- Też już czytałem, że brak powołania dla Hancocka, to jakaś terapia Nawrockiego - śmieje się Ireneusz Nawrocki, prezes i właściciel Stali Rzeszów, bo jeszcze kilka tygodni temu, to Greg Hancock nie chciał przyjeżdżać na mecze rzeszowskiej drużyny z powodu zaległości finansowych, a teraz to klub świadomie z niego zrezygnował.
- Prognozy nie były najlepsze dla Opola, wiedzieliśmy, że tor może być ciężki, więc nie zapraszaliśmy Grega w trosce o jego kości - mówi Nawrocki. - A poza wszystkim chcieliśmy sprawdzić, jak zespół pojedzie bez Hancocka. Nie chcę za jakiś czas usłyszeć, że wygraliśmy ligę, bo mieliśmy Grega. I wyjazdowy mecz z Kolejarzem pokazał, że nie jest on nam koniecznie niezbędny. Jednak to było nasze ostatnie spotkanie bez Hancocka w tym sezonie. W kolejnych pojedzie - zapewnia Nawrocki.
Zasadniczo Stali nie opłaca się jeździć bez Hancocka. Żużlowiec ma ustalony kontrakt za cały sezon (z naszych informacji wynika, że chodzi o 1,5 miliona złotych) i nie ma znaczenia liczba spotkań, w których wystąpi. Jeśli nie pojawił się w Opolu, to klub na tym straci. Greg swoje skasuje, a jego zastępcy trzeba wypłacić premię za meczowe punkty.
Dodajmy, że przy okazji rozliczeń Stali z Hancockiem pojawił się ostatnio temat działki, jaką miał dostać zawodnik w ramach rozliczenia od właściciela. Mówi się, że na działce rękę trzyma komornik i stąd kolejna absencja żużlowca. - To nieprawda - przekonuje Nawrocki. - Po pierwsze nie mam takiej działki, na której siedziałby komornik. Po drugie nie rozliczam się z Hancockiem, przepisując na niego ziemię. Płacimy gotówką, a wszystko jest pod kontrolą.
ZOBACZ WIDEO Marcin Majewski, nSport+: Trochę żałuję, że w piątce nominowanych nie ma Gruchalskiego