Krzysztof Kasprzak nadal odczuwa skutki kontuzji. "Wiele mi jeszcze brakuje do pełni formy"

Trzy punkty po spotkaniu w Częstochowie dopisali do swego dorobku zawodnicy Stali Gorzów. - To ciężki teren i jak będą jechać w tym składzie, to nikt tutaj już nie wygra - uważa Krzysztof Kasprzak.

Gorzowianie do Częstochowy jechali z dziesięciopunktową zaliczką z pierwszego spotkania wygranego na własnym torze 50:40. Podopieczni Piotra Palucha poszli za ciosem i po raz drugi znaleźli receptę na pokonanie Lwów. Wygrana 48:42 pozwoliła żółto-niebieskim dopisać do swojego konta również punkt bonusowy. - Wywalczyliśmy sobie to zwycięstwo na torze. Wszyscy dołożyli ważne punkty. Duża w tym zasługa Adriana Cyfera, który zdobył pięć punktów i w wyścigu z Łęgowikiem był szybszy ode mnie i to ja musiałem się bronić przed atakami juniora Włókniarza. Myślę, że ten wyścig decydował o sukcesie - podkreślał Krzysztof Kasprzak, nawiązując do sytuacji z dwunastej gonitwy, gdy w ferworze walki na tor upadł Peter Kildemand, a sędzia Piotr Lis postanowił wykluczyć piekielnie szybkiego Duńczyka z powtórki. Gorzowianie wygrali ten wyścig podwójnie i odskoczyli na cztery punkty. - Kildemanda nie dotknąłem. Bałem się, bo to mecz wyjazdowy i różnie mogło być, ale sędzia podjął taką, a nie inną decyzję. Kildemand usiał na torze, licząc na moje wykluczenie - opisywał całą sytuacje kapitan gorzowskiej ekipy.
[ad=rectangle]
Niedzielny pojedynek mógł się podobać kibicom. Emocji bowiem nie brakowało, a sytuacja wielokrotnie zmieniała się jak w kalejdoskopie. Ostatnie słowo należało jednak do przyjezdnych. - To ciężki teren. Myślę, że jak Włókniarz pojedzie w tym składzie, to już nikt tutaj nie wygra. Widać, że trafili z transferem Kildemanda, który jest świetnym zawodnikiem i w tym sezonie w każdej lidze spisuje się znakomicie. Do tego Walasek, Łaguta i Holta, który zanotował akurat słabszy mecz, ale myślę, że już takiego nie powtórzy. Ja też straciłem w pierwszym biegu trzy punkty przez defekt. Motoplast zawinił. W sobotnim Grand Prix, jak woziłem zera, to motocykl nie szwankował, a teraz jak jechałem pierwszy, to stanął. To na pewno ciężki miesiąc dla mnie, ale drużyna wygrała i to jest najważniejsze. Jedziemy dalej o play-offy - dodał "KK".

Wychowanek leszczyńskiej Unii niedzielnym spotkaniem nieco powetował sobie fatalny występ w Grand Prix Szwecji w Malilli, gdzie nie zdołał zdobyć ani jednego punktu i uplasował się na ostatnim, szesnastym miejscu. - Nie wiem, co się stało. Wszystko miałem przygotowane. Jeden silnik był sprawdzony, a jeden kompletnie nowy. We wtorek zrobiłem na nim trzynaście punktów w Szwecji. Start był strasznie przyczepny. Gdy dobrze wyszedłem z niego, to od razu rywale mnie wyprzedzali. Gdy osłabiłem silnik na start, to z kolei nie mogłem się z niego zabrać. Miałem po prostu słaby dzień i nie mogłem nic zrobić - tłumaczył.

Kasprzak nie ukrywa, że nadal we znaki daje mu się niezaleczona w pełni kontuzja nogi, która znacznie ogranicza jego możliwości na torze. - Pracujemy nad nią praktycznie codziennie, ale jeszcze wiele mi brakuje do formy sprzed turnieju w Landshut. Będziemy się starali teraz w Gorzowie trzy dni przed derbami rozruszać trochę tę nogę, bo jeszcze nie wypuszczam motocykla tak, jakbym chciał, ale lekarz mówi, że jeszcze dwa tygodnie będę musiał jeździć w specjalnym opatrunku. Męczymy się, ale będziemy robić wszystko, by zespół wygrywał - puentuje Krzysztof Kasprzak.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

[event_poll=25226]

Źródło artykułu: