Janusz Kołodziej: Najważniejsze jest to, że dzieci mogą uprawiać żużel (wywiad)

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Janusz Kołodziej
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Janusz Kołodziej

Janusz Kołodziej, zawodnik Fogo Unii Leszno z dorobkiem 10 punktów ukończył rozgrywany 22 lipca 31. Memoriał im. E. Nazimka na 4. pozycji. Choć nie udało mu się zająć miejsca na podium, swoją jazdą dostarczył kibicom wielu sportowych emocji.

Filip Wojtowicz, WP SportoweFakty: Jak oceni pan zawody w swoim wykonaniu? Zero w jednym z biegów przekreśliło szansę zajęcia miejsca na podium.

Janusz Kołodziej, żużlowiec Fogo Unii Leszno: Turniej memoriałowy nie był najlepszy w moim wykonaniu. W pewnym stopniu wpływ na to miały testy sprzętu, które przeprowadzałem oraz to, że nie wziąłem ze sobą najlepszych jednostek. Zawody te, oprócz upamiętnienia, miały na celu stworzenie dobrego widowiska oraz były dobrym przetarciem przed powrotem do ligowych spotkań. Nie wszystkie biegi ułożyły się po mojej myśli, ale dało mi to do myślenia. Jestem z tego zadowolony, ponieważ wiem, w jakim miejscu jestem i nad czym jeszcze muszę popracować.

Przed biegiem, w którym nie zdobył pan punktów, zmienił pan dotychczas używany silnik, czy może wprowadzone zostały inne ustawienia?

Nie, po prostu słabo pojechałem. Porsing, który jechał przede mną bardzo dobrze rozegrał ten wyścig. Pilnował krawężnika, gdzie cały czas próbowałem wjechać. Nie pozostawił mi wolnego miejsca, więc mimo to, że byłem szybszy, nie miałem szans na wyprzedzenie. Otrzymałem później szprycę, która mnie wyhamowała i nie zdołałem nawiązać już walki.

[b]

Na rzeszowskim torze od dłuższego czasu brakuje tak zwanych mijanek na dystansie’. Być może utrudnia on zawodnikom wyprzedzanie?[/b]

Nie. Moim zdaniem nie utrudnia tego. Jest on specyficzny i można na nim osiągnąć bardzo duże prędkości. Zawodnikowi, który jedzie pierwszy i obierze właściwą ścieżkę bardzo trudno jest zagrozić. Ma on swego rodzaju handicap, a poza tym zostawia jeszcze za sobą szprycę. Drugi zawodnik zmuszony jest walczyć nie tylko z prowadzącym, ale również z jego szprycą, oraz uważać, na to, by nikt go nie wyprzedził.

Zawody z perspektywy trybun różnią się od tej z pozycji zawodnika. Kibice chcieliby oglądać walkę na dystansie. Czy mógłby pan powiedzieć, co należałoby zmienić, żeby w Rzeszowie było więcej emocji w trakcie biegów?

Niestety nie wiem, nie jestem toromistrzem. Myślę, że to pytanie należałoby zadać panu Januszowi (Stachyrze dop. red.). Wydaje mi się jednak, że trzeba byłoby przygotować tor w podobny sposób do tego z początku sezonu. Nie chcę się jednak wypowiadać w tej kwestii, ponieważ nie znam tak dokładnie tego owalu. Jeżeli jednak mówimy o tych zawodach, to bardzo mi się on podobał i w mojej ocenie był świetnie przygotowany. Inną sprawą jest to, że gospodarze zawsze robią tor pod siebie. Podczas meczów ligowych przede wszystkim liczy się wynik, nawet kosztem widowiska. Mimo to podejrzewam, że jeszcze na niejednym turnieju miejscowy tor będzie przygotowany do walki.

Odbiegając od tematu Memoriału im. Eugeniusza Nazimka, chciałem porozmawiać o pańskiej szkółce żużlowej. Jest ona swoistym fenomenem i słyszałem o niej bardzo pochlebne opinie.

Nie wiem, czy jest ona fenomenem. Mamy po prostu tor i sprzęt, dzięki którym dzieci i młodzież mają możliwość uprawiania tej dyscypliny. Myślę, że to jest dla nas najważniejsze. Prawdę powiedziawszy nie przychodzi jednak nam to łatwo. Często napotykamy na różne utrudnienia, z którymi na bieżąco musimy się mierzyć. Przede wszystkim szkółka pochłania mi dużo czasu i z tego też względu trudno jest rozwiązać nam wiele logistycznych kwestii, ponieważ często trenujemy na wyjazdach.

Przy okazji chciałbym bardzo podziękować klubom, które wpuszczają nas na swoje tory. Nie pobierają one od nas opłat, a adepci mogą zdobywać cenne doświadczenie. Prowadzenie szkółki sprawia mi wiele radości i satysfakcji jednak dobrze byłoby móc zajmować się nią stricte od a do z. Z drugiej jednak strony, są też duże plusy tego, że jestem czynnym zawodnikiem, ponieważ jestem na bieżąco nie tylko jeżeli chodzi o jazdę na motocyklu oraz przygotowanie mentalne do wszelkich zawodów, ale również dostęp do części dobrej jakości, czy też do tunerów.

