W listopadowym okienku transferowym prezes ROW-u Rybnik Krzysztof Mrozek poprosił do siebie Rafała Szombierskiego i zaproponował mu, zgodnie z regulaminem, 60 tysięcy złotych za podpis i 1100 za punkt. Wydaje się, że dla Szombierskiego, który w sezonie 2017 jeździł od przypadku do przypadku, to był wymarzony kontrakt. On sam uważał jednak inaczej. W trakcie negocjacji strasznie "kozaczył", mówił, że za taką jałmużnę to on jeździł nie będzie. Kilka dni później podpisał umowę z forBET Włókniarzem Częstochowa i nie dostał za podpis ani złotówki. Gdzie tu logika?
Jeszcze lepsze jest to, że kontrakt z Włókniarzem jest tzw. umową warszawską. Tak przynajmniej twierdzi prezes klubu Michał Świącik, którego prosiliśmy o komentarz w sprawie Szombierskiego, gdy ten zaatakował prezesa ROW-u. Prawnik Jerzy Synowiec mówił, że w tej sytuacji Włókniarz powinien wyrzucić zawodnika na "zbity pysk". Prezes Świącik wyjaśniał, że nie musi tego robić, bo w zasadzie nic go z Szombierskim nie wiąże.
Puenta tej historii jest taka, że Szombierski dwoma ruchami podpisał na siebie wyrok. W ROW-ie odrzucił dobry kontrakt, a potem jeszcze spalił za sobą mosty, rzucając oskarżenie bez pokrycia (przeprosił, ale to niczego nie zmienia). Natomiast Włókniarz podpisał z nim kontrakt wyłącznie dlatego, żeby nie został na lodzie. Zawodnik niedawno, z własnej winy, stracił też najlepszego sponsora. Dziś nie ma środków na to, by samemu, bez wsparcia klubu, kontynuować karierę. Potrzebny jest cud, ewentualnie desperacja którejś z drużyn, byśmy Szombierskiego zobaczyli w tym roku na torze.
ZOBACZ WIDEO Gorące ambasadorki One Sport, czyli SEC Girls
Ciekawe, ile za podpis wziął Łaguta, i ile Mrozek płacił mu za punkt? Czym różni się dla wyniku drużyny, 1 punkt zdobyty za 1100 zł przez Szombie Czytaj całość