Dlaczego wybrałeś żużel?
- Żużel wybrałem z tego względu, że był to jedyny pomysł na wyrwanie się z małej wsi, w której się wychowywałem. Kiedy nadarzyła się okazja spróbowałem sił właśnie na żużlu.
Warunki fizyczne predystynowały Cie właśnie do tej dyscypliny sportowej.
- Z pewnością to, że nie byłem zbyt wielkim chłopcem w ówczesnych czasach, co predystynowało mnie do uprawiania żużla. Wcześniej jednak zaczynałem w kolarstwie, lecz wielkich sukcesów nie udało mi się osiągnąć. Dwa kółka jednak pozostały, tylko już z silnikiem.
Pierwszą Twoją zmianą klubu było przejście do Gdańska...
- Na szczęście w trudnym dla mnie momencie sportowym pomógł mi Gdansk. Kto wie, jak by się to wszystko potoczyło, gdyby Gdańsk w 1994 roku nie wyciągnął do mnie ręki? Bardzo słabo pojechałem sezon 1993, po wspaniałym dla mnie roku 1992 i stałem na rozdrożu - albo kontynuować jazde na żużlu, albo zająć się czym innym. Stąd też Gdańsk dla mnie jest bardzo ważnym miejscem, które pozwoliło mi przetrwać i później wspiąć się na jeszcze wyższy poziom, niż miałem, kiedy tam przychodziłem.
W Toruniu jeździł Per Jonsson, w Gdańsku Marvyn Cox. Można było się czegoś nauczyć od tych zawodników?
- Nie przypominam sobie, żeby któryś z zawodników zagranicznych udzielał rad i wskazówek, kiedy popełniało się różne błędy na torze. Nigdy nie było takiej sytuacji, w której jakichś obcokrajowiec mi jako zawodnikowi pomagał, czy trenował mnie. Mieliśmy bardzo dobre stosunki ze sobą, jednak ze wskazówkami było już gorzej. Obcokrajowcy doskonale wiedzą, że jesteśmy konkurencją i w momencie, w którym komuś pomagamy trzeba pamiętać o tym, że kiedyś ten ktoś może nam dołożyć. To nie jest tak, że ktoś kto prezentuje wyższy poziom nie może przegrać w niedługim czasie z kimś, kto na tą chwilę jeździ gorzej.
Aż cztery lata jeździłeś w Starcie Gniezno.
- Kolejny etap to właśnie Gniezno, gdzie spędziłem bardzo dobre lata. Zresztą wszystkie kluby, w których byłem wniosły do mojego życia i sportowego i prywatnego wiele dobrego. Oczywiście były trudne chwile, gdy nie do końca było tak, jak bym sobie życzył czy to w kwestii finansowej, czy w kwestii kontaktów z zarządem klubu, jednak po czasie wszystko to co przykre nie ma tak mocnego wyrazu, a to co przyjemne nabiera bardziej kolorowych odcieni.
Przez dwa lata ścigałeś sie w barwach Wrocławia. Podczas jazdy w klubie z Dolnego Śląska zdobyłeś największy sukces indywidualny, wicemistrzostwo Polski w 2001 roku.
- Z pewnością był to mój największy sukces indywidualny. Szło mi tam dobrze, a byłoby jeszcze lepiej gdyby nie dwie kontuzje ? złamanie kości udowej i później kilka złamań lewej nogi. Stało się to wtedy, gdy już miałem dziką kartę na występ w wrocławskiej rundzie Grand Prix, stąd też myślę, że moja przygoda z żużlem mogła i powinna się inaczej pokierować.
Co się stało w 2003 roku? Miałeś wtedy bardzo słaby sezon w Apatorze...
- Wtedy akurat był zbieg różnych, niesprzyjających dla mnie sytuacji. Po pierwsze zostałem pozostawiony przez mechanika - Petera Jonesa, z którym współpracowałem przez wcześniejsze trzy lata. Do tego przesiadłem się z Jawy na GM-a i jak się później okazało była to bardzo zła decyzja. Poza tym była wywierana bardzo silna presja w klubie, w którym zaczynałem swoją przygodę z żużlem, dodatkowo była rywalizacja z zawodnikami, którzy byli na ławce rezerwowych. To wszystko miało dla mnie zgubny wpływ i w efekcie był to najgorszy sezon pośród wszystkich bardzo dobrych.
Bardzo dobry był na pewno 2005 rok. Niewielu kibiców się spodziewało, że po niezłym, jednak nie bardzo dobrym sezonie w Grudziądzu rok wcześniej Twoja średnia biegowa w Ekstralidze będzie porównywalna do średniej osiągniętej w niższej klasie rozgrywkowej.
- Na pewno po roku przemyśleń i rozbratu z najsilniejszą ligą przyszedł czas na udowodnienie samemu sobie i wszystkim dookoła, że kiedy wszystko jest w porządku ze sprzętem, psychiką można osiągnąć dobre wyniki - nawet wtedy, gdy ktoś mówiłby o końcu mojej kariery. Zdarzył się taki sezon właśnie w Bydgoszczy, gdy nikt tak naprawdę na mnie nie liczył. Bardzo dobrze wspominam te czasy, bo drużyna zajęła wtedy drugie miejsce w lidze i z pewnością należę do tych, którzy mieli spory wkład w ten medal.
Udawało się zdobywać dwucyfrówki w Ekstralidze. Skąd decyzja o zakończeniu kariery?
- Brak mi było motywacji w tym wszystkim, co robiłem przez 20 lat. Nie widziałem sensu borykania się z różnymi problemami po raz kolejny i podjąłem tą decyzję. Może była ona zbyt wczesna, ale z perspektywy czasu z pewnością nie żałuję, bo wiem że mam przed sobą kolejny etap w życiu i muszę się odnaleźć jako ktoś inny, ktoś kto niekoniecznie jest zdany tylko i wyłącznie na sport.
Czy po podjęciu decyzji o staniu się menadżerem klubu nie korciło Ciebie kilkakrotnie, szczególnie na meczach wyjazdowych gdańskiej drużyny wsiąść na motor i pokazać słabszej drugiej linii jak się jeździ na żużlu?
- Nie miałem takiej możliwości. Może to i dobrze, bo z pewnością bym wystartował, a wracanie do czegoś, co już zostało zamknięte jest na pewno złym rozwiązaniem. Nie chciałbym być w przyszłości kimś, kto żyje wspomnieniami, a realia się pozmieniały. Przede wszystkim nie mam już takiego zdrowia, które jest potrzebne do uprawiania sportu wyczynowego i to tez jest jedna z przyczyn zakończenia uprawiania sportu.