Jarosław Galewski. Szlaką pisane: W historii Hampela brakuje jednego rozdziału, ale jest na niego za późno (felieton)

WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Jarosław Hampel (z lewej)
WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Jarosław Hampel (z lewej)

Jarosław Hampel już zrobił coś wielkiego. Wrócił do wysokiej formy, choć po poważnej kontuzji i żmudnej rehabilitacji wiele osób w niego wątpiło. Jego historia mogłaby być wspominana przez długie lata, ale przydałoby się dopisać mocne zakończenie.

W tym artykule dowiesz się o:

Szlaką pisane to felieton Jarosława Galewskiego, dziennikarza WP SportoweFakty.

***

Nie zazdroszczę Markowi Cieślakowi. Trener pewnie widzi, że Piotr Pawlicki się męczy i jest daleki od optymalnej formy. Z drugiej strony jego "nagła choroba" i zmiana na finał DPŚ mogą źle wpłynąć na atmosferę w kadrze. A to dla Cieślaka zawsze było bardzo ważne. Nasz szkoleniowiec pewnie teraz siedzi i myśli, co zrobić. Jestem ciekaw, na co się ostatecznie zdecyduje.

Co do jednego nie mam wątpliwości - Jarosław Hampel miałby w sobotę szansę na historię doskonałą. Po ciężkiej kontuzji uda wiele wycierpiał. Powrót nie był dla niego łatwy, bo po drodze trzeba było nie tylko ciężko pracować i pokonywać kolejne bariery, ale radzić sobie jeszcze z krytycznymi opiniami na swój temat. Jarka nic nie złamało i za to już teraz należy mu się szacunek. Byłoby jednak idealnie, gdyby historia o jego wielkim powrocie zakończyła się zdaniem "znowu zostałem mistrzem świata". Mam jednak wrażenie, że na dopisywanie takiego zakończenia jest już za późno. Są w życiu momenty, kiedy lepsze jest wrogiem dobrego. I tak jest właśnie w tym konkretnym przypadku.

Uważam, że od strony sportowej Marek Cieślak niczym by nie ryzykował. Hampel w Lesznie to raczej pewna inwestycja, bo ostatnio punktuje wszędzie i z najlepszymi. Wiem, że DPŚ to coś innego, że za Pawlickim przemawiają świeże doświadczenia z imprez najwyższej rangi. Wszystko się zgadza, ale nad jedną rzeczą warto się zastanowić. Niezależnie od tego, jak potoczy się drugi półfinał i baraż, w sobotę w składzie każdego z naszych rywali pojawią się żużlowcy, którzy nie załapali się w tym roku do PGE Ekstraligi, zrobili to rzutem na taśmę lub jeżdżą w niej niewiele. Nie wspomnę już o tym, że do rywalizacji staną również zawodnicy, którzy nie odjechali w tym roku w Polsce jeszcze ani jednego meczu. Pod względem sportowym nie ma zatem powodu do obaw.

ZOBACZ WIDEO Żużel był już na World Games

Jest również silna pokusa, bo reprezentacja zawdzięcza Hampelowi wiele medali. Choćby z tego powodu ten zawodnik powinien stać w sobotę na najwyższym stopniu podium ze złotym medalem na szyi i słuchać Mazurka Dąbrowskiego. Owszem, za zasługi, ale też za ciężką pracę i aktualną formę.

Marek Cieślak ma wielki sentyment do Hampela. Wiele razy wspominał, że chciałby jeszcze z nim coś wygrać. W tym powrocie Jarka na szczyt on też ma swój udział, bo był jednym z nielicznych, którzy cały czas w niego wierzyli. A przypominam, że początki łatwe nie były, bo Hampel zanim wskoczył na wysoki poziom, po drodze przepadł w kiepskim stylu w Eliminacjach Złotego Kasku w Gnieźnie. Jego sobotni sukces byłby też po części sukcesem Cieślaka. A już na pewno powodem do olbrzymiej satysfakcji.

Niestety, cena napisania takiej historii jest zbyt wysoka. Od realizacji pięknego scenariusza ważniejsze jest zachowanie zdrowej rywalizacji w kadrze. Zgadzam się z Krzysztofem Cegielskim, że zmianą za pięć dwunasta doprowadzilibyśmy do szaleństwa. Nie chcę, żeby za rok reprezentanci Polski walczyli między sobą o start w DPŚ na śmierć i życie w każdym wyścigu. Prawda jest taka, że z Pawlickim czy Hampelem jesteśmy murowanym faworytem sobotniego finału. W tej sytuacji konflikt w drużynie jest ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebujemy.

Pomijam już, że na miejscu trenera nie potrafiłbym pójść do Piotra Pawlickiego i prosić go o "nagłą" chorobę. Co innego, gdyby zawodnik nie czuł się na siłach i sam wyszedł z taką inicjatywą. O to młodszego z braci jednak nie podejrzewam. Za dużo w nim ambicji.

PS. Od rana czytam regulamin DPŚ i pytam różne osoby, czy Pawlicki mógłby pojechać w niedzielę w Częstochowie, gdyby nie wystartował w sobotę w DPŚ. Każdy mówi coś innego, a to tak naprawdę kluczowe pytanie. Jeśli Piotr miałby opuścić mecz pod Jasną Górą, to wszelkie kombinacje z góry skazane są na niepowodzenie. To tak na marginesie.

Jarosław Galewski
Przeczytaj inne teksty autora

Źródło artykułu: