Sezon 2016 był dla Tomasa H. Jonassona kompletnie stracony. Nie podołał roli lidera Eko-Dir Włókniarza Częstochowa w Nice Polskiej Lidze Żużlowej. Jest taka opinia, że to sprzęt buduje zawodnika, a od jakiegoś czasu dużym problemem dla Szweda jest przeznaczenie odpowiednich środków na inwestycje. W tle jest historia z hazardem, o której nikt nie chce głośno mówić. Teraz dostał szansę od Stali Gorzów.
Po co jednak Stali taki zawodnik? Czy nie lepiej było poszukać kogoś bardziej perspektywicznego? Kogoś kto zgodziłby się na ławę, a równocześnie rokowałby jakieś nadzieje na przyszłość? - Nie było na rynku takiego zawodnika - twierdzi Stanisław Chomski, trener mistrza Polski. - Trudno znaleźć kogoś kto chce czekać. Wiemy, że Jonasson jest na dużym zakręcie, ale są pewne ustalenia i jeśli on nas posłucha i zrobi co mu zaleciliśmy to jest w stanie wrócić do dobrej jazdy. Jego kontrakt jest ryzykiem, ale to jest ryzyko obopólne - przekonuje nas szkoleniowiec.
Na razie jednak, póki Jonasson się nie przebudzi, jest tak, że Stal ma i nie ma rezerwowego. Jeśli ktoś wypadnie to zastąpienie go Szwedem niczego nie gwarantuje. Dużo lepszą koncepcją był pierwotny plan o pozostawieniu Adriana Cyfera. - Plan był dobry, ale przepadł przepis o gościu w niższej lidze, więc Adrianowi nie opłacało się zostawać w Stali - komentuje trener Stali. - Poza wszystkim nie narzekajmy na Jonassona, że nic nie gwarantuje. A co zrobili Aleksander Łoktajew czy Justin Sedgmen w Falubazie? Co zrobił Nick Morris w Betard Sparcie? Żeby daleko nie szukać to my też mieliśmy Craiga Cooka. Kibice pytali, dlaczego on nie jedzie, a on nie chciał, bo nie był przygotowany na ligę. Dlatego, zamiast wynalazków, wolę to szwedzkie rozwiązanie - kończy Chomski.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob znów z nagrodą za wyścig sezonu: "Sam się dziwię, jak ja to robię"