Dziś będzie o Ekstralidze. Orzeł chce do niej awansować. Mówi się o tym od jakiegoś czasu, więc pewnie wszyscy zdążyli się zorientować, że nie żartuję. Zamierzam jednak zrobić to wszystko z głową i nie popełniać błędów innych. Widzę to tak...
Przepis na Ekstraligę
Zacznę od tego, że nie wyobrażam sobie przechodzenia z niższej klasy rozgrywkowej do Ekstraligi, jeśli klub nie ma "stanu zero". Rozumiem to w ten sposób, że drużyna, która ma startować w żużlowej elicie, nie może mieć złotówki długu za poprzedni rok. Później trzeba mieć budżet na poziomie sześciu milionów złotych. Wtedy realnie można myśleć, żeby bić się o utrzymanie. To takie minimum. Jeśli miałoby ono nie zostać spełnione, to moim zdaniem lepiej powiedzieć sobie "pas". W tym przypadku działanie na siłę może nie przynieść nic poza wielkim płaczem.
Sześć milionów to spora kasa. Dziś nie potrafię powiedzieć, jaką część tej kwoty będzie w stanie zabezpieczyć rodzina Skrzydlewskich. Ale tak czy inaczej jedno chcę podkreślić - wszystko ze spokojem i krok po kroku. W 2017 roku mamy mieć nowy stadion. I myślę, że mieć będziemy, jeśli nie wjadą tutaj sowieckie czołgi. Z moich przewidywań wynika jednak, że nam to nie grozi.
W 2014 roku spróbujemy powalczyć o pierwszą czwórkę. Jeśli nam się nie uda, to nie będziemy się jakoś negatywnie z tego tytułu rozliczać. W przyszłym, 2015 roku musimy jednak zwiększyć budżet o około milion złotych. Wtedy jednak w założeniu mamy już walczyć w tej pierwszej czwórce. Gdyby tak nie było, to można by mówić o dużej porażce. W 2016 stawiamy sobie za cel awans. Marzy mi się, żeby w 2017 roku wystartować na nowym stadionie na Ekstralidze. Ale... pójdę w swoich planach jeszcze dalej, bo mam jedno dość interesujące przekonanie.
Jeśli awansujemy i wystartujemy na nowym stadionie, to nie spadniemy. Kiedy Unibax Toruń postawił Motoarenę, to nie wszyscy od razu wiedzieli, jak na niej jechać. To może być także atut naszego klubu. Myślę, że dzięki temu się utrzymamy.
Z awansami do Ekstraligi było w ostatnich latach różnie i te doświadczenia innych klubów trzeba brać bardzo mocno pod uwagę. Działam już naprawdę bardzo długo w sporcie. Byłem obecny między innymi w piłce. Wiele razy słyszałem zapowiedzi - będzie awans, to będą sponsorzy, kibice i większa kasa. Wielu się na to "łapało". Zapewniam jednak, że to jest tak, że po awansie wszyscy się rzucą i zaczną walić drzwiami i oknami. Kiedy drużyna zacznie przegrywać, to część kibiców "odpłynie". Na stadionie będzie mniej ludzi. Kibic lubi jak jego zespół wygrywa i klasa rozgrywkowa nie jest najważniejsza.
W ubiegłym roku awansowała drużyna Wybrzeża. Kolejny raz odwołam się do piłki nożnej, gdzie z powodu finansów kluby często nie dostają licencji. Nie chcę jednak odbierać panom z Gdańska sukcesów i tego, że awansowali do elity. Może się jednak okazać, że ta wygrana w lidze była zwycięstwem pyrrusowym. Czasami awans może zrodzić więcej problemów niż się wydaje i skończyć się wielką tragedią. Klub może w rezultacie zaczynać od niższego pułapu niż ten, na którym był przed wygraniem ligi. Tak zresztą w przypadku Gdańska chyba już było.
W związku z tym ja mam nieco inny plan. Chcemy wszystko robić krok po kroku. Nie wiem, czy on okaże się skuteczny, bo sport jest nieprzewidywalny. Tak sobie jednak to wymyśliłem, bo tego nauczyły mnie dotychczasowe doświadczenia w sporcie.
Witold Skrzydlewski