Łowca dzików. Motocykle zamienił na strzelby. Chce jechać na safari i zapolować na lwa

Mariusz Węgrzyk ma w domu trzy strzelby, więc lepiej nie wchodzić mu w drogę, choć on sam przekonuje, że krzywdy by człowiekowi nie zrobił. Broń służy mu do polowania na grubego zwierza. Teraz jest łowcą dzików, ale marzy mu się polowanie na lwa.

Mariusz Węgrzyk, rocznik 79. Jeden z tych, o których mówiło się "wielki talent". Wychowanek klubu z Rybnika ma na koncie 17 sezonów w lidze. Największy sukces to srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Polski zdobyty z WTS-em Wrocław. Z żużlem od sześciu lat nie ma nic wspólnego. Zaszył się w lesie.

- Przesiadłem się z motocykla na traktor - śmieje się Węgrzyk. - Założyłem jednoosobową firmę, która wywozi z lasu drzewo po ścince. Mam samochód z żurawiem do przeładunku. Mam też traktor, ciągnik. Jakoś sobie radzę. Moje życie od zawsze toczyło się gdzieś obok lasu. Od małego mieszkam tuż obok. Gdy w przeszłości jeździłem na żużlowe mecze, to spoglądałem na ten las tęsknym wzrokiem. Mówiłem sobie, że kiedyś to będzie moje życie. I tak się stało.

Były żużlowiec jest także zapalonym myśliwym. Ale nie strzela do sarenek. - Jakoś nie mogę - przyznaje. - Wolę jelenie, byki, lisy, bażanty, ale ostatnio to zdecydowanie dziki. Populacja strasznie wzrosła, zwierzęta wchodzą do wsi i miast. Tu, gdzie mieszkam, dziki łażą sobie po ulicy, ludzi straszą. Interwencje myśliwych i odstrzał są konieczne. W ogóle to mamy fajne i bogate łowisko - chwali się Węgrzyk.

Jak sam mówi, do łowienia podchodzi na dużym luzie. Bardziej chodzi mu o obcowanie z naturą. Zawsze lubił ciszę i spokój. Teraz może się jej w pełni oddać. Marzy też jednak o czymś spektakularnym. - Nie kryję, że od jakieś czasu planuję wyjazd na safari - zdradza. - Chciałbym ustrzelić lwa, to byłoby naprawdę coś. Nie wiem, czy uda mi się ten plan zrealizować, ale Afryka jest czymś, co siedzi mi w głowie. Jestem do takiej wyprawy przygotowany. W domu mam trzy strzelby. To wystarczy do polowania na grubego zwierza - wyrokuje.

ZOBACZ WIDEO Kobiety Dakaru. Makijaż z kurzu i błota (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Kiedy zaczynał karierę żużlową, chwalił się, że na polu pod domem rodziców ma tor żużlowy. Dziś zostało po nim wspomnienie. - W garażu mam tylko motocykl, na którym zdawałem licencję. Sześć lat temu skończyłem z czarnym sportem, więc niczego, poza tą pamiątką, nie potrzebuję. Dlaczego przestałem jeździć? Jakoś mi się już nie chciało - przyznaje.

Jego kariera żużlowa była pełna wyrzeczeń. Zawsze był dobrze zbudowany, miał też tendencję do przybierania na wadze. - Dużo pomógł mi trener Jan Nowak, który wymyślił dla mnie specjalny cykl przygotowań. Każdego dnia biegałem rano po lesie. W ogóle bardzo mocno trenowałem, żeby utrzymać ciało w dobrej kondycji. Stare nawyki zostały, bo jeszcze dziś, od czasu do czasu, jakąś przebieżkę sobie zrobię. Nie kryję jednak, że trochę kilogramów mi przybyło, odkąd odstawiłem motocykle w kąt - mówi.

Zapowiadał się bardzo dobrze i swojej kariery nie musi się wstydzić, ale można zaryzykować stwierdzenie, że mógł osiągnąć więcej. - Jak sobie patrzę wstecz, to myślę, że mogło być lepiej. Jednak nie narzekam, swoje przeżyłem. Jakiś czas temu miałem propozycję, żeby wrócić do żużla jako trener. W ROW-ie Rybnik miałem terminować u boku Janka Grabowskiego. Po roku miałem już samodzielnie prowadzić zespół. Nie zdecydowałem się - zdradza.

- Moje życie leci sobie spokojnie, leniwie. Dom, co jakiś czas polowanie. Fajnie jest. Na pewno nie tęsknię za tym stresem, który był w żużlu. Człowiek chodził nakręcony, martwił się, czy silniki zagrają, czy uda się zdobyć tyle punktów, żeby to wszystko miało sens. W parku maszyn zawsze był młyn, bo prezesi też lubili przypominać o swoich oczekiwaniach. To wszystko już jednak odeszło. Został las, cisza … - kończy.

Kup bilet na PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową! ->

[b]KLIKNIJ i oddaj głos w XXVII Plebiscycie Tygodnika Żużlowego na najpopularniejszych zawodników, trenerów i działaczy 2016 roku! ->

[/b]

Źródło artykułu: