Stefan Smołka: Żużlowe święto w Rybniku - 1952

 / Na zdjęciu: zawody żużlowe sprzed lat (fotografia poglądowa)
/ Na zdjęciu: zawody żużlowe sprzed lat (fotografia poglądowa)

Trzeci i czwarty sezon w historii polskich lig (lata 1950 i 1951) żużlowcy z Rybnika zaznaczyli medalowymi pozycjami w końcowych tabelach - srebrnymi w 1950 roku i brązowymi w 1951.

W tym artykule dowiesz się o:

To stawiało ich zdecydowanie w ścisłej czołówce krajowej, obok Warszawy, Leszna, Bydgoszczy, Wrocławia i Rawicza. Indywidualnie rybniczanie narzekać też nie mogli. Eryk Pierchała po zdobyciu tytułu IMP w 1947 roku już co prawda spasował, podobnie Ludwik Draga, motocyklowy mistrz Polski AD 1946, znany choćby z udziału w pierwszym oficjalnym meczu polskiej narodowej reprezentacji żużlowej w roku 1948. Inni znani jeszcze sprzed wojny, Jan Sanecznik i Ludwik Fajkis, poszli w samochodową branżę (Draga poniekąd też, bo został egzaminatorem kierowców, ekspertem i biegłym rzeczoznawcą techniki samochodowej).
[ad=rectangle]
W elicie krajowej wciąż mieszał niemłody już Paweł Dziura, w trzech pierwszych jednodniowych finałach IMP meldujący się każdorazowo w pierwszej ósemce. Prawdziwą jednak sensację zrobił Alfred Spyra podczas finału IMP we Wrocławiu w roku 1951, kiedy to okazał się najlepszym zawodnikiem na torze, a tylko wskutek krzywdzącej decyzji sędziów nie stanął na najwyższym podium, mimo iż bezpośrednio pokonał najgroźniejszego rywala Włodzimierza Szwendrowskiego. Na dodatek pobił rekord wrocławskiego toru.

Sam świetny Spyra w Rybniku to okazało się trochę za mało. Zresztą niebawem Alfred, zwany też Emilem, opuścił Rybnik. Z górniczego przeszedł do pionu gwardyjskiego, by reprezentować przez dwa lata milicyjnej służby barwy bardzo silnej żużlowo Polonii Bydgoszcz (potem wrócił z Pomorza na Śląsk, ale już nie do Rybnika, lecz do Gwardii Katowice). Nic tedy dziwnego, że na ambitny Rybnik przyszedł czas - krótkotrwałej jak miało się okazać - posuchy. Nadzieje budził talent z Borowej Wsi (tej samej, z której wywodził się Alfred Spyra) Joachim Maj, który w czerwcu 1952 roku zdobył w lidze swój pierwszy komplet 9 punktów w 3 startach.

Górnik zajął w sezonie 1952 dopiero szóste miejsce w lidze, grzebiąc swoje szanse sensacyjną porażką u siebie z Gwardią Bydgoszcz, gdzie najlepszym zawodnikiem był, nie kto inny, Alfred Spyra, do niedawna reprezentujący jeszcze górnicze barwy. Druga przegrana u siebie miała miejsce miesiąc później, gdy rywalem miejscowych był niezwykle silny CWKS Wrocław. Niepokonany dwudziestolatek Joachim Maj, za wyjątkiem Pawła Dziury, nie miał wsparcia i Górnik przegrał 22:32, a wojskowi z Wrocławia to same sławy: Janusz Suchecki, Jan Krakowiak, Mieczysław Połukard, Eugeniusz Wróżyński, Zdzisław Smoczyk. Rosnąca klasa młodego Maja został szybko dostrzeżona i już od następnego sezonu Chimek wyjechał na dwa lata odsłużyć wojsko we Wrocławiu.

Słabszy ligowy sezon rybniczan i brak wielkich gwiazd w zespole (Dziura był już czterdziestolatkiem, a Jan Paluch i Joachim Maj - ledwie około 20) spowodował nieobecność kogokolwiek z Rybnika w czołówce, a także kadrze Polski. Co prawda Dziura się wciąż nie poddawał (był 9. w finale IMP, a młody Maj już pukał do elity (udział w Memoriale Smoczyka, 4 punkty w finale IMP z upadkiem w pierwszym starcie), ale dobre dni były jeszcze dość odległą przyszłością.

W ramach obowiązującej wówczas już drugi sezon tzw. ligi zrzeszeniowej Rybnik otrzymał niespodziewaną premię na koniec sezonu. Otóż, po półfinałach na wzór dzisiejszego play off, wielki finał ligi zaplanowano na neutralnym dla obu rywali torze w Rybniku. Był to jedyny taki przypadek w długiej historii polskiej ligi żużlowej - jeden mecz na neutralnym gruncie miał rozstrzygnąć o tytule DMP. Może by warto wrócić do tej idei?

W dniu 10 sierpnia 1952 roku na stadionie przy ul. Gliwickiej miało miejsce wielkie żużlowe święto. Widownia wypełniła się w komplecie - 25 tys. widzów na trybunach. Naprzeciw siebie stanęły najsilniejsze kluby ligowe w Polsce. Z jednej strony CWKS Wrocław, niespodziewany zwycięzca zasadniczej części rozgrywek, a z drugiej obrończyni tytułu mistrzowskiego, Unia Leszno. Wśród zawodników nie było nikogo z miejscowych, a mimo to atmosfera była niesamowita. Rybnik od zawsze uwielbiał żużel w najwyższym wydaniu, więc mankament w postaci braku zawodnika stąd odebrano jako mniej ważny szczegół. Na widowni nie brakowało oczywiście kibiców drużyn gości, zarówno z Wrocławia jak i Leszna.

Mecz miał jednostronny przebieg. Unia Leszno wzniosła się po raz kolejny w Rybniku na wyżyny swoich umiejętności. Bezbłędny, niepokonany był Stanisław Glapiak, znakomity Józef Olejniczak, bardzo dobry Marian Kuśnierek, który raz upadł. Dobre partie odjechali również pozyskany wtedy z Gorzowa, a zmarły niedawno Mieczysław Cichocki, Kazimierz Bentke i Henryk Woźniak. Wojskowi z Wrocławia dwoili się i troili, ale przy tak silnej Unii nie mieli żadnych szans. Najlepszym ich zawodnikiem był Janusz Suchecki, który tylko raz przyjechał za rywalem (Olejniczakiem), dobrze spisał się ponadto Jan Krakowiak, a nieźle (4 punkty w 3 startach) leszczynianin Zdzisław Smoczyk. Józef Olejniczak w ostatnim swoim wyścigu pobił rekord rybnickiego toru. Wynik meczu 35:19 dla Unii. "Głos Wielkopolski" napisał po meczu": […] Leszno, po ciężkich walkach żużlowców Unii, zdobyło tytuł drużynowego mistrza Polski". Po raz czwarty w ogóle i po raz czwarty z rzędu.

Stefan Smołka

Źródło artykułu: