Zamiast jechać na fali mistrzowskiego sezonu, gorzowianie mistrzowsko marnują złote możliwości. Przegrana w Tarnowie mogła być wkalkulowana, porażka u beniaminka z Grudziądza wytłumaczona torem, a słabość ze wicemistrzowską Unią klasą rywala. Ale kompromitacji z Toruniem nawet najlepszy mecenas świata już by nie obronił. W żadnym sądzie. Tym bardziej przed miejscowym, gorzowskim wymiarem sprawiedliwości. Jakże wymagającym i bezlitosnym.
[ad=rectangle]
Krótki sen
O kryzysie w Stali mówiło się i gada wszędzie. W gorzowskich marketach, taksówkach, a nawet piaskownicach. Nawet lokalny szewc i krawiec nieźle znają temat. W Zielonej Górze słychać nutę ironii, a w Warszawie czuć gęste powietrze wciąż nadciągające z północy lubuskiego. Nie da się nie pisać teraz o żużlowej Stali. - Śpię po trzy godziny dziennie. Ciągle myślę jak to możemy posklejać do kupy - przyznaje Krzysztof Orzeł, człowiek-orkiestra w gorzowskim klubie. Wieloletni kierownik drużyny przeżywa najtrudniejsze chwile w dotychczasowej pracy. Złośliwi komentują w swoim stylu: Orzeł wylądował twardo i szybko po finałowej radości z zeszłego roku. Tyle, że Krzysztof na motorze nie śmiga ani nie składa silników. Jest z tym klubem na dobre i na złe. Zaczynał ponad dekadę temu, kiedy w Gorzowie - jak mawia klasyk - "nie było nic". Po historycznym sukcesie sprzed roku, nad Jancarzem zawisły ciemne chmury. - Od października w tej drużynie coś się wypaliło. Fakt, tam przeważnie było chłodniej niż cieplej, ale nigdy tak nie iskrzyło - opowiadał niedawno jeden z ważnych ludzi Stali. Może więc chodzi o klasyczne zmęczenie materiału? A może jeszcze o coś innego?
Chomski wygrywa
Słabe wyniki zawodników (poza szalejącym Zmarzlikiem) przyniosły rozwód trenera Piotra Palucha z pierwszym zespołem. Jeszcze siedem miesięcy temu był jednym z autorów wiktorii nad Lesznem, dziś zajmuje się trenerką szkółki. Przewrotność losu. Czy to jego wina? Pewnie częściowo tak, ale na pewno nie w pełni. Wysyłając do mediów sygnał o niepoważnym traktowaniu polskiej ligi przez dwóch ważnych zawodników, trener Paluch wrzucił kamyk do zawodniczego ogródka. Dał konkretną i mocną wypowiedź, gdy już wiedział, że opiekunem stalowców będzie za chwilę ktoś inny. Kto? Liczące się kandydatury były trzy, potem na placu boju zostały dwie. W Gorzowie brano pod uwagę byłego trenera Stali Czesława Czernickiego (po nim drużynę przejął w 2011 r. Paluch) oraz niedawnego menedżera toruńskiego dream teamu Sławomira Kryjoma. Choć pierwotnie były inne pomysły, teraz wygrywa ten trzeci czyli Stanisław Chomski.
To on ma zapewnić przede wszystkim porządek i atmosferę w parku maszyn. Popracować nad głowami stalowców, mając wsparcie córki Julii, która z niektórymi gorzowianami współpracuje już długo i zna ich mentalność od podszewki. - "Stanley" siedzi w domu i ładuje akumulatory - mówiła parę tygodni temu panna Chomska, której zawodowe hasło "sukces rodzi się w głowie" pasuje do sytuacji w Stali jak ulał. To psychika może mieć niebagatelne znaczenie w tym dotychczasowym bałaganie. Poza tym u Stanisława Chomskiego w żyłach jest gorzowska krew, ma bogatą trenerską przeszłość i niebanalne spojrzenie na ważne sprawy. Zna dobrze zawodników i jest zdecydowany. Skoro zimą nie sięgnięto w Stali po świeżą krew na motocyklu, to teraz - paradoksalnie - przyszedł czas nadrobić te zaległości. W zupełnie innym wymiarze i w mało mistrzowskiej rzeczywistości. Wszystko w imię hasła - ratujmy co się da.
Praga w strugach adrenaliny
Tak na marginesie, sprawa gorzowska uruchomiła lawinę komentarzy o podejściu najlepszych zawodników świata do startów ligowych. Po słowach Piotra Palucha (niewielu odważyłoby się na taką szczerość) rozgorzała na nowo dyskusja o profesjonalizmie i odpowiedzialności żużlowców w najlepszej lidze świata. - Niektórzy zawodnicy z Grand Prix nie traktują naszej ligi priorytetowo - wyznał w nsport+ były trener Stali. Temat na pewno trzeba zgłębić i przeanalizować. Bo tu chodzi o szacunek do kibiców, sponsorów, klubów, no i samych siebie. - Mam nadzieję, że Praga przyniesie coś nowego - powiedział mi w niedzielę aktualny mistrz świata Greg Hancock.
No racja, przecież prestiżowy cykl musi mieć mijanki, emocje, niespodzianki. - Czuję, że jestem w formie jak nigdy dotąd. Wracam do tego biznesu pełną gębą - przyznał dzień po zwycięstwie w Tampere Nicki Pedersen. Po żenadzie w Warszawie i nudach w Finlandii, liczę na zryw w stolicy Czech. Wiem, wiem, tam nieczęsto coś się dzieje, ale teraz musi być inaczej. Oby bez deszczu i w strugach adrenaliny. Widzimy się w sobotę o 18.30 w Canal+. Ahoj!
Gabriel Waliszko, dziennikarz nc+
myślę, że najlepszym kandydatem jest Czecze