Krzysztof Kasprzak w ostatnim wyścigu meczu Cash Broker Stal Gorzów - Betard Sparta Wrocław kompletnie nie wziął pod uwagę interesu gorzowskiej drużyny. Kiedy stał pod taśmą i szykował się do startu, miał zdekompletowany motocykl (urwał mu się amortyzator). Musiał o tym wiedzieć, bo Martin Vaculik, kolega z drużyny, pokazywał mu, że ma problem. Jednak Kasprzak, zamiast wjechać w taśmę i dać szansę na start juniorowi Rafałowi Karczmarzowi, zdecydował się wystartować i po kilku metrach stanął i zjechał na trawę.
- Zacznijmy od tego, że gdyby sędzia zauważył urwany amortyzator, to powinien był wykluczyć Kasprzaka - mówi nam Wojciech Dankiewicz, ekspert nSport+. - Skoro jednak arbiter nie widział, to zawodnik powinien był inaczej to rozegrać. W ogóle żużlowcy muszą jak najwięcej rozmawiać z trenerami i myśleć o taktyce. W meczu ze Spartą defekt Krzysztofa o niczym nie decydował, ale w innej sytuacji drużyna może słono zapłacić za taki błąd.
W zasadzie Kasprzak mógł rozegrać sytuację z amortyzatorem dwojako. Wjechanie w taśmę to jedna z opcji. Druga jest taka, że mógł próbować ukraść start, narażając się na przerwanie biegu i ostrzeżenie. Byłoby to jego pierwsze ostrzeżenie w meczu, więc nie wykluczałoby go ono z ponownego startu. Do ewentualnej powtórki Krzysztof mógłby już podjechać na zmienionym motocyklu. Wypada mieć nadzieję, że tak Stal, jak i zawodnik wyciągną z tej sytuacji odpowiednie wnioski.
ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników Betard Sparty Wrocław
Wstyd za niego zawsze całe szczęście że nie jeździ już w GP