Wieczór na łotewskiej ziemi zakończył się happy endem, gdyż trzech Polaków stanęło na podium. Wszyscy znajdowalibyśmy się jednak w innych nastrojach, gdyby nie trzeźwość umysłu i refleks Mateja Zagara. Słoweniec miał ułamki sekundy, by zareagować, gdy w siedemnastym biegu wywrócił się przed nim Maciej Janowski. Zawodnik Włókniarza Vitroszlif CrossFit Częstochowa skręcił kierownicą, zmieniając tor jazdy, dzięki czemu nie uderzył z całym impetem w Polaka.
- Szczęście w nieszczęściu, że za plecami Maćka jechał tak doświadczony żużlowiec jak Matej, bo nie wiem czy każdy zachowałby zimną krew i tak doskonale zareagował. Od nas wszystkich należą mu się wielkie słowa podziękowania, bo powiedzmy sobie szczerze, uratował zdrowie, a może i życie Maćka Janowskiego - przyznaje ekspert naszego portalu, Wojciech Dankiewicz.
- Gdyby Zagar nie wykonał swojego manewru, to przecież po prostu by Maćka rozjechał. Zamiast świętowania podium, mielibyśmy wielki dramat. Aż trudno wracać myślami do tej sytuacji. Teraz pozostaje nam trzymać kciuki za innego poszkodowanego z tego biegu, Bartka Zmarzlika, który wyglądał na mocno poobijanego. Oby i on doszedł szybko do siebie - dodaje.
Wojciech Dankiewicz zwraca przy tym uwagę, że niebezpieczny tor dawał o sobie znać także przy innych sytuacjach. - Problem był zarówno na drugim łuku, jak i przy wyjściu z pierwszego. Tłumaczenia pana Phila Morrisa, dlaczego nic nie robiono z nawierzchnią w trakcie zawodów zupełnie mnie nie przekonują. Moim zdaniem musi kupić sobie książkę pod tytułem gleboznawstwo. Wszyscy cieszymy się teraz sukcesem naszej trójki Polaków, ale nie zmienia to faktu, że na ten turniej, z powodu niebezpiecznego toru, będziemy patrzeć z pewnym niesmakiem. W większości biegów nie było wielkiego ścigania i jeśli coś to rekompensowało, to spora dramaturgia - kwituje Dankiewicz.
ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody