Wychowanek toruńskiego klubu, wspólnie z Fredrikiem Lindgrenem, poprowadził forBET Włókniarza Częstochowa do pierwszego wyjazdowego triumfu w tym sezonie PGE Ekstraligi. Lwy przypieczętowały sukces w ostatnim wyścigu zawodów, w którym piekielnie szybki Szwed pokonał parę Falubazu Zielona Góra. Na czwartym miejscu gonitwę tę zakończył z kolei Adrian Miedziński, dla którego była to jedyna porażka w tym spotkaniu.
- Cieszę się przede wszystkim z tego, że wygraliśmy mecz, który cały czas był na styku. W ostatnim biegu ruszałem z bardzo trudnego, czwartego pola. Dobrze, że Fredrik Lindgren wygrał ten wyścig. Było trochę zmieszania na pierwszym łuku, ale zobaczyłem, że Szwed jedzie pierwszy, więc kamień spadł mi z serca. Już w trakcie wyścigu cieszyłem się ze zwycięstwa mimo, że przegrałem tę gonitwę - mówi Miedziński w rozmowie ze speedwayekstraliga.pl.
32-latek w Zielonej Górze wywalczył 10 punktów i dwa bonusy w pięciu wyścigach, co jest dla niego najlepszym rezultatem w tym sezonie. W dwóch wcześniejszych meczach ligowych zdobył łącznie dziewięć "oczek" i trzy bonusy w dziewięciu biegach.
- Na pewno się rozkręcam. Potrzebuję jeszcze zdobyć trochę pewności siebie, bo mam za sobą bardzo trudny sezon - z kontuzjami i dwiema operacjami. To też nie jest tak, że wszystko mi przychodzi "hop-siup". Układam to sobie w głowie - przyznaje żużlowiec, który nie dość, że coraz lepiej czuje się psychicznie i fizycznie, to jeszcze znajduje niezłą prędkość w swoich motocyklach.
ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników, czyli sprawdzian wiedzy żużlowców