Prowadząc szkółkę muszę jednak zwracać uwagę także na inne aspekty. Do tego potrzebne jest dużo spokoju i cierpliwości. Od pierwszych dni praca z młodzieżą wymaga pełnego zaangażowania, następnie dochodzi etap zdawania licencji i pierwszy okres po jej zdaniu. Według mnie tutaj jest największy problem, ponieważ nie jestem w stanie już w pełni poświęcić się świeżo upieczonym zawodnikom, z powodu braku czasu. W tym okresie chciałbym, żeby również otrzymali opiekę, jednak często muszą sobie dawać radę sami, a niekiedy też trenerzy klubów, do których trafiają, też nie mają możliwości wszystkiego dopilnować. Z pewnością po zakończeniu obecnego sezonu będę miał dużo przemyśleń dotyczących funkcjonowania szkółki, ponieważ jeszcze parę rzeczy wymaga poprawy. Tak jak Pan wspomniał w pytaniu, ona dopiero może być dobra, czy też fenomenalna.

Innowacją w pana szkółce było również wprowadzenie do programu zajęć lekcji języka angielskiego.

W zimie, ze względu na warunki atmosferyczne staramy się robić podczas zajęć coś całkowicie innego niż w trakcie sezonu. Odbywają się wówczas ćwiczenia na sali gimnastycznej, zajęcia z karate, niekiedy treningi z bardzo dobrym trenerem piłki nożnej, lekcje języka angielskiego. Mamy również lekcje stricte związane z żużlem. Oglądamy wtedy poszczególne biegi, analizujemy je, rozmawiamy o stylu jazdy, o sprzęcie. Poruszamy również kwestie związane z psychologią, w jaki sposób przygotować się mentalnie do żużla jako całości. Wcześniej mieliśmy też inne zajęcia, mające nieco bardziej rozrywkowy charakter, jak gry i zabawy na komputerze. Pomagają one w ćwiczeniu refleksu.

Ja również cały czas się uczę i zauważyłem, że niektórzy są jeszcze za młodzi i nie dociera do nich taka forma. Postanowiliśmy to zmienić na lekcję żużlową, ponieważ ona bardziej trafia do tych najmłodszych. Staramy się wprowadzać do szkółki wiele zamienników, ponieważ sprawia to wszystkim dużą frajdę, a zarazem buduje więź między nami i pozwala się cieszyć tym, że spędzamy ze sobą czas. Każdy trening jednak wnosi do każdego z nas coś nowego. Jedynym ograniczeniem jest jednak zawsze czas. Gdyby to była moja praca i otrzymywałbym z tego pensję, mógłbym się temu poświęcać w pełnym wymiarze czasu, jednak na razie wygląda to tak, że sam jestem sponsorem, jednak mam nadzieję, że szkółka będzie stawała się coraz lepsza.

Jakie podejście prezentują te młode osoby? Czy traktują to jako formę spędzania wolnego czasu, czy jednak wiążą z żużlem swoją przyszłość?

Tak naprawdę każdy człowiek jest indywidualny, dlatego też należy mieć do każdego indywidualne podejście. Jedne osoby dużo szybciej przyswajają pewne informacje, umiejętności, dużo bardziej się czymś interesują, natomiast inne są całkowitym przeciwieństwem. Nie można jednak zlekceważyć takich osób, ponieważ być może potrzebują po prostu więcej czasu, wsparcia oraz pomocy. Dużą rolę odgrywają również etapy w rozwoju człowieka. Mamy dorastanie, następnie pojawiają się dziewczyny, wpływy trzecie. Podobnie jak my dorośli, również dojrzewamy. Osoby będące w okresie dojrzewania potrafią się z roku na rok, czy z miesiąca na miesiąc bardzo zmienić.

W tym miejscu jest to dla nas dodatkowe wyzwanie, ponieważ należy z każdym pracować w sposób indywidualny. Musimy wziąć pod uwagę, że zmienia się ich myślenie, budowa ciała. Na bieżąco musimy wówczas wyciągać wnioski i starać się znaleźć właściwe rozwiązania. Niektórzy, mimo że na pierwszy rzut oka widać, że mają papiery na jazdę, któregoś dnia przychodzą na trening i mówią, że jednak chciałby robić w życiu coś innego. Dlatego też musimy wykazywać dla nich duże zrozumienie i akceptację. Na szczęście możemy też liczyć na dużą pomoc ze strony rodziców, co jest bardzo ważne dla szkółkowiczów jak i dla mnie.

ZOBACZ WIDEO Warunki na torze w Gdańsku coraz bardziej sprzyjają walce. Będzie dużo emocji na PGE IMME?
[color=#000000]

[/color]

Źródło artykułu: