młodzieżowców. Lars Skupień po starcie przyciął do krawężnika, ale wjechał w przyczepniejszą część toru i trafił w Sebastiana Niedźwiedzia (jego kask pękł w kilku miejscach). W tę dwójkę wpadł jeszcze Mateusz Tonder.
Niedźwiedź został dopuszczony do dalszej jazdy, wziął udział w powtórce i jeszcze w jednym biegu, a następnie został odwieziony do szpitala. W swoim drugim starcie zawodnik zamarkował defekt, a na murawie musieli się nim zająć medycy. - Sebastian jest po wstrząśnieniu mózgu i nie ma żadnych innych obrażeń. Upadek był jednak na tyle mocny, że lekko mu "światełko zgasło". Później wystartował jeszcze w dwóch wyścigach, zapewne obciążających dla głowy. Musiał więc udać się do szpitala na niezbędne prześwietlenia - powiedział na pomeczowej konferencji trener Adam Skórnicki.
W przekazie telewizyjnym po upadku można było usłyszeć głosy, że kask zawodnika był mocno zniszczony. Poza tym była też mowa o utracie przytomności żużlowca. - Był taki plan, żeby zastąpić Sebastiana Damianem Pawliczakiem. Damian był już gotowy do wyjechania do wyścigu, ale było tam tyle zamieszania, że nie zdążyliśmy po prostu zareagować. W trakcie meczu jest bardzo mało czasu i trzeba dość szybko zdiagnozować co się dzieje z zawodnikiem. Jeśli ja otrzymałem informację, że Sebastian jest zdolny do jazdy. Uznałem więc, że może pojechać dalej. Okazało się jednak inaczej - przyznał szkoleniowiec.
- Może potrzeba czasami więcej czasu, żeby zdiagnozować czy zawodnik odniósł jakieś obrażenia czy nie - dodał na koniec.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po gorzowsku
Pepe w wywiadzie pozniej powiedzial ze Rybniczanie jada duz Czytaj całość