[tag=4249]
Jason Doyle[/tag] w niedzielę zanotował kiepski występ w PGE Ekstralidze, zdobywając jedynie pięć punktów w przegranym przez Get Well Toruń meczu wyjazdowym z Falubazem Zielona Góra (40:50). Od nowego tygodnia Australijczyk jakby stał się innym zawodnikiem - we wtorek pojechał bardzo dobre spotkanie w szwedzkiej Elitserien (12+1), a w czwartek wywalczył tytuł Indywidualnego Mistrza Premiership. - Świetnie, że we wtorek zanotowałem naprawdę udane zawody w Szwecji. Dzięki temu zdjąłem małpę z moich pleców i zacząłem punktować tak, jak należy - mówi mistrz świata, cytowany przez "speedwaygb.co".
Doyle wierzy, że ostatnie wyniki to dla niego przełomowy moment w tym sezonie. - Powrót na szczyt i ponowne cieszenie się jazdą to świetna sposób na rozpoczęcie sezonu, szczególnie po kilku ciężkich tygodniach. Znów staram się czerpać radość z żużla. W ubiegłym roku tego brakowało, bo wywierałem na siebie zbyt dużą presję, by zdobywać jak najwięcej punktów i zostać mistrzem świata. Musiałem ponownie przemyśleć tę strategię. Żużel znowu przynosi mi szczęście - komentuje.
Przełamanie Doyle'a to bez wątpienia świetna informacja dla Get Well Toruń, który zajmuje dopiero siódme miejsce w tabeli PGE Ekstraligi. W dotychczasowych meczach w tym sezonie torunianom bardzo brakowało punktów mistrza świata, który po pięciu ligowych kolejkach legitymuje się średnią biegową na poziomie 1,550. - Gdy jedzie się tylko dla siebie, można rozczarować jedynie jedną osobę. Gdy jednak startuje się w rozgrywkach ligowych i nie zdobywa się pokaźnej zdobyczy punktowej, można zawieść drużynę, która przegrywa mecz - przyznaje Doyle.
ZOBACZ WIDEO Nasi żużlowcy odpowiadali na pytania o Warszawę