W wyścigu siódmym doszło do upadku Taia Woffindena, a po nim zapanowała dłuższa przerwa. Kibice zgromadzeni na meczu Betard Sparty Wrocław z Fogo Unią Leszno nie wiedzieli co się dzieje. Dopiero po chwili wyjaśniono im, że doszło do awarii w wieżyczce sędziowskiej, przez co sędzia Artur Kuśmierz nie może uruchomić maszyny startowej. W tej sytuacji arbiter postanowił puszczać biegi na zielone światło.
- W rundzie zasadniczej, gdy wygraliśmy podwójnie dwa biegi nagle padły bandy i była przerwa w zawodach. Teraz z kolei problem z prądem. Dziwny zbieg okoliczności, coś nie mamy szczęścia - komentował sytuację menedżer gości, Piotr Baron.
Sytuację starał się wyjaśnić za to Rafał Dobrucki. - Po ostatnich opadach deszczu we Wrocławiu zalana została studzienka, w której znajduje się całe okablowanie odpowiedzialne za maszynę startową, stąd problemy - zdradził menedżer Betard Sparty.
W nietypowych okolicznościach lepiej odnaleźli się goście, którzy wygrali 48:42. - Przed meczem oglądałem wyścig F1. Tam też startują na zielone światło, więc miałem trochę doświadczenia. To mi pomogło. Na pewno jednak nie jeździ się tak komfortowo w takich warunkach. Nie patrzy się na taśmę, ma się inną pozycję na starcie. Daliśmy jednak radę - stwierdził Emil Sajfutdinow.
ZOBACZ WIDEO Start wyścigu żużlowego. Leszek Demski wyjaśnia, kiedy bieg powinien być przerwany
Gorzej z takimi warunkami poradził sobie Maksym Drabik. - Może dlatego, że ja nie oglądałem F1, stąd Emil był bardziej do przodu w tej kwestii. Taśma jest materialna, widać ją, na pewno łatwiej się wtedy startuje. Jednak nie rozpamiętujmy tego - stwierdził junior Betard Sparty.
- Lepiej się módlcie, by wam przed Grand Prix nie spadł deszcz i nie zepsuł maszyny startowej - żartował na koniec dyskusji Baron.
To dopiero będzie niespodzianka.