Dla żużlowca Stali Gorzów zawody na Motoarenie Toruń im. Mariana Rosego zaczęły się źle. Dopiero druga część rywalizacji stanęła pod znakiem zwycięstw i bardzo dobrej walki o czołowe miejsca, co w efekcie dało awans do półfinałów z 9 punktami na koncie. Jak się okazało, Krzysztof Kasprzak musiał sprawdzić wszystkie swoje motocykle, zanim znalazł ten najlepszy. - Jechałem na pierwszym motocyklu i mnie wyprzedzali, a na drugim przywiozłem zero, mimo że wygrałem na nim w Gorican. Później trzeci motor, który był najgorszy na treningu, wygrał wyścig - mówił po zawodach popularny "Kasper".
29-latek taki przebieg turnieju skomentował w następujący sposób, jednocześnie odnosząc się do całego sezonu. - Tak jest dzisiaj w żużlu. Coś dzień wcześniej nie pasowało o 18, a następnego pasuje o 20 - przyznał wychowanek Unii Leszno.
W półfinale Kasprzak trafił na trudnych rywali, mianowicie na tegorocznych medalistów cyklu Speedway Grand Prix. Po słabszym starcie, mimo szaleńczych ataków, nie udało się dogonić chociażby Tai Woffindena. - Na pewno chciałem awansować do finału. W Gorzowie zabrakło mi czegoś w półfinale i teraz w Toruniu także. Szkoda, bo byłem w tym sezonie w dwóch finałach, a pięć razy w półfinałach. Finał jest zawsze takim uwieńczeniem. Gratuluję chłopakom jazdy w tym ostatnim wyścigu i tego, że podtrzymali honor Polski. Super było, jak cieszyli się kibice - gratulował kolegom z reprezentacji kapitan gorzowskiej Stali.
Po zdobyciu 9 punktów w toruńskim GP blond-włosy zawodnik wyprzedził w klasyfikacji nieobecnego z powodu kontuzji Chrisa Holdera i zrównał się z także niemogącym jechać Tomaszem Gollobem, co ostatecznie dało mu 10. miejsce w tegorocznym cyklu. Kasprzak jednak już wcześniej zapewnił sobie starty w elicie w przyszłym sezonie, zajmując drugie miejsce podczas GP Challenge w Poole, zaraz za swoim klubowym kolegą Nielsem Kristianem Iversenem. Po tym sukcesie "Kasper" twierdził, że teraz będzie mógł się skupić na poszukiwaniu odpowiednich ustawień i przygotowywaniu się do następnego sezonu. Chciał też pokazać się z dobrej strony w pozostałych rundach Grand Prix po sierpniowym Challengu, ale nie udało się to najlepiej. Czy łatwiej jeździło mu się ze świadomością, że i tak za rok będzie jednym z 16 zawodników świata? - Na pewno w podświadomości jest to, że jechałem Challenge i było dobrze. Za rok chcę jednak zrobić tak, żeby już nie jechać w eliminacjach. Czas na to, by zostawać w pierwszej piątce czy w siódemce, ale jest to bardzo trudne. Tomek Gollob jednego Grand Prix nie pojechał i od razu wypadł. Każdy chce się utrzymać, a ja jestem Polakiem. Mamy za dużo dobrych zawodników w Polsce i nie jest nam łatwo dostać "dziką kartę". Cały czas będę się starał, żeby utrzymywać się w Grand Prix - wyjaśniał.
Choć wyniki może nie zawsze były najlepsze to indywidualny mistrz świata juniorów z 2005 roku (wyłoniony w losowaniu) pokazywał serce do walki i do samego końca starał się kąsać rywali, dlatego też niewątpliwie był zupełnie innym zawodnikiem niż np. w 2008 roku, kiedy także był stałym uczestnikiem. - W tamtym roku za bardzo chciałem i robiliśmy dużo błędów. Teraz odpoczęliśmy trochę i ten rok pokazał, że możemy wygrywać. Mogliśmy zwyciężyć w Cardiff, gdyby nie przerwany bieg. Nazwiska już nie jadą i łatwiej wygrać z zawodnikiem o większym nazwisku niż z kimś, kto był przed sezonem skreślany. Gdyby nie kontuzja Warda to ta klasyfikacja może by wyglądała zupełnie inaczej. Na początku wszyscy mówili, że sukcesem Woffindena będzie utrzymanie się, a on zrobił mistrza świata, więc to wszystko jest nieprzewidywalne - zakończył Krzysztof Kasprzak.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!