Kompromitacja produktu klasy premium. Czas na reset w Toruniu
Get Well Toruń poległ w Gorzowie. To musiało zaboleć. Widać to zresztą po tonie wypowiedzi właściciela tego klubu Przemysława Termińskiego. On z całą pewnością podchodzi do tematu w sposób biznesowy, ale mocno emocjonalny i trudno mu się dziwić. Oczekuje zwrotu poniesionych nakładów. Kupił przed startem ligi produkt klasy premium, więc ma prawo wymagać. Byłbym zdziwiony, gdyby pan Termiński obok tego, co się w niedzielę stało, przeszedł całkowicie obojętnie. Nikt nie ma zamiaru jechać klasą ekonomiczną, jeśli zapłacił za coś więcej.
Torunianie to zespół oparty o gwiazdy, który poległ w nieprzyzwoitych rozmiarach w stosunku do poziomu samej ligi. W niedzielę zmierzyły się ze sobą zespoły, które miały aspirować do walki o medale. Minimum jedna z nich miała pojechać w finale. Większe szanse dawało się nawet Toruniowi, a dziś mamy obraz tej drużyny zupełnie rozjechany. Rozmiary porażki to jedno, ale bardziej boli styl. Drużyna przejechała ten mecz również słabo pod względem mentalnym. To świadczy o potrzebie pracy i w tej materii.
Przemysław Termiński mocno "pojechał" po Martinie Vaculiku. Ten fragment jego wypowiedzi wzbudził najwięcej kontrowersji. Osobiście do tego tematu podszedłbym nieco inaczej niż szef toruńskiego klubu, który ma jednak prawo do swojej filozofii. Zawsze wyznawałem zasadę, że w takiej sytuacji należy mówić publicznie o organizacji, a nie o jednostkach. Ostre słowa mają rację bytu, ale w cztery oczy. Atak ad personam na forum publicznym boli podwójnie i w wielu przypadkach, szczególnie sportowców ma odwrotny skutek. Z drugiej strony mu się jednak nie dziwię. W niedzielę nerwy musiały być ogromne, ponieważ tegoroczne plany mocno się zachwiał, ale emocje w sporcie to jak gra na giełdzie - bez ryzyka i adrenaliny po prostu się nie da.
ZOBACZ WIDEO Marek Cieślak przetestował tor na Stadionie Narodowym (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Teraz przed nami przerwa w rozgrywkach. Co można zrobić w tym czasie, kiedy zawodnicy i tak są w rozjazdach? Dużo i mało. W żużlu przeżywałem różne chwile. Jeśli żużlowiec ma określony poziom sportowy, za którym stoi także jego nie mały budżet, to tak naprawdę wszystko może zmienić się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Doskonałym tego przykładem jest Matej Zagar. Jechał przeciętnie, a w niedzielę nagle odpalił. To był już zupełnie inny facet. W Toruniu jest doświadczenie, poziom sportowy i pieniądze. Kwestią czasu jest, kiedy to odpali. Rola klubu jest jednak istotna. Muszą pomyśleć, w jaki sposób pomóc między innymi komuś takiemu jak Martin. W kolejce czekają też inni, którzy potrzebują właściwej diagnozy.
Padły też pytania o przyszłość Jacka Gajewskiego. Wiem, że sam oceniał menedżerów, kiedy był ekspertem. Ja jednak jego pracy oceniać nie będę, bo wychodzę z założenia, że trzeba znać sytuację od środka. Widzę tylko efekt końcowy. Nie wiem, jakie ma kompetencje w Toruniu, więc nie będę wchodzić z butami w jego warsztat. Ale czasami Panie Jacku warto się uśmiechnąć.
Jestem z kolei pewny, że Get Well Toruń musi na nowo otworzyć sezon. Potrzebny jest reset. Muszą odciąć się grubą kreską od tego, co było. Nie wiem, jakie działania podejmą torunianie. Sam jestem ciekaw, jak rozwiną tę definicję i jakie wybiorą metody. Tak dramatycznie nieudany mecz nie ma prawa się powtórzyć, bo wtedy wszystko może naprawdę runąć. Na Motoarenie mają dwa tygodnie i wypada im życzyć powodzenia. Get Well Toruń!
Jacek Frątczak