Damian Gapiński: Dożynki ze skandalem w tle

Tomasz Gollob rezygnuje ze startów w Drużynowym Pucharze Świata, bo jak mówi, oddaje miejsce w składzie młodym zawodnikom. Czy aby na pewno?

Żużlowe dożynki ze skandalem w tle

Ten dzień kiedyś musiał nastąpić. Nikt jednak nie spodziewał się, że nastąpi właśnie teraz i w dość niejasnych okolicznościach. Tomasz Gollob, ikona polskiego speedwaya, zrezygnował z występów w Drużynowym Pucharze Świata. Tak przynajmniej po rozmowie z naszym mistrzem twierdzi trener kadry Marek Cieślak. No i niby wszystko jest ładnie i pięknie, bo mistrz oddaje swoje miejsce w składzie młodym - gniewnym, którzy w Częstochowie udowodnili, że warto na nich postawić już teraz. Zadaję sobie jednak pytanie: czy w takich okolicznościach i w taki sposób powinno nastąpić pożegnanie najlepszego polskiego żużlowca w historii z reprezentacją? Z pewnością nie.

Zarówno Marek Cieślak, jak i Krzysztof Cegielski w rozmowie z naszym serwisem

mówią o "innych okolicznościach", które wpłynęły na decyzję Golloba. I mają niestety rację. Pisze niestety, bo te okoliczności nie były dla naszego mistrza miłe. Tajemnicą poliszynela jest to, że Tomasz Gollob, mimo faktycznych problemów z kręgosłupem, był gotowy do startu w Drużynowym Pucharze Świata. Ba. W sobotę, jeszcze podczas obiadu był przekonany, że w nim wystartuje. Dopiero chwilę później dowiedział się, że w półfinale nie wystartuje. Dowiedział się od osób trzecich. Dlaczego oficjalnie mówi o tym, że oddaje miejsce w składzie "młodym"? Bo Tomasz Gollob to człowiek, który ma klasę. Klasę, której zabrakło przy pożegnaniu z wielkim mistrzem. Pożegnanie Golloba z DPŚ jest nie tylko dla żużla, ale polskiego sportu porównywalne z odejściem Adama Małysza. Powinno mieć odpowiednią formę i oprawę. Na pewno nie powinno się to odbyć w sposób, jaki mieliśmy okazję obserwować w minionym tygodniu.

Informacja uzyskana "z trzeciej ręki", potwierdzona później w rozmowie z trenerem Markiem Cieślakiem spowodowała, że Gollob poczuł się pominięty. Właśnie dlatego opuścił częstochowski stadion jeszcze przed rozpoczęciem zawodów. Czy nikomu nie wydaje się dziwne, że kapitan drużyny, człowiek związany z zespołem, opuszcza stadion przed rozpoczęciem zawodów? Jeżeli problemem byłyby jedynie dolegliwości związane z kręgosłupem, to tym bardziej zostałby na stadionie i swoimi fachowymi radami wspierał młodszych kolegów. Co więcej, na kwadrans przed zawodami, w studiu telewizji nSport pojawił się Jarosław Hampel. Pierwotnie planowana była wizyta Golloba. Niestety wydarzenia, o których piszę powyżej spowodowały, że naszego mistrza zabrakło nie tylko w studiu, ale i na stadionie.

Ta cała sytuacja pokazuje, jak dalece popsuty jest żużel. Piszę o tym od kilku tygodni w wielu kontekstach. Nie robię tego dlatego, że jestem malkontentem nastawionym jedynie na krytykę. Wielokrotnie na łamach naszego serwisu

przedstawialiśmy swoje pomysły na rozwiązanie różnych spraw. Nastawieni jesteśmy na krytykę, a nie krytykanctwo. Tej krytyce muszą zostać poddane zarówno wydarzenia sprzed półfinału DPŚ w Częstochowie, jak i same zawody w Polsce i Wielkiej Brytanii. To nie był Drużynowy Puchar Świata. To były żużlowe dożynki, w których mogliśmy oglądać w kilku przypadkach drugie garnitury kadr narodowych. Co to za zawody, w których nie może w pełnym składzie wystąpić reprezentacja Rosji, która w normalnych okolicznościach mogłaby spokojnie powalczyć nawet o złoty medal? Problemem okazało się 10 tysięcy euro. Ostatecznie te pieniądze się znalazły. Znalazły się jednak za późno i Emil Sajfutdinow zrezygnował z występu w reprezentacji. Później włodarze postanowili, że jeżeli nie ma możliwości występu w pełnym składzie, to pojadą bez swoich gwiazd. Oto obraz DPŚ w sezonie 2013. Obraz jakże aktualny i oddający to, co dzieje się nie tylko w polskim, ale i światowym żużlu.

