[b]
KOMENTARZ.[/b] Chyba większość żużlowej Polski trzymała w niedzielę kciuki za forBET Włókniarza. Nie to, że wszyscy życzyli im brązowego medalu, ale bardziej chodziło o podtrzymanie emocji. Porażka we Wrocławiu dwunastoma punktami sprawiła, że dramaturgia rywalizacji o trzecie miejsce nieco spadła. Dlatego tylko skuteczna i waleczna częstochowska drużyna mogła gwarantować jakieś napięcie.
Zaczęło się trochę słabo, bo Sparta albo prowadziła, albo utrzymywała wynik w okolicach remisach. Gospodarze po niemrawym początku zdołali się jednak otrząsnąć i przez moment zniwelowali straty w dwumeczu do zaledwie czterech punktów. Nadzieja wróciła błyskawicznie. Trener Marek Cieślak motywował swoich zawodników, a ci wyraźnie byli na fali. Wtedy jednak czary taktyczne zaczął Rafał Dobrucki, desygnując do boju swoje największe asy. To wystarczyło na ugaszenie małego pożaru i ostudzenie zapału Włókniarza. Wrocławianie znów kontrolowali wynik dwumeczu i w zasadzie bez większych problemów dla siebie zdobyli brązowe medale.
Mały plusik należy się częstochowianom za podjęcie rękawicy. Gdyby każdy z zawodników był choć trochę skuteczny tak, jak Leon Madsen, to pewnie teraz oni cieszyliby się z sukcesu. Determinacji co prawda im nie brakowało, jednak byli drużyną bardziej chimeryczną i nierówną.
BOHATER. Na ogół to miano przyznaje się zawodnikom ze zwycięskich zespołów. Tym razem możemy zrobić mały wyjątek i docenić Michała Gruchalskiego. Junior Włókniarza na tor wyjechał tylko trzy razy i zdobył siedem punktów. Zaskoczył chyba wszystkich. Wcześniej już miewał naprawdę dobre mecze, ale takiej skuteczności nie zaprezentował jeszcze nigdy.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga: trofeum przechodnie
KONTROWERSJA. Zasadniczo sędzia nie miał zbyt wiele pracy. Zawodnicy nie przeszkadzali i nie łamali regulaminu. Dlatego potraktujmy ten punkt jako prztyczek w stronę kierownictwa Włókniarza. Trzymanie w bramkach startowych rozpędzonego Gruchalskiego chyba było błędem. Aż się prosiło dać temu młokosowi kolejna szansę. Gorzej niż Adrian Miedziński czy Tobiasz Musielak pewnie by nie pojechał.
AKCJA MECZU. Tutaj postanowiliśmy docenić jazdę parową drużyny Włókniarza. Szczególnie zaimponował nam Matej Zagar, któremu jakiś czas temu przypięto łatkę indywidualisty. Tymczasem Słoweniec kapitalnie asekurował prowadzącego Michała Gruchalskiego przed ewentualnymi atakami Maksyma Drabika i Taia Woffindena. Chodzi o bieg ósmy, który częstochowianie wygrali 5:1. To była tym bardziej wartościowa zdobycz, gdyż dzięki niej gospodarze wyszli na ośmiopunktowe prowadzenie w meczu.
CYTAT. - Ja bym chciał nadal pracować w Częstochowie, ale moje stosunki z właścicielami klubu się nie układają - powiedział tuż po meczu trener Cieślak. Trudno powiedzieć, co miał dokładnie na myśli, jednak jego słowa wstrząsnęły częstochowskim środowiskiem. Być może doświadczony szkoleniowiec był zdenerwowany niepowodzeniem swojej drużyny i palnął coś, czego teraz żałuje. Bardziej prawdopodobne jednak, że rzeczywiście coś jest na rzeczy. Kto wie, być może będziemy świadkami zaskakującego transferu na rynku trenerskim.
LICZBA 3. Nie licząc Madsena, zaledwie trzykrotnie zawodnicy Włókniarza mijali linię mety jako pierwsi. To tylko pokazuje, jak reszta zespołu odstawała od kapitalnego Duńczyka. Swoją drogą w pojedynkę nie było szans odwrócić losów tego dwumeczu. Inni mniej lub więcej zawodzili, a to wszystko przełożyło się na końcowy wynik.