Łukasz Kuczera: Jesteś po dwóch treningach w sezonie 2014. Służyły one bardziej wyczuciu motocykla po zimie, czy też testowałeś już pierwsze maszyny?
Dawid Stachyra: Myślę, że jedno i drugie. Były to pierwsze kółka, ale też jeździłem na motocyklach, które będę miał do dyspozycji w tym roku, więc jakieś pierwsze odczucia są. Jeździłem na razie na jednym silniku, w środę mam sprawdzać drugi, a w następny weekend będę testować trzeci. Dlatego w przeciągu tygodnia będę miał przegląd wszystkich motocykli. Z pierwszych okrążeń jestem zadowolony, nawet bardziej niż się spodziewałem. W sobotę tor był idealny, w niedzielę też był dobry, ale później się rozwalił. Z racji małej liczby przejechanych kółek nie chcemy też szarżować, by sobie krzywdy nie zrobić. Teraz trzeba jak najwięcej jeździć, by się wczuć w motocykl po przerwie zimowej. Jestem dobrej myśli, mamy dobrą atmosferę w drużynie i wszystko jest fajnie poukładane.
W niedzielę miałeś trochę problemów. Trzykrotnie, przy próbie startu, doszło do defektu. Co się stało?
- To wina producenta, jeśli chodzi o koła, bo urwały nam się szpilki w kole. Nie jest to defekt poważny, który niósłby za sobą jakieś straty, poza tym, że trzeba wymienić na inne coś, co producent nam zalecił, a okazało się wadliwe. Po to są takie pierwsze treningi, aby pojeździć i wyeliminować takie usterki, by później nie powtarzały się w trakcie trwania sezonu.
Powoli zaczynamy nowy sezon, ale pewnie jesteś jeszcze myślami w poprzednim. Chodzi mi o zaległości finansowe klubu z Gdańska...
- Finanse Wybrzeża to trudny temat. Nie jest to dla mnie sytuacja komfortowa, bo wszystko się tak potoczyło, że muszę żyć za pożyczone pieniążki i nie jest to fajna sprawa. Pieniądze zarobione przeze mnie na torze leżą w Gdańsku, a ja nadal czekam na finalizację tej sytuacji. Mam nadzieję, że w końcu się to jakoś wyjaśni i pójdzie w kierunku ku dobremu.
Po tym wszystkim nie bałeś się jednak podpisać kontraktu w Rybniku, choć jak mówi prezes Mrozek, pieniądze w tym klubie leżą na torze.
- To jest dla nas dodatkowa motywacja. Cieszę się, że prezes Mrozek dał mi kredyt zaufania i cieszę się, bo praktycznie byłem pierwszym zawodnikiem, który podpisał kontrakt w Rybniku. Cieszę się, że mogę jeździć dla Rybnika, bo uważam, że ten klub jest bardzo fajnie poukładany organizacyjnie i mam nadzieję, że tak będzie cały rok. Nie ukrywajmy, że żużel to sport trudny, w którym wszystko musi być na najwyższym poziomie - organizacja, dyscyplina, profesjonalizm. To gwarantuje dobre postawy dla nas, co przekłada się na tor i na wyniki. Z tego co dotychczas zauważyłem, ten profesjonalizm w Rybniku jest i chciałbym zostać w Rybniku jak najdłużej. Chcę spłacić prezesowi Mrozkowi ten kredyt zaufania swoją dobrą postawą na torze i jeśli wszystko poszłoby dobrze, chciałbym tu zostać.
W Polsce głośny jest temat nowego tłumika. Czy miałeś okazję testować polski produkt?
- Nie mam dostępu do tego tłumika, choć w niedzielę Michał Szczepaniak jeździ na polskim tłumiku. Każdy jedoznacznie mówi, że ten tłumik jest lepszy, i to nie kategoriami "ciut lepszy", tylko o "niebo lepszy". Skoro doświadczeni koledzy tak mówią, to myślę, że można brać to w ciemno i sam bez testowania się pod tym podpisuję.
Podczas sobotniej prezentacji wspominałeś o chęci podpisania kontraktu w Anglii. Jak to wygląda?
- Myślę, że ewentualny kontrakt w Anglii odbędzie się na zasadzie, że dobra postawa w Polsce może zaowocować, że ktoś z tej ligi się mną zainteresuje. Dodatkowy sprzęt na Wyspy mam gotowy i nie koliduje on z polskimi motocyklami. Dlatego czekam na jakieś sygnały i jestem gotowy, by wystartować w którejś z drużyn. Mam też kontrakt w Danii, bo tam wyjątkowo dobrze mi się jeździ. Zawsze uzyskuję tam dwucyfrowe wyniki, więc mam zaufanie włodarzy i trzeci rok będę jeździć w klubie z Esbjerga. Wiadomo, w tej lidze są też różne przepisy - w tamtym sezonie byłem przypisany do kategorii A i praktycznie nie jeździłem prawie w ogóle, bo tę samą kategorię miał przypisaną Niels K. Iversen, a jest to gość nie do zastąpienia. W tym roku, poprzez mniejszą ilość startów, spadłem do kategorii B i od razu w grudniu dostałem kontrakt w Esbjergu, więc wierzę, że to będzie fajne uzupełnienie w moim kalendarzu startów. Mam nadzieję, że będę zapraszany i będę mógł zdobywać jak najwięcej punktów, a to będzie skutkować zaproszeniami na kolejne mecze, bo czym więcej jazdy, tym lepiej.
Mieszkasz w Rzeszowie, w związku z czym będziesz musiał robić sporo kilometrów w trakcie sezonu. Wcześniej jeździłeś też w Gdańsku, masz kontrakt w Danii. Czy po tylu latach kariery przyzwyczaiłeś się już do życia na walizkach?
- To jest coś, co robimy całe życie. To nawet nie jest nasza praca, tylko pasja. Całą zimę czekałem na to i nie boję się tego. To jest taki nasz prawdziwy żywioł. Trenowaliśmy w sobotę, niedzielę. Następne treningi są we wtorek i środę, potem w sobotę i niedzielę, później dochodzą sparingi. To jest coś co umiem robić, co staram się robić jeszcze lepiej, aby dojść do perfekcji. Cały swój czas poświęcam temu i mnie to nie przeraża. Ciężkie sytuacje w życiu człowieka uodparniają i wyrabiają charakter. Moje trzy lata spędzone w Gdańsku, gdzie na każdy mecz w domu miałem 700 km, więc można łatwo policzyć, że cały wypad liczył 1400 km. Do Rybnika mam tylko 300 km w jedną stronę, do tego jest to trasa, którą pokonuje się autostradą, więc logistycznie jest to bardzo fajne. Dania jest tylko raz w tygodniu i to w jego połowie, więc nie jest to kłopotem. Zawsze są to zawody i poważne ściganie, bo wyznaję zasadę, że nawet najgorsze zawody są lepsze niż najlepszy trening, bo jest to rywalizacja spod taśmy w czwórkę, z różnymi rywalami, na różnych torach.