Rzeszów powinien paść na kolana przed Martą Półtorak
Z zaniepokojeniem obserwuję sytuację finansową w klubach ekstraligowych. Głośno o swoich problemach mówią Rzeszów i Zielona Góra. Od razu chcę zaznaczyć, że ich brak w rozgrywkach byłby wielką stratą. Oba kluby są zasłużone, mają tradycję i szkoda by było, gdyby żużel w tych miastach nie wystartował.
Nie można jednak uciekać od istoty problemu. Aktualna sytuacja pokazuje dobitnie, że prezesi klubów są niepoważnymi ludźmi. "Lata mi" czy ktoś się na mnie teraz obrazi czy też nie. Gdyby każdy, kto stoi na czele klubu, miał wyjmować tak jak ja kasę z własnej kieszeni, to by się dwa razy zastanowił nad kontraktami, które podpisuje. Jeśli ktoś obiecuje Falklandy zawodnikom, a później się z tego nie wywiązuje, to należy go nabić na pal i postawić na stadionie przed kibicami. Każdy taki człowiek powinien być odpowiedzialny i wiedzieć, na co go stać.
A co się dzieje? Trwa paniczne gaszenie pożaru, które najczęściej sprowadza się do proszenia o pomoc miasta. Tak jest najłatwiej, bo klub sprzedaje emocje, które są wartością. Pomagać należy, ale gdyby ode mnie to zależało, to takiego zasypywania dziury przez samorząd w ramach corocznej tradycji by nie było. Pamiętajmy o tym, że to nie miasto narobiło długów w jednym czy drugim klubie. Kiedy słyszę, że ktoś powinien dołożyć jeszcze 500 tysięcy, bo nie będzie żużla, to aż nie wiem, jak to skomentować. Nie miałbym honoru jako człowiek, żeby coś takiego zrobić. Przed wojną, kiedy oficer się splamił, to od razu walił sobie w łeb. Po wojnie niektórzy się skundlili i uważali, że tak naprawdę to deszcz pada.
Z ekipą z Rzeszowa jeszcze niedawno rywalizowałem w pierwszej lidze. To był jednak inny klub, bo na jego czele stała pani Marta Półtorak. Teraz mam tylko jeden wniosek. Zawsze na świecie jest tak, że ten, kto płaci, może rządzić. Kibice, którzy pyskowali i narzekali na Martę Półtorak, powinni teraz wyjąć swoją kasę i pokazać, że uratują klub. Ja już przeżyłem wiele przypadków. W Łodzi palili kiedyś kukłę pana Antoniego Ptaka. Dziś by lizali mu buty, gdyby chciał wrócić do ŁKS-u. Tak samo byłoby z panią Martą. Stanęłaby na dziedzińcu, powiedziała, że będzie liga, to wszyscy poszliby do niej na kolanach. Uważam zresztą, że tak powinno być. Nikt przy zdrowych zmysłach nie inwestuje pieniędzy w sport, a już na pewno nie daje swojej kasy na żużel. Nie obrażając siebie ani innych, muszę stwierdzić, że trzeba mieć lekkie odchylanie, by to robić. Później jeszcze okazuje się, że taki człowiek jest wyzywany na forach internetowych przez kibiców. Moja rada jest zatem prosta. Kibice, którzy krytykowali panią Martę, powinni teraz paść przed nią na kolana jak przed Matką Boską w Częstochowie. Jeśli ta pani nie wyjmie kasy, to prędzej schudnę niż Rzeszów zobaczy żużel. Przypominam, że ten klub po jej rządach nie miał długów. Co narobili następcy przez zaledwie rok czasu?
Trudno mi powiedzieć, co bym zrobił na miejscu Marty Półtorak. Zainwestowała już sporo pieniędzy i sam dobrze wiem, że tego się nie da odzyskać. To nie jest łatwa decyzja, czy wydać znowu następne miliony, a później być i tak krytykowanym. Pani Marta mówiła zresztą wiele razy, że chce sprzedać akcje. Nie widziałem tłumu chętnych. O czym to świadczy? Nie ma zapotrzebowania na żużel. Zgadzam się też z tym, co ta pani napisała w swoim felietonie. Jeśli ktoś chce być prezesem, wozić tyłek po świecie, wjeżdżać wszędzie za darmo, prężyć się, to najpierw niech odpowiada swoim majątkiem. Jeśli do tego nie dojrzejemy, to w żużlu nigdy nie będzie normalnie.
Witold Skrzydlewski
Czytaj całość