Jacek Gajewski mówi, że do Grega Hancocka w Toruniu przekonany był już dawno. Na tym transferze najbardziej zależało mu w 2010 roku, kiedy pracował jeszcze w Unibaksie. Twierdzi, że okoliczności były naprawdę sprzyjające. - Wtedy rzeczywiście była duża szansa, żeby Greg u nas się pojawił - mówi nam menedżer Get Well Toruń.
Amerykanin od sezonu 2006 jeździł w Częstochowie. Spędził w niej cztery lata. Później Włókniarza nie było już na niego stać, bo dysponował zdecydowanie mniejszym budżetem. Obie strony rozstały się w zgodzie. Chętnych na usługi Hancocka nie brakowało. Jednym z nich był Unibax, ale żużlowiec ostatecznie wybrał ofertę innego klubu. Podpisał kontrakt w Zielonej Górze.
- W szczegóły nie chcę wchodzić, ale jeśli mam być szczery, to zdecydowały o tym naprawdę mało istotne detale. Uważam, że to jeden z największych błędów, jakie popełniłem. Żałuję, że się nie uparłem i nie postawiłem na swoim - podkreśla Gajewski.
Menedżer toruńskiej ekipy tłumaczy, że Hancocka polecał wielu działaczom, z którymi współpracował. Nie zawsze miał jednak na wszystko decydujący wpływ. W 2010 roku temat transferu był na dobrej drodze. Amerykanin nie trafił do Torunia, bo w kadrze zespołu byłoby więcej seniorów niż miejsc w składzie. Ktoś musiałby siedzieć na ławce. Klub uznał, że to nie jest dobry pomysł i porzucił pomysł sprowadzenia doświadczonego żużlowca.
ZOBACZ WIDEO Marek Cieślak i Jarosław Hampel nie czytają wypowiedzi Roberta Dowhana. Tak jest lepiej