Pierwszy raz Piotr Pawlicki upadł już w 5. wyścigu meczu Fogo Unia Leszno - Betard Sparta Wrocław (49:41). Wtedy to bardzo ostro zaatakował go Szymon Woźniak, za co został zresztą wykluczony. Na torze pojawiła się karetka, ale kapitan Unii wstał o własnych siłach i w powtórce dzielnie walczył z osamotnionym Taiem Woffindenem. Kolejny upadek przytrafił mu się w 15. biegu. Tu jednak potrzebna była nie tylko karetka, ale również krzesło, na którym Pawlicki wrócił do parkingu. W powtórce pojechał, ale mocy wystarczyło tylko na dwa okrążenia. Mimo to kapitan leszczynian i tak nękał atakami Vaclava Milika.
- Mogę powiedzieć, że Piotr jest obolały, ale nie ma żadnych złamań - mówi nam menedżer teamu Pawliccy Racing Maciej Pęcak. - W poniedziałek zawodnik przejdzie kompleksowe badania i po nich dostosujemy zabiegi fizjoterapeutyczne na ten tydzień, aby stłuczenia i obolałe mięśnie wróciły do normalnej sprawności - dodaje.
Piotr Pawlicki to najczęściej leżący na torze zawodnik PGE Ekstraligi tego sezonu. Na jego koncie widnieje już 10 upadków. Mówimy o cyfrze ogólnej - bez podziału na upadki z własnej czy spowodowanych przewinieniem rywala. To musi boleć, bo do tego dochodzą jeszcze upadki w GP. Pawlicki jednak zagryza zęby i walczy do upadłego. Ta postawa podoba się fanom Unii, którzy widzą w nim tytanicznego bohatera. Aż strach pomyśleć, że jeszcze dwa lata temu Pawlicki oficjalnie żegnał się z macierzystym klubem.
ZOBACZ WIDEO Budowa motocykla żużlowego