Powrót do zdrowia - najcenniejsze trofeum do zdobycia. Historia Kamila Cieślara

Nie jest łatwo poruszać się na wózku, wiedząc, że jeszcze całe życie ma się przed sobą. Są jednak osoby, które mimo to - z całych sił walczą o powrót do normalnego życia.

W tym artykule dowiesz się o:

Nie od dziś sportowcy są autorytetem. Nikt tak jak oni nie wykazuje woli walki. I to nie tylko tej na boisku, czy torze. Rywalizacja uczy ich, w jaki sposób pokonywać przeciwności losu i osiągnąć sukces. Wielu dyscyplinom sportu, tym bardziej tak niebezpiecznym jak żużel, towarzyszą kontuzje. Niektóre z nich zostawiają ślad na całym życiu sportowców. Ponad trzy lata temu dramat przeżył Kamil Cieślar. Dzięki swojemu podejściu i chęci do walki, staje się wzorem do naśladowania.

Zaczęło się od piłki nożnej. W wieku sześciu lat to była jedna z najlepszych form spędzania wolnego czasu. Potem pierwsze próby na motocrossie. W końcu rodzinne wypady na mecze przy Gliwickiej 72. Rywalizacja, ryk motocykli i adrenalina - to było to.

Jego przygoda z czarnym sportem rozpoczęła się od zmagań na małym owalu. Kamil był jednym z pierwszych rybnickich chłopaków, którzy zdecydowali się spróbować swoich sił w żużlowej wersji mini. Brak minitoru w Rybniku zmusił go do odbywania treningów w zaprzyjaźnionej Częstochowie. Młody zawodnik szybko połknął bakcyla. O jego ogromnym talencie świadczą między innymi dwa tytuły Indywidualnego Mistrza Polski. Wszystko, co udało mu się osiągnąć zawdzięcza rodzicom.

- Na komunię dostałem od rodziców swój pierwszy żużlowy motor i wtedy bajka się zaczęła. Był to dla mnie piękny czas. Każdy sukces zawdzięczam jednak mamie i tacie. Jestem pewien, że mimo kontuzji, jaka mnie spotkała, bez nich nie osiągnąłbym nic - tłumaczy Cieślar.

Jeździec był nie tylko jednym z najlepszych zawodników rybnickich Rybek, ale też jednym z najskuteczniejszych w kraju. Mimo to, od zawsze cechowała go ogromna skromność i miłość do sportu. Z czasów miniżużla, najchętniej wspomina swoją żużlową rodzinę, z którą wciąż utrzymuje kontakt. Najwspanialsza dla niego była sportowa walka na torze i wspólnie miło spędzony czas poza nim.

Kamil Cieślar był jednym z najlepszych miniżużlowych zawodników
Kamil Cieślar był jednym z najlepszych miniżużlowych zawodników

W wieku szesnastu lat, Kamil zdał licencję i trafił do częstochowskiego Włókniarza. Ogromną wagę przywiązywał do zmagań młodzieżowych, podczas których mógł podnosić swój sportowy poziom. Młodzieżowe Drużynowe Mistrzostwa Polski, które rozegrane zostały 9 czerwca 2010 z pewnością, będą tkwiły w jego pamięci do końca życia. Podczas tych zawodów doszło do dramatycznego wypadku z udziałem Kamila Cieślara i Marcina Bubla. Częstochowianin stracił panowanie nad motocyklem, natomiast wychowanek Rybek Rybnik z impetem uderzył o bandę.

Wstępne diagnozy mówiły o urazie kręgosłupa. Dla zawodnika najważniejsze były jednak zbliżające się Mistrzostwa Polski w Gorzowie Wielkopolskim - nawet w drodze do szpitala. Cieślar przeszedł aż dwie operacje. Po obu zabiegach stwierdzono uraz rdzenia kręgowego oraz kurczowe porażenie kończyn dolnych.

[nextpage]

- Z doświadczenia wiem, że żużel nie jest sportem mało urazowoym. Jeżdżąc nie zdawałem sobie sprawy jakie niesie to ze sobą konsekwencje. Z resztą nie każdego dnia ktoś na torze łamie kręgosłup. Doskonale pamiętam wypadek. W karetce myślałem o tym, jak dobrze przygotować się na zawody w Gorzowie. Z resztą po pierwszej operacji wszystko było dobrze, miałem wyjść po tygodniu. Gdyby nie niedopatrzenie lekarzy, może wszystko potoczyłoby się inaczej - mówi zawodnik.

Od samego początku po makabrycznym wypadku u boku Kamila była jego rodzina. To ona przez każdą dobę wspierała zawodnika i dodawała mu otuchy. Ogromnym zaskoczeniem dla samego żużlowca był list młodszego brata, który pojawił się w mediach. W rozmowie z naszym serwisem Kamil zdradził, że dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, ile warci są jego bliscy.

22-latek od ponad trzech lat walczy o powrót do normalnego życia. Każdego dnia odbywa kilkugodzinne rehabilitacje. Sam mówi, że ćwiczenia te są niezwykle męczące, jednak drobne efekty, jakie każdego dnia stają się widoczne, są jego motorem do działania i dalszej pracy.

Nie da się ukryć, że zabiegi, jakie przechodzi zawodnik wiążą się z ogromnymi kosztami. Cała rodzina żużlowca jest niezwykle wdzięczna działaczom częstochowskiego klubu, sponsorom, a także wszystkim innym, którzy wzięli udział w licytacjach oraz akcjach charytatywnych przygotowanych dla Kamila. A okazji do pomocy było i jest naprawdę wiele - Na początku było bardzo ciężko. Na szczęście wielu ludzi wyciągnęło do mnie pomocną dłoń. I pod względem finansowym i psychicznym.

22-latek od ponad trzech lat porusza się na wózku
22-latek od ponad trzech lat porusza się na wózku

Szczęśliwą chwilą w życiu Kamila Cieślara była wiadomość o zakwalifikowaniu się na leczenie komórkami macierzystymi. O tej innowacyjnej metodzie leczenia zawodnik dowiedział się przypadkiem. Przypadek ten okazał się światełkiem w tunelu. Zabiegi, które zostaną przeprowadzone w czerwcu w Indiach, mogą znacznie poprawić stan zdrowia młodego rybniczanina. Ten szczerze wierzy w regenerację swojego rdzenia kręgowego.

Wypadek całkowicie zmienił życie Kamila. Motocykl żużlowy został zamieniony na wózek inwalidzki, a treningi na rehabilitację. I mimo pomyłek wielu osób, zawodnik do nikogo nie ma żalu.

- Nie jest mi żal tego, co mnie w życiu spotkało. Nie mogę też do nikogo mieć jakichkolwiek pretensji. Jestem pozytywnie nastawiony, bo wiem, że niektórzy mają o wiele gorzej. Sporo ludzi ode mnie odeszło po wypadku, ale układam sobie życie od nowa. Cała ta sytuacja wiele mnie nauczyła - powiedział Kamil Cieślar.

Wychowanek Rybek Rybnik czerpie motywację od takich ludzi jak Rafał Wilk, ale sam zasługuje na miano autorytetu. Chęć walki, skromność i wiara odgrywają fundamentalną rolę w wyścigu, jaki się właśnie rozgrywa i być może niebawem szczęśliwie zakończy. Do ludzi, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji mówi - Wypadek nie jest w stanie w życiu nic przekreślić. Dalej warto marzyć i starać się spełnić te marzenia. Dużo zależy od naszego nastawienia. To, żeby się nie załamywać jest podstawą.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: