Od samego początku, gdy tylko pojawiła się informacja, że to właśnie na Stadionie Narodowym odbędzie się pierwsza runda SGP nie tylko ekscytowali się tym kibice ale i zawodnicy, bo występ przed ponad 50-tysięczną publicznością nie zdarza się często. Kibice mają niesamowitą moc i to właśnie o nich często rozmawiam z zawodnikami. Dla jednych działają na korzyść, na innych zawodników zupełnie neutralnie. Ale są i tacy żużlowcy, których kibice paraliżują.
[ad=rectangle]
Powszechnie wiadomo, że na żużlowca ma wpływ wiele czynników zewnętrznych, jednak największy wpływ mogą, i bardzo często mają właśnie kibice. Mniej doświadczeni zawodnicy odnoszą zazwyczaj gorsze wyniki przed dużą publicznością. Tym bardziej doświadczonym żużlowcom, którzy już nieraz startowali w dużych imprezach, kibice z reguły pomagają. Dodają skrzydeł i są wręcz nieodłącznym elementem rywalizacji sportowej na wysokim poziomie. Niestety występ przed dużą publicznością (szczególnie własną) niesie za sobą ryzyko koncentracji zawodnika na sobie, własnych myślach i odczuciach. W czym to może przeszkodzić? Otóż stres jaki się pojawia w perspektywie jazdy przed pełnymi trybunami sprawia, że zawodnik zaczyna analizować, zastanawiać się "co by było gdyby…?" . Przez jego głowę przechodzą setki myśli na temat swoich umiejętności, sprzętu jakim dysponuje, toru.
Tylko wysoka samoocena zawodnika (o której szerzej pisałam w ostatnim tekście) może przeciwdziałać i chronić żużlowca przed przegraniem zawodów w swojej głowie na długo przed pierwszym biegiem. Taki pewny siebie zawodnik zna swoje mocne strony i wie na co go stać, dzięki temu nie boi się tak bardzo krytyki. Dlatego żużlowcy muszą być troszeczkę narcyzami, ponieważ cechy narcystyczne objawiające się silnym przekonaniem o tym, że jest się wyjątkowym i zdolnym do osiągania najwyższych celów, ponadto sprzyjają lepszej dyspozycji sportowej w sytuacji wysokiego stresu oraz presji ze strony kibiców. Wyjątkiem są zawodnicy, u których wysoka samoocena nie idzie w parze z umiejętnościami. Taki zawodnik przecenia swoje możliwości, stawia za wysokie i zupełnie nierealne cele, a to sprzyja porażce.
Sama świadomość tego, że będzie się obserwowanym oraz ocenianym przez publiczność może powodować gorszą dyspozycję zawodnika. Z drugiej strony publiczność sprzyja wykonaniu zadań, które są związane z wysiłkiem. Wówczas kibice mają nieocenioną siłę w podnoszeniu motywacji zawodników do większego czy dłuższego angażowania się w start w zawodach przez żużlowca. Już kilka razy widziałam jak żużlowiec był chory, poobijany ale jechał, bo nie chciał zawieść kibiców.
Im większa impreza sportowa, tym większa szansa na pojawienie się stresu u zawodnika. Zawody międzynarodowe przed dużą publicznością to marzenie i cel sam w sobie dla każdego zawodnika. Jednak to co się podczas takiego startu zadzieje z psychiką zależy w dużej mierze od podejścia żużlowca do danych zawodów. Generalnie duża widownia ma wpływ na wynik, albo doda zawodnikowi skrzydeł, albo przytłoczy go tak bardzo, że znacząco obniży swoje loty. Atut własnego toru jest również atutem własnych kibiców. A to właśnie "nasi" kibice zmniejszają niepokój i zwiększają motywację zawodników, kiedy "obca" publiczność zwiększa lęk i stres.
Najgorszą z możliwych sytuacji, jest taka w której początkowo "nasza" publiczność w trakcie trwania zawodów odwraca się od swojego zawodnika, czy też drużyny. Jest to niepokój, który często odczuwają zawodnicy startujący przeciwko swojemu dawnemu klubowi. Doświadczony zawodnik powinien umieć przekuć ten stres w złość sportową. Młodszych i mniej doświadczonych trzeba nauczyć jak izolować się od tłumu i swoich wewnętrznych rozterek i obaw.
Jak widać kibice swoim dopingiem mają ogromny wpływ na żużlowców. Pewne jest jedno, dla każdego zawodnika gromkie brawa to najlepsza nagroda, której nie można kupić.
Julia Chomska