W przypadku Piotra Pawlickiego wszystko mówią liczby. Jego średnia biegowa w fazie play-off tego sezonu wynosi 2,133. Żużlowiec Fogo Unii Leszno wygrał 60 proc. swoich wyścigów. W ostatnich trzech finałach PGE Ekstraligi zdobywał odpowiednio 10, 14 i 13 punktów. Rok temu dzięki niemu drużyna Piotra Barona cieszyła się ze złota. Wiele wskazuje, że i tym razem może być podobnie. Co ciekawe, w rundzie zasadniczej tak kolorowo nie było. Po drodze mieliśmy mecze, w których młodszy z braci Pawlickich jechał naprawdę niemrawo.
- Mój brat jest po prostu gościem od zadań specjalnych - mówi nam Przemysław Pawlicki z MRGARDEN GKM-u Grudziądz. - Ma mocny charakter. Presja mu służy. Im jest większa, tym bardziej potrafi się skoncentrować. Miał to tak naprawdę od zawsze. Odkąd pamiętam, był pewniakiem na czternasty czy piętnasty bieg. To taki czarny koń trenerów - dodaje.
Przemysław Pawlicki przypomina nam, że presja mobilizuje jego brata do robienia wielkich rzeczy nie tylko w rozgrywkach ligowych. Wielką mobilizację wywołują u niego w takim samym lub jeszcze większym stopniu zawody międzynarodowe. - A jeśli do presji dodamy jeszcze krytykę, to wtedy Piotrek nakręca się jeszcze mocniej - tłumaczy Przemek i jak się łatwo domyślić nawiązuje w ten sposób do ubiegłorocznego finału Drużynowego Pucharu Świata.
- Przed zawodami rozgorzała wtedy dyskusja, czy Piotrek powinien w nich jechać. Pojawiły się głosy, że może lepiej byłoby wstawić kogoś innego. On sobie jednak nic z tego nie robił. Przystąpił do turnieju naładowany i spisał się kapitalnie. Ciśnienie mu służy, ale też nie można wszystkiego do tego sprowadzać. To nie jest tak, że podłączymy go pod presję i nagle wszystko pójdzie z górki. Inne sprawy też muszą być poukładane. Bez sprzętu pewnych rzeczy się nie przeskoczy - wyjaśnia starszy z Pawlickich.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2018: półfinał Fogo Unia Leszno - Betard Sparta Wrocław
Brat Piotra tłumaczy nam, że twarda psychika w rodzinie Pawlickich jest czymś normalnym. - Obaj to mamy. To wynika z metod wychowawczych naszych rodziców, którzy nigdy nie pozwalali nam się nad sobą rozczulać. Nie było na to zgody, czasu ani miejsca. Przeszłość zawsze była u nas odcinana grubą kreską. Coś się wydarzyło i koniec. Zapominaliśmy o tym. Liczyła się tylko droga, która jest dopiero przed nami. Nad tym się skupialiśmy - tłumaczy żużlowiec GKM-u.
Przemysław Pawlicki nie wie, czy w niedzielę podczas rewanżowego meczu z Cash Broker Stalą będzie towarzyszyć w boksie swojemu bratu. - Tak naprawdę na tym etapie jego kariery moja obecność nie ma już żadnego znaczenia. Jeśli tam będę, to moja rola ograniczy się do tego, żeby mu nie przeszkadzać - podsumowuje Pawlicki.
Podchodzę więc do Przema ze słowami:
- co dajes Czytaj całość