Kamil Hynek WP SportoweFakty: Przed Grand Prix Challenge w teamie Janusza Kołodzieja umiarkowany spokój, optymizm, niepewność. Ostatnio jazdy za wiele nie było, ale jak już ruszyło to z kopyta. Trzy dni zawodów z rzędu i non stop w busie. Najpierw mecz w Gorzowie, podróż do Landshut i na deser wyjazd do Zielonej Góry?
Janusz Kołodziej (żużlowiec Fogo Unii Leszno, reprezentant Polski) Faktycznie trafił się morderczy weekend. Po memoriale Nazimka w ubiegłą niedzielę w Rzeszowie było trochę niewiadomych. Ale po treningach w środku tygodnia w Lesznie, a jeszcze przed meczem z Gorzowem, doszedłem to ładu z jedną rzeczą, która spędzała mi sen z powiek. Dopadły mnie jakieś kłopoty ze sprzęgłami. Strasznie się cieszę z tego, że się z tym uporałem, bo mogę z dużymi nadziejami, a przede wszystkim z czystą głową, przystąpić do tych zawodów.
Przerwa wakacyjna nie wpłynęła na pana demobilizująco, nie brakowało rytmu meczowego i zawodów?
Dla mnie osobiście ta przerwa było niepotrzebna (śmiech). Cieszę się więc, że rozgrywki wracają do życia, bo jazda wciąż sprawia mi mnóstwo frajdy.
Niemal rok rocznie, zawsze o tej porze jak bumerang wraca temat "zadyszki" silników od Jana Anderssona. Świetne wejście w rozgrywki, a potem w letnie kłopoty wpada i Patryk Dudek i Jarosław Hampel. Pan też jest sztandarowym jeźdźcem tego tunera i po piorunującym początku ligi przydarzyło się parę wpadek?
Ręki sobie uciąć za to nie dam, ale skłaniałbym się, że raczej nie w tym rzecz. Silniki były i są w porządku. U mnie kwestia rozbijała się o wcześniej wspomniane sprzęgła, które zaczęły mnie zawodzić. Przez to nie mogłem dobrze wyjechać ze startu. Na tę chwilę, na szczęście udało się tę kwestię rozwiązać.
Wybrał pan już sprzęt na najważniejszą indywidualną imprezę sezonu, czy jest jeszcze element zawahania?
Dylematu nie ma. Nie ma tajemnicy, że w zawodach najwyższej rangi, czy to indywidualnej, czy drużynowej, operuje najlepszymi jednostkami przygotowanymi przez "Janka" Anderssona.
Prześledziłem trochę pana karierę na torze w Landshut. Startował pan tam kilka razy, ale szału przeważnie nie było. Obiekt nie należy do pana ulubionych?
Nie bardzo. Ja jednak wierzę w zasadę przełamania się. Do Niemiec wybieram się z nastawieniem, że to będzie mój dzień.
Chodzi głównie o to, że rządzi moment startowy i ciężko wyprzedza się na trasie. A pan z reguły jest walczakiem, lubi trochę "pobroić" na dystansie mijając rywali. Tu tego może zabraknąć?
Też. Dlatego tak zależało mi, aby "katować" te sprzęgła. Postanowiłem, że będę je tłukł aż znajdę na nie sposób. Chciałem dojść do takiego stanu, aby móc się skupić wyłącznie na szybkim wyjściu spod taśmy, a nie wikłać się w walkę na trasie.
Mówił pan, że wybrał już silniki na finał Challenge, ale czy to będą te same silniki, których używał pan w Gorzowie i czy one jadą z panem również na trzecie zawody w niedzielę do Zielonej Góry?
Nie mam odłożonych jednostek specjalnie na Landshut. Nie czekają w garażu, na podmiankę po Gorzowie. Chcę przejechać trzy dni na tych samych jednostkach. Mam nadzieję, że wytrzymają, bo faktycznie czeka nas mordercza dawka wyścigów. Gdyby jednak coś odpukać, "padło" będę miał ze sobą jeszcze jeden rezerwowy sprzęt i trzeba będzie się nim posiłkować. Trzymajmy kciuki żebyśmy jednak nie musieli wcielać tego wariantu w życie.
To dość ryzykowne rozwiązanie zważywszy na fakt, że z turnieju z Landshut do przyszłorocznego cyklu Grand Prix awansuje tylko trzech zawodników i jedna wpadka praktycznie przekreśla szansę na udział w zmaganiach o mistrzostwo świata 2019?
Zdaję sobie z tego sprawę. Ale to jest właśnie żużel. Jednego dnia potrafi zabrać, a drugiego karma wraca. Trzeba się nauczyć z tym żyć. Uważam jednak, że format turnieju jest ciekawy i ja go w pełni akceptuję. Mnie on w ogóle nie przeszkadza. Chcę jednak jeszcze wrócić do tego rezerwowego silnika i zaznaczyć od razu, że to nie jest jakiś ochłap. Tych dobrych motocykli mam naprawdę sporo i nie powinno być w tym względzie wielkiej różnicy, od którego zacznę, a na którym skończę.
Woli pan wziąć takie zawody z marszu, czy jednak trening coś panu daje. Pytam, ponieważ jest grupa zawodników, którzy wolą nie brać udziału w treningu, a by nie mieszać sobie w głowie. A przeważnie jest tak, że trening rozgrywany jest rano, a zawody wieczorem, a warunki atmosferyczne i tor są kompletnie inne. Nie wspominając o ustawieniach motocykli, gdzie to co było powiedzmy o jedenastej, na pewno nie sprawdzi się o dwudziestej?
To zależy jaką dany zawodnik przyjmuje strategię. Dla mnie szalenie ważne jest nawet nie dopasowanie silników pod daną nawierzchnię, a "połapanie kątów". Przypomnienie sobie owalu, na którym chwilę mnie nie było. Ale jest dużo prawdy w tym co pan mówi. Czasami, kiedy wyjadę na próbę toru w spotkaniu ligowym wydaje mi się, że jestem świetnie dopasowany. Przychodzi pierwszy, drugi bieg i jest klops. Mamy już coś totalnie innego.
Coś jeszcze?
Warto zwrócić uwagę jak poruszają się po torze najlepsi zawodnicy z danych zespołów i jak wykorzystują atut swojego toru. Czemu bywają takimi matadorami na swoim podwórku i mówiąc kolokwialnie wymiatają, że głowa mała. Niezwykle ważne jest ułożenie ciała na motocyklu np. gdy wchodzi się w wiraż. Raz trzeba to zrobić wcześniej, innym razem później. Na jednym łuku handicap daje wysunięcie się szerzej, ale już na następnym warto wejść w krawężnik. Podam też może taki trochę uproszczony przykład. Kibic przychodzi na mecz, siada na trybunach i jego oczom ukazują się dwa takie same łuki. Ale kiedy już się wyjedzie na tor, można zaobserwować, że niby wiraże wydają się identyczne, a jednak profilami całkowicie od siebie odbiegają. To są te detale, które mogą ci dać niesamowitą przewagę nad konkurentem.
Czy istnieje jeszcze instytucja zapisków w zeszytach, które żużlowcy wyciągali przyjeżdżając na konkretny obiekt. Prowadzone są jeszcze notatki, czy raczej odeszły już do lamusa, a może odgrzebał pan jakieś kartki z Landshut?
Co roku zmienia się tak wiele aspektów, wchodzą co rusz nowe technologie. W moim odczuciu teraz takie notatki często mogą zmylić. Przeważnie pogoda jest zróżnicowana. Nigdy nie trafisz idealnie. Ja mam pewne doświadczenie i mam zamiar podejść do tych zawodów "oddzielnie", nie będę wracał do przeszłości. Wiem też, że w takich turniejach nie można jeździć przełożonym "za wysoko" i "za nisko". Trzeba to wyważyć.
ZOBACZ WIDEO Ryszard Kowalski: Zwycięzca PGE IMME otrzyma 25 tys. zł