Dzika karta dla Kasprzaka nie powinna dziwić. W Gorzowie wyjątkiem był tylko Ward

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzak
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzak

W Grand Prix Polski w Gorzowie z dziką kartą wystąpi Krzysztof Kasprzak. Nie brakuje opinii, że zaproszenie niekoniecznie powinno trafić w jego ręce. Gorzowianie od lat jednak konsekwentnie stawiają na swoich i mają ku temu pełne prawo.

W tym artykule dowiesz się o:

W Gorzowie Wielkopolskim turnieje elity odbywają się od 2011 roku. W premierowej edycji nie tylko nie udało się doprowadzić zawodów do końca (po czterech seriach przerwał je deszcz), ale też przeforsować startu polskiego zawodnika z dziką kartą. Podobnie jak miało to miejsce kilka tygodni wcześniej w Toruniu, z numerem szesnastym na plecach wystartował Australijczyk Darcy Ward.

Australijski wyjątek

Ówczesna nominacja 19-latka z Antypodów była pokłosiem kontrowersyjnych negocjacji PZM i jego prezesa Andrzeja Witkowskiego ze światową federacją. Bogu ducha winien Ward wystąpił w dwóch polskich imprezach w zamian za wynegocjowaną stałą przepustkę dla Janusza Kołodzieja na cały sezon 2011. Zarówno w Toruniu, jak i Gorzowie nie brakowało wówczas polskich kandydatów na start w Grand Prix, których przecież organizatorem były i są nadal miejscowe kluby do spółki z Urzędami Miast.

Od 2012 roku w Gorzowie stawia się już tylko na swoich zawodników. Czterokrotnie z rzędu dzika karta trafiała w ręce Bartosza Zmarzlika, natomiast od ubiegłego roku jednorazowy bilet otrzymuje Krzysztof Kasprzak. O ile przed rokiem udział byłego indywidualnego wicemistrza świata był oczywisty z uwagi na jego dyspozycję, o tyle teraz nie brakowało głosów, by nominację otrzymał ktoś z dwójki: Szymon Woźniak - Jarosław Hampel.

Pierwszy zdobył na początku lipca w na gorzowskim torze tytuł indywidualnego mistrza Polski, drugi wygrał turniej SEC w Toruniu i notuje znakomite wyniki w lidze. Dlatego też ewentualny wybór któregoś z nich z pewnością byłby uzasadniony.

ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody

W Lesznie i Toruniu także brali swoich

Należy przyznać, że Stali jako gospodarzowi przysługuje jednak pełne prawo wystawiania zawodnika swojego klubu i taki proceder nie powinien już nikogo dziwić. Od lat polscy organizatorzy ze sporadycznymi wyjątkami forsują własną kandydaturę. Tak jest m.in. w Toruniu, gdzie poza wspomnianym Wardem raz zdarzyło się, by dzikiej karty nie otrzymał miejscowy reprezentant - w 2012 roku nominowany był Maciej Janowski. W sumie trzy razy stawiano na Adriana Miedzińskiego, a dwa na Pawła Przedpełskiego. W tym roku kolejna przepustka dla któregoś z nich także nie byłaby wielkim zaskoczeniem.

Kilka lat wstecz konserwatywna polityka nominacji miała miejsce w Lesznie, gdzie na pięć imprez w latach 2008-2012, w każdej z szesnastką wystąpił zawodnik miejscowej Unii. Najpierw dwukrotnie był to Hampel, następnie Kołodziej, Damian Baliński i wreszcie Przemysław Pawlicki.

Z początku standardy były inne

Czasy się zmieniły. Leszno, Toruń i Gorzów niemal całkowicie odeszły od modelu, który przez lata stosowano we Wrocławiu i Bydgoszczy. Dość powiedzieć, że zdecydowanie częściej dzikie karty w obu tych miastach otrzymywali jeźdźcy innych klubów, o wychowankach nie wspominając (tutaj wyjątkiem był tylko Jacek Gollob). I to pomimo tego, że w latach 1998-2004 z uwagi na tzw. system "nokautowy" i liczbę 24 uczestników turnieju na każdy przyznawano dwie dzikie karty.

Powodów tego było jednak kilka. Polacy nie byli wtedy przodującą nacją w światowym speedwayu i poza Tomaszem Gollobem niewielu ich startowało w danym sezonie w cyklu. A co za tym idzie, dzikie karty otrzymywali ci, którzy byli uznawani za aktualnie najlepszych nie startujących w elicie. Co ważne podkreślenia, zarówno klub wrocławski, jak i bydgoski nie miał też w swoich kadrach jeźdźców, którzy byliby klarownymi kandydatami do jazdy. Jeśli takowych mieli, to akurat byli oni stałymi uczestnikami. W grę wchodziły także względy kibiców, którzy nadciągali za ulubieńcami z wielu stron.

Przy Sportowej z biegiem lat zaczęto już nawet stawiać na zawodników z regionu, czyli de facto z Torunia, licząc przy tym na większe zainteresowanie kibiców zza miedzy i ich przyjazd na turniej. Po dwie okazje do startu mieli tym samym Wiesław Jaguś i Miedziński. W 2013 roku sugerowano podobny manewr w Gorzowie i zgłoszenie Patryka Dudka, ale działacze Stali ucięli wszelkie dyskusje w zarodku, wystawiając Zmarzlika. Podobnie jak teraz uczyniono z Kasprzakiem.

Dzikie karty na turnieje w polskich miastach w Grand Prix (1995-2017)*:

GospodarzZawodnik miejscowego klubuZawodnik innego klubu/narodowościWychowanek
Wrocław Śledź T. Gollob, Dobrucki, Protasiewicz, Ułamek, Jaguś, Walasek, Kasprzak -
Bydgoszcz J. Gollob, Protasiewicz, Buczkowski Dados, J. Gollob, Hampel, Cegielski, Szombierski, Chrzanowski, Kasprzak, Jaguś, Kołodziej, Miedziński J. Gollob
Leszno Hampel, Kołodziej, Baliński, Prz. Pawlicki - Baliński, Prz. Pawlicki
Toruń Miedziński, Przedpełski Ward, Janowski Miedziński, Przedpełski
Gorzów Zmarzlik, Kasprzak Ward Zmarzlik

* analiza nie obejmuje turniejów w Chorzowie i Warszawie

Źródło artykułu: