Po upadku Pawła Przedpełskiego w Rybniku, właściciel Get Well Toruń Przemysław Termiński, nie przebierając w słowach, napisał na Facebooku, że Fredrik Lindgren dostał z góry zlecenie, by wyeliminować jego zawodnika. Krzysztof Mrozek, prezes ROW-u Rybnik, czyli góra, odpowiada że niczego Szwedowi nie zlecał.
- Oskarżenie pod adresem moim i Lindgrena jest tak ostre, że aż muszę powiedzieć, że senatorowi nie przystoi pisać takich rzeczy po internecie - komentuje Mrozek. - Zwłaszcza, że pewną sprawę przemilczał, a my też jej dotąd nie nagłaśnialiśmy. Zapomniał właściciel Get Well, że Paweł przyjechał do Rybnika, jak kiedyś Jason Doyle na Grand Prix. Miał ze sobą kule. A czy pełnosprawny człowiek chodzi o kulach?
- Według mnie zawodnik nie do końca wszystko wyleczył, w feralnym biegu spadł na kontuzjowaną nogą, coś złego się porobiło i potem są pretensje - stwierdza szef rybnickiego klubu. - A dla mnie nie jest normalne, że puszcza się żużlowca, który nie jest w stu procentach zdrowy. Jak dalej będziemy tak robili, to będą się działy takie rzeczy. My potrafiliśmy zablokować występ Maxa Fricke, który przecież palił się do jazdy mimo urazu kręgów szyjnych.
Mrozek mówi, że cztery razy oglądał atak Lindgrena na Przedpełskiego. Wnioski? - Był ostry, ale z drugiej strony nie było żadnego kontaktu między zawodnikami - stwierdza Mrozek. - Fredrik nie dotknął Pawła, choć poszerzył tor jazdy. Co więcej, Przedpełski miał jeszcze dużo miejsca, żeby uciec i opanować motocykl. Nie rozumiem komentarzy, że to był bezpardonowy atak, że mogła być nawet czerwona kartka. Przecież Paweł upadł sam - kończy prezes rybnickiego klubu.
ZOBACZ WIDEO Artur Siódmiak wielkim fanem żużla