Mirosław Jabłoński: Jesteśmy na fali wznoszącej

WP SportoweFakty / Karol Słomka / Mirosław Jabłoński
WP SportoweFakty / Karol Słomka / Mirosław Jabłoński

KSM Krosno w dwóch ostatnich meczach zdobyło pięć punktów. To oznacza, że krośnianie pomimo kiepskiego początku sezonu wciąż mają bardzo realne szanse na utrzymanie w Nice PLŻ. Głos w tej sprawie zabrał Mirosław Jabłoński, lider drużyny.

KSM Krosno pokonało na własnym torze Polonię Bydgoszcz 47:43. Bonus powędrował jednak nad Brdę, gdzie Polonia w pierwszym meczu wygrała 48:42. Niemniej, dla krośnian było to już drugie zwycięstwo z rzędu na własnym torze. Tydzień wcześniej "Wilki" pokonały Renault Zdunek Wybrzeże Gdańsk. Wówczas udało im się zdobyć także punkt bonusowy.

W niedzielę niemal cała drużyna KSM-u pojechała bardzo solidnie. Najwięcej punktów dla gospodarzy zdobyli Ernest Koza i Mirosław Jabłoński. Ten drugi zapisał na swoim koncie 10 punktów z bonusem. Jego dorobek mógł być jednak jeszcze lepszy. W pierwszym swoim wyścigu "Jabłuszko" pewnie prowadził, ale na tor upadł Adrian Bialk i wyścig został przerwany. W powtórce Jabłoński dojechał do mety na drugim miejscu. W kolejnych startach dał się natomiast dwukrotnie wyprzedzić na dystansie Wiktorowi Kułakowi. Pomimo tego, że 31-latek po raz kolejny był liderem Wilków, to ze swojej postawy wyraźnie nie był zadowolony.
WP SportoweFakty: Piękny mecz, piękne spotkanie. Trochę kontrowersji, ale dla waszej drużyny najważniejsza jest wygrana.

Mirosław Jabłoński: To się właśnie liczy. Zwycięzców się nie osądza. Mecz był ciekawy i miał dość zaskakujący przebieg. Najważniejsze, że wygraliśmy. Zakusy były też na punkt bonusowy. W trakcie meczu priorytety się nieco zmieniły, bo goście zaczęli świetnie jechać i trzeba było troszkę zejść na ziemię. Tor był troszkę odmoczony po opadach deszczu. Wygrana cieszy i buduje na przyszłość.

ZOBACZ WIDEO Jerzy Engel: Nawałka zostanie, nawet jak zmienią się władze (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Zaczęliście świetnie, bo trzykrotnie było 4:2. Później pojawiły się schody. W czwartym wyścigu dość niespodziewanie przegrałeś z Oskarem Gollobem.

- W pierwszej odsłonie tego wyścigu byłem na prowadzeniu, ale Adrian Bialk się wywalił i w powtórce pojechałem już jak pojechałem. Taki jest jednak żużel. Raz się wygrywa, a za chwilę się przegrywa. Pewnie, gdyby ten wyścig nie został przerwany, to miałbym trochę więcej punktów. Nie miałem chyba swojego dnia. Ten tor nie był też taki jak zawsze. Do tej pory był tutaj krawężnik i tyle. Tym razem, pojawiły się ścieżki zarówno przy płocie, jak i po wewnętrznej. Źle obierałem te ścieżki. Motocykle miałem dobre, ale w kilku biegach dałem po prostu ciała. Można powiedzieć, że brak bonusu jest moją winą.

W trakcie meczu pojawił się moment, w którym Polonia miała już cztery punkty przewagi. Udało wam się jednak zmotywować i odrobiliście te straty.

- Chłopaki nanieśli zmiany w sprzęcie i zaczęło iść lepiej. Ja zbyt dużo nie zmieniałem, bo już po swoim drugim wyścigu miałem odpowiednio ustawiony motocykl. Popełniłem jednak za dużo błędów na trasie, a w żużlu wygrywa ten kto popełni ich mniej. Na całe szczęście jako drużyna byliśmy w końcowym rozrachunku lepsi od Polonii.

Siergiej Łogaczow powiedział, że było dość zimno i miało to spory wpływ na ustawienia motocykli. Możesz to jakoś potwierdzić?

- Ogromny wpływ. Pogoda; nie tylko deszcz czy woda. Temperatura powietrza, wilgotność i ciśnienie bardzo oddziałują na motocykle. To zawsze trzeba brać pod uwagę. Ja na szczęście szybko się z tym uporałem. W tym meczu to nie motocykle, tylko Mirek Jabłoński zawodził.

Czemu cały czas mówisz, że zawiodłeś? Zdobyłeś chyba 10 punktów, a drużyna wygrała.

- Było 10+1. Problem w tym, że wiozłem ich 14. Mankamentem była moja jazda na dystansie, gdzie te punkty gubiłem. O to właśnie mam do siebie żal. Powinienem te biegi wygrywać, a nie przyjeżdżać drugi.

W ostatnim wyścigu na tor upadł Adamczak. Został wykluczony, dostał jeszcze czerwoną kartkę, a bieg został zaliczony. Bydgoszczanie mówili, że to skandal.

- Ciężko mi się do tego odnieść. Jechałem w tym biegu z przodu i nie mogłem widzieć tej sytuacji. Wypowiedziałbym się na ten temat, ale przyznam szczerze że nawet nie widziałem jeszcze powtórki. Dlatego też nie będę oceniał tej sytuacji, dopóki jej nie oglądnę.

Taśma faktycznie szła do góry nierówno?

- Moim zdaniem tak. Musieliśmy to zgłaszać. Niby to ułamki sekund, ale odgrywają bardzo znaczącą rolę w końcowym wyniku. Start spod taśmy decyduje obecnie w 90 procentach o wyniku, jaki mamy na mecie. Taki jest teraz żużel. Uważam, że zarówno w 12. oraz w 14. wyścigu taśma poszła nierówno.

Za wami dwa mecze na własnym torze. Najpierw z Wybrzeżem Gdańsk za trzy, a teraz z Polonią Bydgoszcz za dwa. Łącznie pięć punktów do tabeli. To jest taki wynik, w który celowaliście?

- Tak naprawdę celowaliśmy w trzy. Nikt nie sądził, że wygramy z Gdańskiem. Moim zdaniem i tak jesteśmy więc na plusie dodatnim. Trzeba się bardzo cieszyć, że te punkty się pojawiły. Pokazaliśmy, że stać nas na wygraną z każdym. Nie załamujemy rąk i sądzę, że w tym roku jeszcze jakąś niespodziankę sprawimy. Mamy jeszcze trzy mecze na własnym torze, w których liczymy że zdobędziemy jeszcze kilka punktów. Może dwa, może trzy.

Liczycie też pewnie, że Polonia gdzieś je potraci.

- Tak naprawdę, to nie ma co patrzeć na innych. To my jesteśmy rozliczani za swój wynik. Nie ma co ukrywać, że nikt pod nas nie będzie jechał. Musimy i chcemy jechać dla siebie, dla drużyny, i przede wszystkim dla kibiców, którzy przychodzą nas oglądać, i dopingować. Chwała im za to, wielkie słowa uznania i podziękowania. Byli z nami w tych ciężkich chwilach, które mam nadzieję już za nami. Teraz jesteśmy na fali wznoszącej.

Rozmawiał Radosław Gerlach

Źródło artykułu: