WP SportoweFakty: Pana debiut w PGE Ekstralidze był niesamowity i z pewnością wielu zapamięta go na długo. W meczu finałowym przeciwko Betardowi Sparcie Wrocław wygrał pan dwa z czterech swoich wyścigów. Jak z perspektywy czasu pamięta pan ten dzień?
Dominik Kubera: To był wspaniały moment. Sporo wniósł do mojej krótkiej kariery. Nie pamiętam do końca szczegółów z tego dnia. Byłem w szoku i w ogóle to do mnie nie docierało. Dopiero gdy zobaczyłem powtórki w telewizji, uświadomiłem sobie to wszystko. Podszedłem do tych zawodów jak do zwykłego meczu, turnieju młodzieżowego.
Bartosz Zmarzlik nie ukrywa, że podchodzi do każdego wyścigu, niezależnie od jego rangi, tak samo.
- Teraz nie udaje mi się podchodzić do meczów, wyścigów z takim podejściem. Tamten dzień był wyjątkowy. Gdy obudziłem się rano, powiedziałem do siebie: - Dzisiaj mam zawody, super! Zjadłem śniadanie i obiad przygotowany przez mamę. Nabrałem wielkiej ochoty na jazdę na żużlu. Przed spotkaniem były luźne rozmowy z chłopakami. Tak naprawdę w ogóle nie wiedziałem, o co jedziemy ten mecz. Zupełnie odłączyłem się od wszystkiego. Dla mnie ranga zawodów była zupełnie nieistotna. Jakiś czas później, gdy to do mnie dotarło, sam byłem zdziwiony, że w tak młodym wieku w ten sposób podszedłem do tych zawodów. To było coś niebywałego. Chciałbym tak podchodzić do każdego turnieju.
ZOBACZ WIDEO Pierwsze treningi i sparingi pokażą czy tor będzie ich atutem
Ale jest to niezwykle trudne. Wspomniał pan, że w dniu debiutu to się udało, ale później ciężko było to powtórzyć.
- W tamtym finale ja nic nie musiałem, ale mogłem i to wykorzystałem. Teraz każdy wymaga ode mnie więcej. Każdy teraz używa słowa "musisz". Ciągle słyszę: - Ty musisz zdobyć dwa albo trzy punkty w meczu.
[b]
Kibice i włodarze mają wobec pana duże oczekiwania, podobnie zresztą jak nowy trener i sztab szkoleniowy. Mało kto bierze pod uwagę to, że nie skończył pan jeszcze 18 lat...
[/b]
- Jeżeli jakiś zawodnik zdobywa 10 punktów w meczu, to w kolejnym spotkaniu wymaga się od niego jeszcze lepszego rezultatu. Mi w tamtym finale udało się zdobyć sześć punktów, ale teraz każdy wymaga ode mnie więcej, więcej, więcej… Tak się nie da i siedzi w głowie to, że ktoś od ciebie oczekuje coraz lepszego wyniku. Jeżeli tego wyniku nie będzie, zawiedziesz te osoby.
Może warto by było zamienić słowa "trzeba i musisz" na sformułowanie "fajnie by było"?
- Tak, ale też z tym naciskiem na "trzeba". Myślę, że dobre wyniki przyjdą z czasem.
Wraz z Bartoszem Smektałą będzie pan tworzył formację młodzieżową Fogo Unii Leszno. Daniel Kaczmarek ostatecznie porozumiał się z Get Well Toruń. Czy to robi dla pana jakąkolwiek różnicę? Nie ukrywajmy, na pewno cieszy się pan, że będzie miał pewne miejsce w składzie meczowym.
- Można powiedzieć, że trochę tak, chociaż rywalizacja o skład też nie była zła, bo to dobrze na nas wpływało. Każdy chciał udowodnić, że to on powinien startować w meczu. Były tego plusy i minusy. Myślę, że ostatecznie wyszło na plus. Wydaje mi się, że w nadchodzącym sezonie będę miał większy spokój psychiczny przed meczami ligowymi. Już z góry będzie wiadomo, kto wystartuje. Myślę, że będzie dobrze.
Jakie elementy w swojej jeździe musi pan zdecydowanie poprawić?
- Dużo jest elementów, które muszę poprawić i nad którymi będę pracował. Uważam, że ogólnie muszę poprawić swoją jazdę. Popełniam jeszcze sporo błędów, co wykorzystują rywale i mnie wyprzedzają.
Jaki jest pana ulubiony tor w Polsce?
- Nie mam ulubionego toru. Jak się ma dobrze spasowany motocykl, to każdy tor odpowiada. Ja preferuję krótkie i techniczne tory. Chociaż czasami lubię jeździć na długich torach. Ciężko mi sprecyzować. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że wolę przyczepne nawierzchnie. Wtedy czujesz jak motocykl szarpie do przodu. Na twardych torach zawsze mam problemy.
Czy pana rodzina ma tradycje żużlowe?
- Nikt w mojej rodzinie nie był żużlowcem. Żużel pokochałem przez dziadka i tatę. Dziadek kiedyś był w Lesznie toromistrzem, a tato mu pomagał. Obaj mają olbrzymią pasję do tego sporu, ale nie myśleli o byciu żużlowcami.
To skąd pomysł na spróbowanie swoich sił na żużlu i zapisanie się do szkółki?
- Kiedyś na mecz zabrał mnie tato. To było wiele lat temu. Jedyne co zapamiętałem to szarże Damiana Balińskiego. "Szedł po płocie aż dechy trzeszczały"! To zostało mi w pamięci aż do teraz. Mam przed oczami jego sylwetkę, gdy jechał na prowadzeniu z ręką podniesioną do góry.
Tato kupił mi motorynkę, na której jeździłem całymi dniami i oczywiście po pewnym czasie ją popsułem. Po pierwszej komunii sprawiłem sobie motocykl crossowy. Od małego interesowałem się motorami. W końcu zapisałem się do szkółki i po raz pierwszy miałem styczność z motocyklami żużlowymi.
Żużlowy idol?
- Zdecydowanie Leigh Adams. Niesamowicie zachowywał się na torze.
I spędził w leszczyńskim klubie 14 lat!
- Wytrwał wiele lat. Teraz rzadko się to zdarza, żeby obcokrajowiec tak długo reprezentował barwy jednego klubu w Polsce. Jeżeli ktoś wytrzyma w jednym klubie dziesięć lat, to jest to dużo. Był bardzo dobry w tym, co robił. Dla mnie był numerem jeden.
[b]Rozmawiał Mateusz Kędzierski
Zapamietaj raz na jutro. Musisz to zrobić!!!;)))))