Motocykl Kasprzaka do kasacji. Na szczęście z obojczykiem wszystko w porządku

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzak w kasku żółtym
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzak w kasku żółtym

Mecz Stali z Unią był festiwalem upadków. Krzysztof Kasprzak mówi, że miał dużo szczęścia, choć Peter Kildemand puścił w niego motocykl. - Ważne, że obojczyk cały, bo maszynę się naprawi - mówi Kasprzak.

Cash Broker Stal Gorzów wygrała z Grupą Azoty Unią Tarnów (53:37), ale goście długo stawiali opór. - Trudny mecz, tak jak zawsze w Ekstralidze. Na pewno tarnowianie dawali z siebie wszystko. Dobrze, że to wszystko się dobrze skończyło: mój upadek, Bartka i Szymona. Wszyscy chłopacy są cali. Dzięki Bogu - mówił Krzysztof Kasprzak.

Wspomniana kraksa wychowanka leszczyńskiej Unii miała miejsce podczas 14. wyścigu. Winnym został uznany Peter Kildemand, a bezpośrednio po zdarzeniu zawodnik Cash Broker Stali Gorzów wydawał się mieć coś do powiedzenia Duńczykowi. - Nie ma co wyjaśniać. Byłem z przodu o pół motocykla. Jak mnie zobaczył kątem oka, to puścił we mnie motor. Oni tak jeżdżą. Coś mnie ciągnie ta banda. Drugi mecz, drugi upadek. Miejmy nadzieję, że już nie będę musiał leżeć na torze w Gorzowie, bo kolejny motocykl do kasacji. Dobrze, że obojczyk jest cały. Maszynę się naprawi - stwierdził.

Do większego karambolu doszło chwilę później, gdy w 15. gonitwie Bartosz Zmarzlik walczył z Nickim Pedersenem. Tę dwójkę omijał Szymon Woźniak, który wpadł w dmuchaną reklamę na murawie. Dla reprezentanta Kraju Hamleta skończyło się to złamaniem kości w dłoni. - Dużo szczęścia. Dobrze, że chłopacy z tyłu szybko się zorientowali i nie trafili Bartka w plecy, ominęli leżących chłopaków - ocenił 33-latek.

Żużlowcy Grupy Azoty Unii Tarnów, choć nie mieli zbyt wielu argumentów, to starali się trzymać w kontakcie. - Wstawiali taktyczne, praktycznie co bieg jechałem na mocnych zawodników i nie miałem łatwiejszego biegu. To pokazywało, że tymi zmianami idzie jakoś ratować wynik. Dobrze się stało, że wygraliśmy - kontynuował Kasprzak.

ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników, czyli sprawdzian wiedzy żużlowców

To był drugi pojedynek Stali na własnym torze w tym sezonie. Czy udało się już na dobre rozszyfrować nawierzchnię? - Każdy jakoś jest dogadany ze sprzętem. Wiadomo, że inna temperatura, inaczej trzeba wody wlać, bo inna pogoda i tor jest inny. Był jednak dobry, normalny, przyczepny, jak w innych ośrodkach, gdzie byliśmy niedawno na wyjazdach. Tam nikt nic nie mówił. Może tak jest mówione, bo jesteśmy w Gorzowie. Na pewno lepiej tak niż antyżużel na betonie - zdradził indywidualny wicemistrz świata z 2014 roku.

Względem poprzednich starć zawodnikowi z Gorzowa przyszło tym razem startować u boku Grzegorza Walaska. Współpraca ta układała się całkiem dobrze. - Nie ma różnicy z kim jadę. Jeżeli wygramy start i jesteśmy w stanie na siebie spojrzeć, to nie ma problemu. W tym biegu z Linusem byłem szybszy po krawężniku, spojrzałem w prawo, że go nie ma, to szybko zmieniłem tor jazdy pod płot, żeby za bardzo nie szprycować. On przyciął do wewnętrznej i nie było problemu. Tak samo z Grzegorzem bieg wcześniej. Jechał po zewnętrznej, gdzie było ciut twardziej, a ja musiałem przy krawężniku czekać, żeby nie zasypać go szprycą, bo Kildemand jechał z tyłu - przypominał były jeździec Jaskółek.

Teraz gorzowian czeka rywalizacja w Grudziądzu z tamtejszym MRGARDEN GKM-em, który zazwyczaj stawia na wyżej wspomniany beton. - Mam mecz w Pile na twardym torze. Później pary w Ostrowie, gdzie chyba też będzie twardo, więc dwa spotkania będę miał, żeby się spasować na piątek. Będziemy się starali jak najlepiej jechać w Grudziądzu i miejmy nadzieję, że uda nam się zwyciężyć. Ostatni ich pojedynek pokazał, że są do ugryzienia u siebie - zakończył Krzysztof Kasprzak.

Źródło artykułu: