Stanisław Chomski: Odsunięciem Zagara i Kasprzaka możemy zagonić się w ślepy zaułek

Sytuacja zmusiła gorzowian do zmiany na stanowisku trenera - Piotra Palucha zastąpić ma Stanisław Chomski. Zapytaliśmy nowego szkoleniowca żółto-niebieskich o to, jak widzi dalszą część sezonu.

Kinga Taisner: Czy trudną była decyzja o przyjęciu funkcji trenera MONEYmakesMONEY.pl Stal Gorzów?

Stanisław Chomski No nie była łatwa. W poniedziałek zostałem o to zapytany, a praktycznie do środowego wieczoru się zastanawiałem, zasięgałem dużo opinii zawodników, z którymi akurat udało mi się porozmawiać i w zasadzie głównie to ich głos zdecydował, że przyjąłem tę propozycję. Pytałem o zdanie ludzi, którzy są w klubie, ale też kibiców i każdy miał jakieś swoje przemyślenia i bardziej lub mniej się dzielił tymi spostrzeżeniami. Wziąłem je pod uwagę i spróbowałem się podjąć tego wyzwania.
[ad=rectangle]
To pana trzeci raz w Stali Gorzów – jakie stawia pan sobie cele?

- Ja myślę, że na każdy mecz trzeba patrzeć oddzielnie, bo każdy mecz może nas odbijać powoli od przysłowiowego "dna" i przybliżać nas ku górze, ku celowi, który przed sezonem był bardzo przewidywalny i realny, czyli play-offy i walka o medale. W tym momencie sytuacja drużyny jest oczywista dla wszystkich, zero punktów po czterech meczach i trudne wyjazdowe pojedynki przed nami, co przysparza zawodników i nas wszystkich o jakiś balast odpowiedzialności. To już było widać przed spotkaniem z Toruniem, gdzie ta odpowiedzialność za wynik była bardzo widoczna, przejawiało się to w jeździe, popełnianych błędach i teoretycznie mecz, który jako gorzowianie powinniśmy wygrać, żeśmy przegrali. Zaczęło się po tym obliczanie i szukanie winnych. Myślę, że w odpowiednim czasie zaczęły się zmiany, trzeba wyrzucić teraz to wszystko, co mogło negatywnie wpływać na zawodników i wprowadzić spokój, ład. To jednak nie jest łatwe, bo sezon jest w pełni, ruszyły już liga szwedzka, duńska, są zawody różnego typu, nie tylko towarzyskie, ale też eliminacje do większych cyklów, nie wspominając o Grand Prix, i prawdę mówiąc bardzo trudno jest ściągnąć wszystkich zawodników na jeden trening o jednym czasie. To niestety nie ułatwia zadania, którego się podjąłem w Gorzowie, ale taka jest specyfika tego sportu.

A co jeśli przegracie najbliższe dwa spotkania wyjazdowe ze SPAR Falubazem Zielona Góra i Betardem Spartą Wrocław?

- Świat się nie kończy. Trzeba taką opcję zakładać, bo jedziemy do jednego z faworytów rozgrywek, czyli do Zielonej Góry, później jedziemy do Wrocławia i ten mecz jest też bardzo ważny. O ile porażka w Zielonej Górze nawet przed sezonem, mogła być wkalkulowana, a porażka w tej sytuacji z Wrocławiem stwarza już groźbę walki tylko o trzymanie.

Pracę zaczyna pan jednak dopiero 25 maja, czyli w poniedziałek po derbach. Ma pan w ogóle jakiś wpływ na spotkanie przy W69? Wybiera się pan tam?

- Zobaczymy jeszcze, czy się wybiorę, są pewne decyzje zarządu, które były podjęte po przegranym meczu z Toruniem i trzeba je uszanować, ale jest też szereg różnych zawodów, które mogą sprawić, że coś się jeszcze pozmienia w składzie, ze względu na - jak to się mówi: odpukać w niemalowane - specyfikę tego sportu.

A gdyby pan mógł zdecydować, Matej Zagar i Krzysztof Kasprzak pojechaliby do Zielonej Góry?

- Ja uważam, że to jeszcze nie jest czas na zmiany, bo jeżeli my zaczniemy rotować zawodnikami, którzy ciągnęli wynik w zeszłym roku, nie pomożemy im w odzyskaniu pewności siebie, to możemy się zagonić w ślepy zaułek. Jednak decyzja zarządu na razie jest taka, a nie inna i trzeba się z tym pogodzić.

Jest to pana trzeci raz w Stali Gorzów i to kolejny klub, w którym pojawia się pan w trakcie, by ratować sytuację. Wpływa to jakoś na pana pracę?

- Akurat do Gorzowa przychodzę pierwszy raz w trakcie sezonu. To jest bardzo specyficzne, jeśli chodzi w ogóle o sport, przejmowanie obowiązków w trakcie sezonu, bo trzeba się dostosować do sposobu organizacji klubu, szkolenia drużyny i nie można tak radykalnie przewrócić tego do góry nogami. Ale z drugiej strony trzeba wprowadzić jakieś elementy, które pozwolą uwierzyć tym zawodnikom w siebie, bo przecież to są zawodnicy markowi, trójka, która jeździ w czołówce Grand Prix, nie wspominając już o medalach czy miejscach Krzysztofa Kasprzaka, czy Zagara, czy Iversena, który, gdyby nie kontuzja, też pewnie by skończył tamten sezon z medalem. Teraz, bardzo wyjątkowo, tak się złożyło, że trzech liderów ma problemy i nie ma praktycznie żadnego punktu odniesienia w tej trudniej sytuacji. Bartek jest jedynym zawodnikiem, który bierze teraz brzemię odpowiedzialności za wynik, bo jest najskuteczniejszym zawodnikiem naszej drużyny, ale trudno obarczać go dodatkowym ciężarem przewodnictwa tej drużynie, gdyż jeszcze troszeczkę ma za mało doświadczenia. Trzeba to jednak zweryfikować i korzystać z jego podpowiedzi.
Zawsze przychodziłem do klubu w trudnych sytuacjach, gdzie trzeba było coś zmieniać, tak było w sumie w każdym klubie. Teraz zastała mnie sytuacja jeszcze trudniejsza, ale cóż. Jestem gorzowianinem, przeanalizowałem za i przeciw… Jeżeli zarząd klubu, a zwłaszcza zawodnicy uważają, że będę miał jakiś wpływ na poprawę tego wyniku, to staram się to próbować wypełniać i wierzyć, że tak będzie, ale wiarą się nic nie zrobi. Cokolwiek osiągnąć można pracą, pracą i jeszcze raz pracą. Czas na uświadomienie zawodnikom, że trzeba jeszcze więcej dać z siebie, jeszcze więcej pracować, nie tylko na torze, ale i poza nim, w warsztacie, nad sobą, żeby te wyniki przyszły, tak jak wszyscy tego oczkujemy.

Za panem pierwszy trening ze Stalą - jak wypadli zawodnicy?

- Ten pierwszy trening można powiedzieć, że był dość luźny, bez jakichkolwiek postawionych przeze mnie konkretnych zadań, aczkolwiek chciałem, żeby udało im się odkryć ścieżki, które próbowałem podczas przygotowania toru razem z toromistrzem stworzyć. To nie było jakieś trudne zadanie, bo przecież owal jest w sumie "prosty". Dałem zawodnikom dużo możliwości wypróbowania sprzętu, który tu dzisiaj przywieźli. Chciałem, żeby poczuli nie tylko napięcie, że stają pod taśmą i się ścigają, a ja stoję ze stoperem i odnotowuję, kto był pierwszy, a kto ostatni. To również jest ważne, bo jak już zawodnicy stają na starcie, to nikt nie chce przegrać, ale chodziło też o to, żeby wprowadzić też element samodyscypliny i rozwiązywania takich problemów, zadań, z którymi oni tutaj przyjechali. Później pytałem, jakie wyciągali z tego wnioski i powoli, powoli próbowaliśmy nawiązać nić porozumienia, jeśli chodzi o to, jak ten tor przygotować pod kątem nie derbów i co możemy tam zastać, ale pod kątem kolejnego meczu w Gorzowie, 4 czerwca. Bo nie koniecznie, to co możemy przewidywać i przygotowywać na własnym torze, będzie miało odniesienie w tym, co zastaniemy na wyjeździe.

Planuje pan współpracować z pana poprzednikiem? Piotr Paluch  wciąż przecież trenuje gorzowską młodzież, jak pan podejdzie do ewentualnej współpracy?

- Piotrka Palucha znam od bardzo wielu lat, jest to mój wychowanek. Wydaje mi się, że naturalną rzeczą jest, że ktoś to przejmuje, odbyło się to w inny sposób, ale nie wracajmy już do tego. Ja nigdy nie odrzucam ludzi, którzy mają chęć do ciężkiej pracy. Jeżeli to będzie współpraca, a nie rywalizacja, to nie mam nic przeciwko temu. Piotrek stawia - może już nie pierwsze kroki - ale to dopiero początki jego kariery trenerskiej, udanej. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że teraz zderzył się po raz pierwszy z trudną sytuacją i zarząd uznał, że dobrze by było, żeby ktoś bardziej doświadczony spróbował to pociągnąć, ale przy współpracy, którą zadeklarował ze mną. Ja także słucham, co on ma do powiedzenia. Zna drużynę, czas pewnie jakiś mija, w którym robi się rachunek sumienia i wyciąga wnioski, a to też ma pomóc mi i zespołowi w pracy.

Przed sezonem zmieniła się w Gorzowie nawierzchnia. Jak pan ją ocenia?

Nawierzchnia to moim zdaniem na chwilę obecną niemały problem, bo jak sam ją w czwartek przygotowywałem, okazała się naprawdę dość zagadkowa. Próbujemy ją wszyscy rozszyfrować. Ilość tego materiału, która została dosypana, nowe tłumiki, to też może sprawiać, że zawodnicy przy słabszej dyspozycji, niedopasowanym sprzęcie od tunerów, którzy w zeszłym roku brylowali, teraz mają problemy z dopasowaniem się do wymagań zawodników, nie tylko naszych gorzowskich... To wszystko złożyło się na to, że nie ma odniesienia do tej nawierzchni i być może stąd się biorą te problemy i ci chłopacy są troszkę pogubieni, poruszają się może trochę jak we mgle, choć zaprzeczeniem tego jest Bartek Zmarzlik, dla którego nie ma tajemnic. Ale mówię, to jest inny styl jazdy, inna waga, młody chłopak, to że ma talent - każdy wie, ale trzeba umieć też to wykorzystać, powiew młodości i niemal fruwa na tym torze, gdzie inni, rutynowani zawodnicy mają problemy, to jest właśnie zagadka. Tylko, że u niego jest całkiem inna charakterystyka silników, a większości zawodników te silniki zupełnie nie pasują. Ale tak jest w większości przypadków, że dany zawodnik wygrywa na tym sprzęcie, a inny wsiada na taki motocykl i nie potrafi sobie z nim poradzić. Ten sport tak się zindywidualizował, jeśli chodzi o przygotowanie tego sprzętu pod siebie, że - na pewno są schematy, którymi trzeba się posługiwać - jest zespół, ale każdy ma inne odczucia i potrzeby.

Rozmawiała: Kinga Taisner

Źródło artykułu: