Mateusz Kędzierski: Chciałbym poruszyć kwestię Enea Ekstraligi. Podczas tej przerwy zimowej wielu zawodników zmieniło barwy klubowe. Sezon 2013 zapowiada się ciekawie. Czy masz swoich faworytów w tych rozgrywkach?
Tomasz Lorek: W sporcie ekstremalnym przewidywania są warte tyle co funt kłaków. Doskonale wiemy, że jedna kontuzja może rozsypać piękny zespół jak domek z kart. Speedway jest tak nieprzewidywalny, przez to piękny, że to wróżenie z fusów. Wiadomo, że na papierze potencjał kadrowy jaki ma np. Unibax Toruń jest nieśmiertelny, bo nawet przy założeniu, że ta trójka będzie ostro grasować w Grand Prix - Tomek Gollob, Chris Holder i Darcy Ward, to nie ma co myśleć o zmęczeniu jazdą, bo każdy z tych chłopaków jest świetnie przygotowany do trudu 12 rund.
[b]
Interesujący zespół stworzyli także włodarze klubu z Częstochowy. Na pewno nie próżnowali podczas przerwy zimowej.[/b]
- Według mnie jest to bardzo ciekawy zespół. Ja lubię budowanie drużyn z fajnych chłopaków, którzy są odrzucani i są za nieduże pieniądze. Czewa zawsze robiła i wynik i świetne widowisko na torze. Zmontowano tam bardzo ciekawy zespół. Jest para Rosjan - Łaguta, Sajfutdinow oraz Michael Jepsen Jensen. Do tego Adam Strzelec i Rune Holta, który wcale nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Bardzo ciekawy skład ma Stal Gorzów. Uważam, że Adrian Gomólski jest bardzo rozwojowy, był rok wcześniej w Argentynie, Kalifornii. To jest mega inteligentny chłopak, którego walorów nie widać gołym okiem. On potrafi rozmawiać na wiele tematów. Pytanie czy to nie jest przeszkodą, bo sport dzisiaj bardziej potrzebuje agresorów, ludzi którzy mają rozbujane ego i troszczą się tylko o swoje racje. Wygrywają brutalni egoiści i dominatorzy.
Fajnie, że wraca Paweł Hlib, bo to chłopak obdarzony wielkim talentem. Pamiętam jak "Kwiecina" (Ireneusz Kwieciński - trener KSM Krosno - dop. red.) mówił - "przyjedź na trening do Krosna, bo tego potrzebujesz". Paweł odpowiedział - "daj spokój, nie chce mi się wstawać z łóżka, a i tak 15 wykręcę". To jest świadectwo wiary w talent i mi się bardzo podoba to, że Gorzów dał szansę Pawłowi. "Hlipek" to jest taki gość, który wprowadza dużo zamieszania, kolorytu. Ma papiery na jazdę, bo to jest koleś, który w kołysce miał podarowany talent. W Gorzowie jest też fajna dwójka liderów - "KK" (Krzysztof Kasprzak) i Iversen oraz bardzo dobry junior - Bartek Zmarzlik. Może być naprawdę fajna chemia w tej drużynie.
Wiadomo, że świetny zespół z Jarkiem Hampelem, "Aj-em" (Andreasem Jonssonem), "Pepetą" (Piotrem Protasiewiczem) i "Dudim" (Patrykiem Dudkiem), zmontowała Zielona Góra. Dlatego tam ma kto jechać. Moim zdaniem bardzo groźne będzie też Leszno. A PGE Marma Rzeszów to jest mieszanka wybuchowa. Ja uważam, że Nicki Pedersen będzie takim cementem, który fajnie sklei tę drużynę.
Duńczyk zapowiada, że chce stworzyć harmonię i dobrą atmosferę w zespole.
- Nicki Pedersen jak zdejmuje kask, to jest gościem, którego chciałbym mieć na linie, jakbym się wspinał w Himalajach. On prywatnie jest przecudownym facetem z niewiarygodną wyobraźnią. W Dubaju jak był na gali 2003, to chyba on i Tony Rickardsson, jedyni mistrzowie żużla, kapitalnie przenieśli humor speedwaya na salony i nie zgubili swojej naturalności. To jest nie lada sztuka przebić Valetino Rossiego czy Carla Fogartiego. Nicki to ciekawa osobowość. Do tego miłość do córeczki Mikkeline też pokazuje jak bardzo jest wrażliwym człowiekiem. Nicki potrafi fajnie pracować dla zespołu.
W Rzeszowie jest świetny Greg Walasek, który świetnie jedzie dla drużyny i czuje bluesa. Bardzo solidny zawodnik to Rafał Okoniewski. Jest Jurica Pavlic, który jest głodny jazdy i który będzie chciał pokazać się z dobrej strony. Są ciekawi juniorzy, bo "Sówkins" (Łukasz Sówka) fajnie przekłada doświadczenia z torów ligi brytyjskiej na polskie. Ma fajnie obudowany park maszyn i sponsorów, którzy na pewno będą o niego dbali. Wujek nie będzie krzywdził członka rodziny. Jest Carl Bloomfeld, który też będzie go wspierał.
W Rzeszowie jest fajna drużyna. Dodatkowo kobieta (prezes Marta Półtorak - dop. red.), która wnosi wrażliwość i łagodność. To jest nie bez znaczenia. Nie należy tego nie doceniać, bo czasami najlepszy zespół prowadzony przez zamordystę skazany jest na niepowodzenie. Kobieta potrafi wydobyć akcent ekstra z tego wszystkiego. Myślę, że Rzeszów to zespół, który może wystrzelić i zadziwić wszystkich, ale może też być nie do końca strzałem w dziesiątkę. Nikt z nas nie wie jak będzie. Kiedy kontraktujemy zawodników to jest to zabawa w ciuciubabkę. Nikomu tego nie życzymy, ale jedna kontuzja może wszystko zniweczyć. Myślę, że to jest kawał ciekawej drużyny.
[nextpage]W ostatnim czasie środowisko żużlowe straciło dwóch żużlowców. Jak zareagowałeś na tak wielkie tragedie żużlowe jak śmierć Lee Richardsona i Matiji Duha? Brytyjczyka znałeś bardzo dobrze.
- To jest dla mnie arcytrudna platforma do wypowiedzi, bo poznałem go od kuchni. Jeśli ktoś, z kim miało się dobry klimat, odchodzi od nas, to jest to ogromny cios. Uważam, że epatowanie tym nie do końca jest wskazane, bo warto zachować dla siebie te intymne doznania, które doświadczyłeś przez wspólne podróże czy dyskusje. Lee to był taki myśliciel. To był chłopak, który tak naprawdę bardzo chciał grać w piłkę nożną i bardzo się interesował futbolem.
Ze swoimi synami niejednokrotnie grał w piłkę nożną na murawie stadionu w Rzeszowie.
- Wielu Anglosasów potrafi tak się odłączyć od stresu żużlowego. Australijczycy - "Watty", Holder, "Crumpy", podobnie grali w piłkę nożną na murawie przed DPŚ. Każdy ma tam swój jakiś model na odrealnienie się, na to żeby zapomnieć o świecie, który nas otacza.
Natomiast jeśli chodzi o Lee, to trochę w tym jest klątwy rodzinnej. Jak wiadomo w rodzinie Richardsonów wiele osób, jeśli nie zginęło, to kalectwo niejako było wprzęgnięte w ich los życiowy, tak że bardzo smutna historia.
Spójrzmy na MotoGP - zginął Marco Simoncelli, a wcześniej Daijiro Kato, więc mimo tego, że MotoGP czy Superbike są cudownie wyposażone w historie, które śnią się kosmitom, to niestety w każdym sporcie motorowym, w którym hałasuje silnik, będzie ryzyko. Nikt nie wymyśli genialnych zabezpieczeń, bo na tym też polega część tego, co gatunek ludzki kręci. Przecież adrenalina, niebezpieczeństwo i ryzyko ludzi fascynuje. Na tym polega smaczek sportów motorowych. Nikt nie idzie na stadion po to, żeby widzieć wypadek śmiertelny. Wszyscy idą tylko po to, by przeżywać świetne emocje. Niestety wypadki są w to wszystko wpisane i nigdy tego nie unikniemy.
Wypadek Matiji Duha to zrządzenie losu. To nie jest tak, że w Argentynie nikt nie dba o bezpieczeństwo. Ayrton Senna był genialnym kierowcą. Można powiedzieć, że zginął w głupi sposób. Nikt nie był w stanie tego zaplanować. A może inaczej, Ayrton Senna w swojej filozofii mówił, że jeśli po wypadku ma być kaleką, ma mieć obrażenia, to woli zginąć, niż przeżyć. To też jest kwestia maksymalizmu w sporcie i perfekcjonistów, którzy dążą do łamania barier. Nie mówimy, że Matija Duh to zrobił, czy Lee Richardson. Ludzie, którzy wytaczają nowe trendy, stawiają się na ogromne ryzyko.
Na koniec naszej rozmowy chciałbym zapytać jakie są twoje marzenia i czego mógłbym ci życzyć w dalszej karierze dziennikarza sportowego.
- Tego żebym zrobił film ze Stefanem Machelem. Chcę zrobić film z udziałem jego, gdy maluje graffiti na ścianie, na stadionie w Opolu i z Maćkiem Janowskim. Dwie zupełnie inne generacje. Młodzież i weteran rocka, świetny muzyk. Wydaje mi się, że by wykrzesać u młodych ludzi inne spojrzenie na sport, nie tylko przez pryzmat pieniędzy, sławy, pucharów, to muzyka jest taką sferą, która łagodzi obyczaje i daje nam coś do myślenia. Sport nam pozwala oczyścić się ze zwierzęcych emocji, takich dzikich namiętności, co jest potrzebne każdemu z nas. Trzeba się czasami wykrzyczeć, wydrzeć japę, być wulgarnym. To jest bardzo potrzebne dla oczyszczenia organizmu. Trzeba też refleksji, zastanowienia się i ciszy. Coś takiego chodzi mi po głowię, oprócz rzeczy bieżących, które mnie fascynują. Robiłem już finał debla mężczyzn Wimbledonu. Kapitalny 5-setowy mecz, w którym grał Horia Tecau, Robert Lindsted kontra Jonathan Marrey i Frederik Nielsen. Para, która dostała dziką kartę, Duńczyk i Brytyjczyk, wygrała Wibledon, finał podwójny.
Podobnie jak Dania, która z dziką kartą wygrała Mistrzostwa Europy.
- Rok 92, Danske Dinamite.
Film o Stefanie Machelu i Maćku Janowskim oraz relacja finału singla Wibledonu - brzmi interesująco.
- To takie marzenie prywatne, żeby zrobić finał singla Wimbledonu, skoro robiłem debla. Chciałbym być zdrowy i żeby miłość małżeńska wynosiła cię na szczyty, bo nic tak nie uskrzydla jak miłość. Można być super szczęśliwym i spełnionym w pracy, ale jak nie ma w domu fajnie to... Miłość jest czymś czym człowiek może się karmić i czerpać siły w najtrudniejszych momentach. To jest klucz do radości z życia. To jest też uprawianie ogrodu. Kiedyś Emanuelle Beart, znana francuska aktorka teatralna i filmowa, przyjechała do Monte Carlo na galę i powiedziała do mnie taką rzecz - "Tomasz, miłość to jak wchodzenie codziennie do ogrodu i podlewanie grządki z kwiatami". Nigdy nie można być pewnym, że coś się już wykonało, tylko trzeba o to dbać.
Finał singla Wimbledonu i zrobienie takiego dobrego dokumentu żużlowo-muzycznego to moje marzenie, to super sprawa, Stefan Machel i Maciek Janowski. A z przyrodniczych historii, jakaś taka fajna wspinaczka ekstremalna i jakiś dobry klimat przyrodniczy, czyli słowacki Raj na przykład, coś niebanalnego, kąpiel w termalnych źródłach, gdzie spał Mark Webber i Dominik Hrbaty.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie nowy fanpage na Facebooku. Zapraszamy!