Andrzej Witkowski zaproponował niedawno, by to Polski Związek Motorowy kupował wszystkie licencje na Grand Prix w Polsce i sprzedawał je poszczególnym miastom. Miałoby to zapobiec niepotrzebnej, zdaniem prezesa, licytacji między poszczególnymi miastami, które starają się o wymaganą licencję.
Ta propozycja ma związek z rozgoryczeniem władz żużlowych w Polsce. Nie jest bowiem tajemnicą, że samorząd ze stolicy Polski nie chce dokładać się choćby w niewielkim stopniu do organizacji zawodów na PGE Narodowym. - My musimy szukać sponsorów i nie staramy się o rundę w Warszawie dla pieniędzy. My nie mamy świętego Mikołaja w postaci miasta, które kupuje licencję. Prezydent Warszawy nie kupuje nam prawa do organizacji Grand Prix - tłumaczy Witkowski.
Związek nie zapomina o projekcie odbudowy klubowego żużla w Warszawie. Działacze chcą, by Grand Prix na największym stadionie w Polsce wywołało zainteresowanie władz samorządowych miasta Warszawy żużlem. Co więcej, liczą na stworzenie toru stałego, na którym mogłyby się odbywać zawody. Niestety szanse na to są niewielkie.
Podobnie jak na Grand Prix na Stadionie Śląskim w Chorzowie. W październiku zostanie on oddany do użytku i lokalne władze pytały w PZM-ie o imprezę z udziałem najlepszych żużlowców. Jak jednak wiadomo, temat w zasadzie nie istnieje i został specjalnie podgrzany przez PZM, by zmobilizować do działania stołeczny magistrat. Póki co z marnym skutkiem.
ZOBACZ WIDEO Falubaz musi spełnić jeden warunek. Wszystko w rękach Hampela