Rozdzielanie plusów i minusów za ostatni weekend rozpoczynamy od meczu w Częstochowie. Drużynę forBET Włókniarza chwalimy, bo pościg za Betard Spartą był fenomenalny. Wprawdzie nie zakończył się sukcesem i to wrocławianie zdobyli brązowe medale, ale dzięki ambitnej postawie częstochowian mieliśmy emocje do samego końca. Naszym zdaniem drużyna Marka Cieślaka zasłużyła na słowa uznania za całe tegoroczne rozgrywki. Miejsce w pierwszej czwórce jest sukcesem, choć niedosyt na pewno pozostał. Można było zrobić więcej, ale trzeba również pamiętać, jakie plany miał klub po ostatnim okresie transferowym.
Z tego powodu trudno nam zrozumieć Marka Cieślaka. Po zakończeniu rywalizacji o brąz zawodnicy, działacze, trener i kibice powinni dziękować sobie za udany rok. Tego jednak nie było, bo szkoleniowiec powiedział, że nie układają mu się stosunki z właścicielami klubu i od razu wywołał prawdziwą burzę. Od tej pory nikt nie mówi o tym, że niedzielny mecz pod Jasną Górą był kapitalnym widowiskiem i że częstochowianie odjechali całkiem niezły sezon. Tematem numer jeden są relacje Marka Cieślaka z działaczami.
Jeśli opiekun Włókniarza miał pretensje do zarządu, to należało je wyrazić w klubowym gabinecie, za zamkniętymi drzwiami, a nie za pośrednictwem mediów po ostatnim spotkaniu. Dodajmy, że Cieślak zaatakował prezesów, ale nie podał przy tym żadnych szczegółów. Nikt nie wie zatem do końca, o co chodzi. Kwas jednak pozostał. Częstochowianie z całą pewnością powinni wyciągnąć z tego wnioski. Swoją drogą, to już nie pierwszy raz, kiedy doświadczony trener nie może porozumieć się ze swoim pracodawcą. Z Falubazu też odchodził w nie najlepszej atmosferze. Może to powinno dać niektórym do myślenia?
Naszym zdaniem Włókniarz powinien podziękować trenerowi za dalszą współpracę. Wcale nie będziemy zdziwieni, jeśli tak się stanie. Michał Świącik w rozmowie z naszym portalem był wyraźnie zdegustowany, a między wierszami można było wyczytać, że jedna osoba nie może być ważniejsza od całego klubu. Słusznie, bo częstochowscy działacze wykonują ostatnio naprawdę dobrą robotę. Drużyna z roku na rok notuje przecież progres.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga: trofeum przechodnie
Plusa dajemy także Rafałowi Dobruckiemu, bo pod względem taktycznym drużyna Wrocławia została poprowadzona wręcz wzorowo. Trener mocno przyczynił się do zdobycia brązowego medalu, choć najbardziej zaimponował nam poobijany po Grand Prix w Teterow Maciej Janowski.
Kolejny plus dla Speed Car Motoru. Niewielu było takich, którzy po pierwszym meczu w Rybniku wierzyli w lublinian. Drużyna pokazała jednak charakter i w pełni zasłużenia wjechała do PGE Ekstraligi. Na słowa uznania zasługuje także dyrektor Jakub Kępa, który jest głównym architektem tego sukcesu. Może i nie jest zbyt medialnym, ale za to do bólu skutecznym działaczem i sprawnym organizatorem.
Przez dwa lata klub z Lublina przesunął się o dwie klasy rozgrywkowe. Zrobił to w wielkim stylu i przy wypełnionych po brzegi trybunach. W Lublinie wróciła moda na żużel. Witamy w PGE Ekstralidze i życzymy powodzenia w okresie transferowym.
Duży minus dla ROW-u Rybnik. Mieli awans na wyciągnięcie ręki, ale pogrzebali wielką szansę. Nie za bardzo rozumiemy też narzekania gości na stan lubelskiego toru. Gospodarze przez całą sobotę zmagali się z opadami deszczu. Wszystko zrobili zgodnie z kwalifikacją spotkania, a od rana pracowali w pocie czoła, żeby doprowadzić nawierzchnię do odpowiedniego stanu. Dopiero po godzinie 14:00 została ona uznana za regulaminową i nie mamy wątpliwości, że taka właśnie była. Upadek Przemysława Giery wynikał z błędu zawodnika, a kontuzja Joela Klinga mogła zdarzyć się w każdych warunkach. Stan toru nie miał na to żadnego wpływu. Dodajmy jednak, że rybniczanom nie odbieramy szans na awans. Baraże z Falubazem mogą być naprawdę pasjonujące.
Bo tak jak kiedys wszyscy go chcieli, to teraz nikt go nie chce.