W Tarnowie warto zaczynać mecze z pól zewnętrznych. Zawodnicy powinni się zabijać o numer dla do parowego?

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Na zdjęciu: Jakub Jamróg na czele stawki
WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Na zdjęciu: Jakub Jamróg na czele stawki
zdjęcie autora artykułu

Kiedy zapytamy zawodników, czy wolą numery startowe przeznaczone dla prowadzących parę, czy też preferują rozpoczynanie zawodów z pól zewnętrznych, odpowiedź brzmi - wybieram opcję numer 1. Jednak nie na każdym torze prowadzenie pary daje fory.

W tym artykule dowiesz się o:

Żużlowcy tłumaczą swój wybór (numery 1, 3, 5 lub 9, 11, 13) tym, że w pierwszych biegach tor jeszcze się tak nie odsypuje, jak w późniejszej fazie zawodów. Jest bliższy dojazd do pierwszego łuku, więc po wygranym starcie łatwiej jest uciec do przodu z myślą, że nikt cię już nie dogoni. W początkowych seriach trudno o znalezienie szybkiej ścieżki, która dawałaby szansę nawiązania walki na dystansie z żużlowcem, który miał lepsze pole startowe i skrzętnie to wykorzystał.

Zawodnik startujący z pola zewnętrznego (z tych zaczynają zawodnicy drugiej linii), po przegranym wyjściu spod taśmy ma zazwyczaj pozamiatane, a słaby występ na inaugurację może rzutować na jego dalszy udział w meczu. Co z tego, że w kolejnej serii przechodzi na tory bliżej krawężnika, skoro trener widząc jego wcześniejszą nieporadność, po prostu zastosuje za niego rezerwę. W polskiej lidze nie ma czasu na sentymenty, dlatego poznanie składów awizowanych przed każdą kolejką jest tak samo ważne dla zawodnika jak i kibica. Żużlowiec od tego jaki otrzyma numer, uzależnia często ustawienia sprzętu. Są jednak obecnie takie obiekty w Polsce, na których czasem warto zaryzykować i wynegocjować z managerem numer parzysty (to oznacza drugą linię, a nie prowadzenie pary). Do takich torów można zaliczyć Tarnów. Ktoś rzecz jasna powie: mecz meczowi nierówny, że lider poradzi sobie, bez względu na to, jaką liczbę ma z tyłu pleców. To tak jak w tym powiedzeniu o tenisiście stołowym. Dobry potrafi zagrać nawet parapetem. Pewnie, ale po spotkaniu z Betardem Spartą Wrocław wspólnie z Jakubem Jamrogiem zauważyliśmy pewną ciekawą zależność. W dwóch pierwszych potyczkach na własnym torze zdobywał z bonusami ponad dziesięć punktów. Wtedy Paweł Baran desygnował go pod nr 12. Z wrocławianami został przesunięty na 11. Efekt? 6+1. A warto dodać, że używał tych samych silników, co z Falubazem i Get Well. - Trafna uwaga z tymi numerami startowymi. Może faktycznie rola do parowego nie jest w Tarnowie złym rozwiązaniem. Pojawia się więcej opcji na rozegranie pierwszego łuku. Nawet po przegranym starcie z czwartego pola, gdy nie zdążysz założyć rywala, możesz przyciąć, zrobić długą prostą, albo wyskoczyć z krawężnika, gdy inni zawodnicy się nawzajem wypychają. A tak przegrywając start z pierwszego lub drugiego pola trudno coś zrobić ponieważ jesteś natychmiastowo zamykany - analizuje Jamróg. - Mimo wszystko po przeanalizowaniu za i przeciw, to tylko wyjątek potwierdzający regułę. Osobiście czuję, że na większości torów lepszy jest ten numer nieparzysty. Zaczynasz z krawężnika i dojazd jest krótszy. Ale w ogóle najlepiej to wygrać start (śmiech). Wtedy wszystko staje się łatwiejsze i nie ma rozważań o wyższości jednych pól startowych nad drugimi - konstatuje.

ZOBACZ WIDEO Motocykl żużlowy podczas meczu

Źródło artykułu: