PGE Ekstraliga za wąska. W dziesiątkę było ciekawiej - rozmowa ze Stanisławem Chomskim - trenerem Stali Gorzów

Stanisław Chomski wierzy zarówno w udział drużyny w play-offach, ale także spogląda w dół tabeli i myśli o utrzymaniu. Doświadczony trener wspomina niedawne czasy, gdy Ekstraliga liczyła 10 drużyn.

Maciej Kmiecik: Jaki cel miał piątkowy trening w Ostrowie? Chodziło o oswojenie się z inną geometrią toru, zbliżoną bardziej do leszczyńskiego owalu?

Stanisław Chomski: Zasada jest prosta. Na własnym torze zawodnicy poruszają się według schematów. Na obcym torze musieli trochę pomyśleć i włożyć więcej inwencji w jazdę. W Lesznie jest tor szybszy, ale łuki są szersze i łagodniejsze. Tor ostrowski w jakimś sensie jest podobny geometrią do obiektu w Lesznie, choć jest dłuższy. Chodziło o to, by w innych warunkach, przy większej szybkości pogimnastykować się na torze.
[ad=rectangle]
Udało się panu odbudować zespół na swoim torze w Gorzowie. Pozostał największy mankament, czyli wyjazdy, bo mecz w Toruniu pokazał, że na obcych torach mistrz Polski jeszcze nie funkcjonuje tak jak należy.

- Przyjąłem zespół w kryzysie. Tak jak pan powiedział, udało nam się połapać, jak mamy poruszać się na własnym torze. Jeśli chodzi o wyjazdy, zaczęła się bardzo wysoka półka. Zespół, który zaczął odżywać i łapać wiatr w żagle trafił od razu na rywali z najwyższej półki. Mieliśmy wyjazd do Torunia, a teraz czeka nas mecz w Lesznie. To są faworyci do czołowej czwórki. Zwłaszcza Fogo Unia Leszno, która wydaje się być kompletną drużyną. Gdyby udało się wywalczyć dobry wynik w tych zawodach, na pewno by nas to zbudowało. Czy się uda, zobaczymy.

Dobry wynik w waszym przypadku to jedynie zwycięstwo, bo od "ładnych" porażek punktów wam w tabeli nie przybędzie.

- Oczywiście. Nieźle pojechaliśmy w Zielonej Górze czy nawet we Wrocławiu. Mimo wysokiej przegranej, ciekawe wyścigi były w Toruniu. Niestety, tak jak pan powiedział, efekt był zerowy. To najbardziej boli, bo w kontekście jakichś szans na czwórkę, trzeba te mecze wygrywać. Bez punktów na wyjeździe nie da się pojechać w play-offach.

W poprzednim meczu słabiej pojechał lider drużyny, Bartosz Zmarzlik. Udało się już wspólnie z zawodnikiem ustalić przyczyny gorszego meczu w Toruniu?

- Bartek jest na tyle ambitnym żużlowcem, że już w poniedziałek po meczu w Toruniu odbyliśmy sesję treningową. Myślę, że znaleźliśmy, zwłaszcza on, przyczynę tej - mam nadzieję - jednorazowej wpadki. Jest to młody chłopak, który do tej pory ratował honor Stali Gorzów, bo jego punkty znacząco wpływały na obraz całej drużyny. Nie zdobył tych punktów w Toruniu i przegraliśmy wysoko. Bolączką Stali jest druga linia, która słabo się spisuje, zwłaszcza w meczach wyjazdowych. To jest przyczyna naszych porażek. Przy potknięciach i niestabilnej formie liderów, czasami wychodzi katastrofa.

Potencjał w tych chłopakach jest, bo chociażby Tomasz Gapiński potwierdził to w finale IMP, zdobywając brązowy medal. Kwestia tylko uruchomienia tego potencjału na wszystkich torach, a nie tylko w Gorzowie?

- W finale IMP, jak tylko wyjeżdżał zawodnik z Gorzowa, pokazywał on fajny i skuteczny żużel. To było jednak w Gorzowie. Na tym torze udało mi się osiągnąć postęp z zawodnikami. U siebie możemy być dłużej i wszystko sobie poukładać. Na wyjazdach jest próba toru i wyścig jeden, drugi, trzeci, a później przerwa. Jeżeli ktoś nie umie wyciągnąć wniosków albo spóźnia się z ich wyciąganiem, gospodarz jest bezlitosny.

Wspomniał pan o chimerycznej formie liderów. Doskonałym przykładem jest Krzysztof Kasprzak, który przez cały sezon nie potrafi nawiązać do fantastycznej dyspozycji sprzed roku. Pana diagnoza problemu wicemistrza świata to...

- Z Krzysztofem Kasprzakiem jest tak jak z rekordzistami na mityngach lekkoatletycznych. Ktoś zawiesi sobie poprzeczkę bardzo wysoko i jak ją przeskoczy, to wszyscy porównują go do tego rekordowego skoku. Forma jest taka jaka jest. Krzysztof miał wybitny sezon w zeszłym roku. Teraz przyszły zmiany technologiczne i nie może wejść w rytm pewności sprzętu. Widzę, że u tego zawodnika tworzy to taką niepewność i brak wiary w sprzęt, którym dysponuje, a ma jego naprawdę dużo.

Może za dużo?

- Problem w tym, że Krzysztof ma zakodowane pewne nawyki jego współpracy z motocyklem, które dawały efekt pozytywny w ubiegłym roku, a teraz nie może on tego znaleźć. Wychodzi z tego dużo nerwowości, zarówno w jeździe jak i podejściu, słowem w każdym elemencie. Jeśli sprzęt zawodnikowi nie pasuje, to nie ma spokoju. On też porównuje się do wyników, które osiągał w zeszłym roku, a w tym są o wiele gorsze.

Wierzy pan jeszcze w udział drużyny w play-offach?

- We wszystko wierzę. Zarówno w play-offy, ale spoglądam też w dół tabeli. Nie mam przecież recepty na to, że wygramy dwa mecze u siebie, co jest gwarantem utrzymania. Wygrana na wyjeździe przybliża nas do realizacji marzeń o play-offach, a przede wszystkim oddala nas od czarnego scenariusza. W żużlu już wszystko widzieliśmy. W końcówce sezonu może się jeszcze wiele zdarzyć.

Zaskakuje coś pana w PGE Ekstralidze? Patrząc na tabelę, teoretycznie ta czołowa czwórka już się wykrystalizowała, ale w praktyce nikt nie może być jeszcze niczego pewny.

- Zaskakuje mnie to, że Rzeszów jedzie lepiej niż zakładałem przed sezonem. Trochę słabiej spisuje się Grudziądz, któremu przytrafiła się nieplanowana porażka z Tarnowem, ale za to wygrali z Gorzowem. Na początku sezonu było więcej niespodzianek. Teraz trochę wykrystalizowała się strefa silnych i słabszych drużyn. Do tych mocnych należy Leszno, Toruń i Zielona Góra. Pozytywnie zaskoczył mnie Wrocław, szczególnie formacją juniorską. Wrocław, Gorzów i Tarnów tworzą grupę pościgową, która próbuje wcisnąć się do tej czwórki. Beniaminkowie trochę odstają, choć Rzeszów ma jeszcze parę meczów u siebie i może też namieszać, choć raczej wszystko wskazuje na to, że będzie bronić się przed spadkiem. Liga jest po prostu za wąska. Osiem zespołów to mało i nie wybacza jakichkolwiek błędów.

Sugeruje pan powrót do dziesięciu zespołów w najwyższej klasie rozgrywkowej?

- Ekstraliga, składająca się z dziesięciu zespołów, moim zdaniem, byłaby ciekawsza. Niedawno mieliśmy namiastkę właśnie tak ciekawej Ekstraligi w roku, którą ją likwidowano w tym kształcie. Wówczas zespoły walczyły bardzo fajnie i mecze były wyrównane. Nie było wówczas faworytów i każdy mógł wygrać z każdym.

Komentarze (177)
avatar
RECON_1
26.07.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
W tym sezonie byl problem zeby osma druzyne dokoptowac do eligi bo chetnych do awansu nie bylo a tu marzenia o 10...juz pomijam fakt ze w obecnych osmiu nie ma zawodnikow ktorzy prezentowaliby Czytaj całość
ferdek12
26.07.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
dworakowski inwestowal w Golloba i po co. Co Gollob zrobil dla Stali co.To jest egoista. jak teraz walczy z kolegami z wlasnej druzynz o punkty bo przecinicy mu odjezdzaja 
avatar
FanSpeedwayaPL
25.07.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Wybacz Adam GL, ale podziękuj moderatorom za usunięcie najbardziej właściwej odpowiedzi, a argumentów dlaczego, to poniżej znajdziesz całe mnóstwo. I jedno jeszcze Dworakowski tylko zrezygnował Czytaj całość
avatar
Champi
25.07.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Extraliga 10 zespołów tyle powinno być ale póki będzie zakała Witkowski i inne Lamusy to nie bardzo . Dwie ligi obowiązkowe starty tak jak jest teraz juniorów Polaków dać czas to się za czasem Czytaj całość
KACPER.U.L
25.07.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
W wygraniu nad spasionymi kotami Władka pomogą nam jak zawsze znanymi nam wszystkim sposobami podlizywania się do nas ze strony Falubazu.Nawet Dzik brawa będzie dostawać.A więc kibice Falubaza, Czytaj całość
Zgłoś nielegalne treści