Bez Hamulców 2.0, to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego, redaktora WP SportoweFakty.
***
Nie potrafię spokojnie przyglądać się działaniom BSI, które za wszelką cenę chce uratować skórę (czytaj - budżet) i próbuje wcisnąć finał Drużynowego Pucharu Świata (bądź mistrzostw świata par) jednemu z polskich miast. Firma posiadająca prawa do najlepszych i najważniejszych imprez po raz kolejny traktuje nasz kraj jak bankomat. Jak trwoga, jak gdzieś nie chcą płacić wygórowanych stawek, to Anglicy z BSI zaczynają rajd po Polsce. Nie ma w tym żadnej strategii ani wizji. Jest tylko biznes i robienie kasy. Ktoś powie, że nic w tym dziwnego. Jednak każdy interes można zarżnąć. Myśląc perspektywicznie o dyscyplinie, powinno się przewidywać skutki pewnych działań.
Szkoda, że PZM i polskie kluby nie potrafią stworzyć wspólnego frontu. Nawet Andrzej Rusko, który przez lata opierał się pokusie zrobienia imprezy BSI we Wrocławiu, teraz jest otwarty. Może nie oferuje szalonych pieniędzy, ale skoro i ten bastion padł, to chyba nie ma już dla żużla nadziei.
Oczywiście Betard Sparta Wrocław, podobnie jak każdy polski organizator Grand Prix czy DPŚ, zarobi niezłe pieniądze. W przypadku GP zysk przekracza zwykle milion złotych. Z DPŚ jest mniej pieniędzy, ale też można się obłowić. Problem w tym, że sukces jednego klubu oznacza cierpienie innych. W końcu portfel żużlowego kibica nie jest z gumy. Nie każdego będzie stać na to, żeby w tym roku zaliczyć w Polsce trzy Grand Prix, finał DPŚ (lub MŚ par), dwie rundy SEC (w tym jedna na Stadionie Śląskim w Chorzowie), jedne zawody Speedway Best Pairs i siedem do dziewięciu meczów swojej ukochanej drużyny w PGE Ekstralidze. Za wszystkie te frykasy trzeba będzie zapłacić spokojnie około 800 złotych (z rodziną jeszcze więcej). Nie licząc kosztów przejazdu. Przecież nie wszystkich na to stać. Zaczną się kalkulacje typu, a może odpuszczę jedno, czy dwa spotkania w lidze.
Działacze polskich klubów doskonale zdają sobie sprawę z tego, że im więcej imprez żużlowych w Polsce tym gorzej. Tort do podziału jest ciągle taki sam, a chętnych przybywa. BSI, One Sport, kluby, każdy chce uszczknąć coś dla siebie. Pytanie, kto za to zapłaci. Jedni mówią, że samorządy, czyli podatnicy. Nie ulega wątpliwości, że jak tak dalej pójdzie, to tu będzie potrzebne jakieś żużlowe 500+. Jeśli w cudowny sposób wypchamy ludziom portfele, to starczy im na wszystko, a z frekwencją w PGE Ekstralidze będzie nadal tak dobrze, jak w sezonie 2017.
ZOBACZ WIDEO W żużlu nie obyło się bez skandali. Był doping i korupcja
[color=#000000]
[/color]
Swoją drogą, to nad frekwencją ligową w minionym roku warto się pochylić. Łącznie stadiony PGE Ekstraligi odwiedziło 623 tysiące 186 widzów. O prawie 90 tysięcy więcej niż w sezonie 2016. Nowy Stadion Olimpijski we Wrocławiu, moda na żużel w Rybniku, powrót forBET Włókniarza Częstochowa i kibiców głodnych sukcesu na obiekt w Lesznie zrobiły swoje. Zastąpienie Rybnika Tarnowem (pierwsi spadli, drudzy awansowali do elity) na pewno nie wpłynie na poprawę wyniku. Drenowanie kieszeni kibica innymi, konkurencyjnymi imprezami też może mieć negatywny wpływ. Szkoda, bo fajnie to wyglądało i dobrze by było ten rosnący trend utrzymać.
PS1: Publikowany przez nas "Kwestionariusz Pivota" (taka propozycja lekko bulwarowa i z przymrużeniem oka) narobił niezłego zamieszania. Sławomir Kryjom napisał, że znów jest szczęśliwie zakochany i wszyscy pytają, co, jak, gdzie, w kim? Jacek Frątczak, obserwując coraz bardziej odważne wynurzenia ludzi z tzw. środowiska, twierdzi, że zaraz pewnie wybuchnie jakaś większa bomba. Jednak nawet ja nie odważę się napisać, co ów poeta ma na myśli.
PS2: A propos tego całego zamieszania z DPŚ warto poruszyć wątek sponsora naszej reprezentacji. Na coś się nasz związek z GLS umówił, a teraz nie wiadomo, czy kurierska firma to dostanie. Nie z winy związku, ale z powodu zachowania BSI, które może zrobić mistrzostwa świata par zamiast tradycyjnego DPŚ. Wysyłamy sponsorom sygnał, że na tym rynku wszystko może się zdarzyć. Tak poważna zmiana, jak zastąpienie par drużynówką nie powinna być wyborem dokonywanym na podstawie rzutu monetą.
Osobnym problemem jest równanie w dół. Po co się doskonalić i celować w czterech, pięciu mocnych zawodników, skoro za chwilę się okaże, że dwóch wystarczy. Jak tak dalej pójdzie, to za chwilę reprezentacyjnego ścigania nie będzie. Spełni się marzenie tych, którzy chcieliby, żeby żużel był niczym Formuła 1.
panie ostafinski a moze pan sie zaintersuje w jaki sposob tarnow dostal ta niby licencje nadzorowana j Czytaj całość