Robert Noga - Moje boje: Co odwlecze…

Taka jak finalnie wody Wisły wpadają do Bałtyku, tak definitywnie zaczynamy nowy sezon żużlowy! Nie wszyscy byli jednak zmartwieni opóźnionym startem ligi.

W tym artykule dowiesz się o:

Późno w tym roku jak jasna cholera, ale zaczynamy. Aury, która panowała nam niechciana do mniej więcej 10 kwietnia niemal wszyscy mieli serdecznie dosyć, za wyjątkiem najbardziej zapalonych narciarzy, właścicieli wyciągów narciarskich i trudniących się handlem solą przemysłową. Ale też, co może brzmieć zaskakująco i niedorzecznie, za wyjątkiem niektórych osób a naszego, żużlowego światka. Naprawdę! Oto przedwczoraj uciąłem sobie telefoniczną pogawędkę z Tomkiem Jędrzejakiem. Nasz aktualny mistrz Polski w lutym na zgrupowaniu kadry narodowej przekonał się na moich oczach zresztą, że stok narciarski w Białce Tatrzańskiej w pełni zimowego sezonu, może być równie niebezpieczny jak tor żużlowy. Trafił w niego jakiś "zawodnik", któremu było za ciasno i stało się. Uszkodzone kolano nie rokowało najlepiej, a trener Piotr Baron, chociaż od czasów kariery postarzał się ledwie o jakieś kilka kilogramów mógł nieco posiwieć na wieść o tym. Ale Tomasz wyleczył się, zrehabilitował w Krakowie i Tarnowie i powiedział mi, że w sumie dobrze się stało iż sezon zaczyna się później, bo miał czas, aby bez stresów zacząć przygotowania na motocyklu, już w pełni sił. Czyli w jego przypadku nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, jak mawiają. Nie tylko w jego zresztą. Oto Łukasz Sady - kierujący od niedawna klubem w Tarnowie wypowiedział się na fali regionalnego radia, że on w sumie też cieszy się, iż pierwsze mecze zaczynają się ze sporym opóźnieniem. Argumentował to w ten sposób, że szefostwo ŻSSA Unia objął niedawno, te dodatkowe tygodnie jakie dostał od niebios w postaci śniegu i mrozu pomogą mu w załatwieniu wielu problemów, które, jak stwierdził, odziedziczył po poprzednikach (a raczej poprzedniczkach). Między innymi do tych problemów zaliczył nienajlepszy delikatnie mówić marketing spółki, która było nie było wyhodowała sobie tytuł drużynowego mistrza Polski. Łukasza Sadego znam od czasów, kiedy to stał na czele klubu, tyle, że kibica. Potem został zatrudniony w spółce i teraz, można rzec obrazowo decyzją rady nadzorczej otrzymał awans z robotnika na kierownika. Życzę mu jak najlepiej, chociaż łatwo mu nie będzie.

Tak na marginesie i a propos… Wszędzie stoi, a raczej jest napisane, że tegoroczny finał Indywidualnych Mistrzostw Polski odbędzie się w Tarnowie 11 sierpnia. Taka data figuruje między innymi w najważniejszym chyba dokumencie, komunikacie GKSŻ na stronie internetowej PZM. Ale w Unii nic na ten temat chyba nie wiadomo, bo na oficjalnej stronie internetowej klubu, która niedawno "odpaliła" w całkiem udanej szacie graficznej, widnieje data finału 25 sierpnia, I w zakładce poświęconej temu wydarzeniu licznik pozostałych do imprezy dni bije oczywiście także do 25 sierpnia. Ot taki jeden przykład tylko z owej marketingowej łączki, o której pan Łukasz wspominał w rozmowie z dziennikarzem. Kto jeszcze mógł być zadowolony z opóźnienia sezonu? Myślę, ale to już tylko moje spekulacje, że także osoby odpowiedzialne za żużel w nowej platformie cyfrowej, która od bieżącego sezonu przejęła prawa do ligowego speedwaya. Chłopcy mieli trochę zamieszania, bo akurat przygotowania do dziewiczego dla nich sezonu zbiegły się z fuzją dwóch stacji, a to zawsze nie odbywa się bezboleśnie. Tak było i tym razem. Jako osobie związanej przez ostatnie lata z inna telewizją, dla której częściej lub rzadziej komentowałem mecze ekstraligi, jest mi niezręcznie komentować ostatnie wydarzenia z tą fuzją związane i stosunek do nich odbiorców - kibiców. Sporo na ten temat można było poczytać między innymi na stronach Sportowych Faktów i z pewnością każdy kibic ma na ten temat swoje prywatne zdanie. Pozostanę zatem przy dygresji, że żużel popularyzuje się i nadaje mu odpowiednią rangę nie tylko poprzez to co widać (a raczej jak widać), ale także co słychać oraz gdzie i za ile można to zobaczyć i usłyszeć. I jako kibic z niecierpliwością czekam na pierwsze relacje życząc kolegom "po mikrofonie" powodzenia.

Robert Noga

P.S. W minionym tygodniu Sportowe Fakty zamieściły omyłkowo, aż dwie, siła rzeczy zbliżone wersje mojego felietonu na podobny temat, zamiast jednej. Zdezorientowanych Czytelników przepraszam.

Komentarze (0)