Inną sprawą jest formuła zawodów DPŚ. W jakiej lidze, o tytule mistrzowskim decyduje forma czwórmeczy? W żadnej liczącej się. Wszędzie w składzie jeździ przynajmniej sześciu zawodników. Tylko taka formuła powinna decydować o tytule mistrzowskim. Forma dwumeczu, w składach "ligowych". To jednak kolejny przykład sytuacji, w której przepisy dostosowano tak, aby nie wygrali Polacy. O ile bowiem Australijczycy, czy Duńczycy są bardzo mocni w formule czwórmeczy, o tyle mieliby duże problemy ze znalezieniem siódemki zawodników, którzy byliby w stanie rywalizować na równi z naszymi zawodnikami. A przecież DPŚ i Grand Prix miały być (i zdaniem wielu fachowców są) motorem napędowym światowego żużla. Tylko ja się pytam: co w ostatniej dekadzie przyniosło Grand Prix? Gdzie żużel rozwinął się bardziej, niż to miało miejsce w XX wieku? Nigdzie. Zawody w Nowej Zelandii są jedynie potwierdzeniem, w jak głębokim kryzysie znajduje się ten ośrodek. Podobnie jest innych krajach. A wszystko wskazuje niestety, że będzie jeszcze gorzej.

Właśnie ten obraz - zawodów, które przynajmniej w tym sezonie nie są dla zawodników takim kąskiem, jak chociażby GP powoduje, że Gollobowi pewnie łatwiej przyszła decyzja o rozstaniu z kadrą. Wersja oficjalna jest bardzo medialna. I niech taka pozostanie. Szkoda, że po raz kolejny w tej beczce miodu znowu musiała znaleźć się łyżka dziegciu...

Do odważnych świat należy

Przewodniczący Głównej Komisji Sportu Żużlowego Piotr Szymański, najpierw na Twitterze (przewodniczący jest trendy - a co!), a później na stronie GKSŻ poinformował, że trwają prace nad nowym - "polskim" tłumikiem. Jak to? - zadałem sam sobie pytanie. Ten cud techniki, opracowany i opiniowany przez FIM-owskich geniuszy motoryzacji może mieć wadę? Może wymagać ingerencji polskich fachowców, którzy zdaniem prezesa PZM w ostatnich latach nie zrobili nic dla rozwoju tej dyscypliny sportu? Świat stanął na głowie!

Dobra koniec żartów. O tym, że nowe tłumiki to chłam wiedzieli wszyscy poza działaczami FIM, PZM i GKSŻ, która wiernie powtarzała stanowisko PZM (choć jej członkowie nie byli zgodni w tym zakresie). Ostatnie lata, kiedy poziom sportowy widowisk żużlowych znacznie zmalał, a na stadiony przychodzi mniej kibiców, niż chociażby 3-4 lata temu, są potwierdzeniem tego, że wprowadzenie nowych tłumików zabija sport żużlowy. Im prędzej działacze FIM, prezes PZM i GKSŻ pogodzą się z tym, że podjęli fatalną decyzję i zdecydują się na przywrócenie starych tłumików, tym lepiej. Czasu jest mało. Bardzo mało. Dłubanie w bublu, który jest negatywnie oceniany przez większość mechaników, przez którego swoją karierę zakończył chociażby Jason Crump, nie ma najmniejszego sensu. Informacja "sprzedana" przez przewodniczącego GKSŻ jest dla mnie potwierdzeniem, że panowie wreszcie przyznali się do błędu. Przyjęli jednak złą metodę wycofania się z tej decyzji. Droga nie wiedzie przez poprawianie tłumika, który przez jednego z zawodników określony został jako "do dupy". Właściwą drogą jest przywrócenie starych tłumików, których nikt nie krytykował, a poziom hałasu (o który tak rzekomo dba FIM) był tylko niewiele wyższy od obecnych. Koniec kropka. Czas dojrzeć do decyzji o przywróceniu starych tłumików. Jeżeli nie chcecie panowie być uznani za grabarzy żużla, to czas podjąć męską decyzję. Do odważnych świat należy!

Źródło artykułu: