Baran wjechał na przeciwległej prostej po starcie w Mroczkę. Zamknął mu drogę przy bandzie, w konsekwencji czego jeździec Jaskółek upadł. Po zajściu zgłaszał również olbrzymie pretensje pod adresem reprezentanta Żurawi. - Trochę mnie podniosło. Ja go ostro potraktowałem? On mi się oparł o biodro. Przeprosiłem go oczywiście za zaistniałą sytuację, a on drze "japę" - tłumaczył się "Carlos"
[ad=rectangle]
Z taką interpretacją torowych wydarzeń nie zgadza się z kolei wychowanek klubu z Grudziądza. - Może faktycznie go pociągnęło, ale przez to, że spojrzał na mnie, a nie przed siebie. Wtedy dociążył zupełnie inaczej motocykl. Jeśli jest dobrym zawodnikiem, wiedziałby, jak się zachować w tym układzie. A wychodzi na to, że nie jest dobry, bo nie potrafi zapanować nad motocyklem. Zrobił to specjalnie żeby zamknąć mi drogę przy płocie. Byłem w potrzasku, nie mogłem się już wycofać. Jeśli jest zawodnikiem drugoligowym, to po co pcha się do Ekstraligi i przewraca zawodników, którzy chcą się ścigać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Siłowo to on nic tutaj nie zdziała - grzmiał.
- W przypadku gdy zawodnik nie ma styczności z Ekstraligą od dłuższego czasu i nagle do niej przychodzi, nie rozumie zasad jakie w niej panują. Wiem, że nie wolno wjeżdżać w kolegę i praktycznie nikogo nie przewracam. Nie o to chodzi w tym sporcie. To była ewidentnie jego wina, pojawiło się zagrożenie zdrowia i powinien za to zajście dostać czerwoną kartkę. Poza tym zarówno ja jak i inni uczestnicy tego wyścigu mieliśmy dużo szczęścia. Mnie, że nic się nie stało a reszta nadciągająca z tyłu, że jeszcze dodatkowo na mnie nie najechała. Mogła być wtedy masakra - dodawał rozemocjonowany.
Na szczęście w całym tym zdarzeniu nie doszło do groźniejszych następstw. - Mam obdarty łokieć, nogę i stłuczoną kostkę. Na razie jest w miarę okej, ale tak naprawdę reperkusje ukażą się za kilka dni. Mamy tydzień do zawodów w Toruniu, gdzie już pasuje być całym - powiedział na koniec.