Jazda w II lidze to nie ujma - rozmowa z Mariuszem Puszakowskim

Mariusz Puszakowski zdradza, jak nakręca się przed zawodami i w porównaniu do czego ekstremalne doznania z jazdy na żużlu to pikuś.

Rafał Mandes: Na początek pytanie zagadka - co łączy pana i Nickiego Pedersena?

Mariusz Puszakowski: Szczerze, to nie mam najmniejszego pojęcia.

Pan i Nicki Pedersen zakończyliście sezon nie przyjeżdżając do mety ani razu na ostatnim czwartym miejscu. Zachowując wszelkie proporcje serdeczne gratulacje.

- Dziękuję bardzo. To miłe być porównywanym do Pedersena.

Do wygrywania można się przyzwyczaić, czy jednak każde przejechanie linii mety na pierwszym miejscu zawsze sprawia dużo frajdy?

- Oczywiście pierwsze biegowe zwycięstwo w karierze to zupełnie inne uczucie, ale do wygrywania nie można się przyzwyczaić. Przynajmniej ja się nie przyzwyczaiłem. To niesamowita frajda być tym pierwszym. I to tyle razy.

Jest pan wychowankiem klubu z Torunia, ale w Ekstralidze na dłużej nigdy pan nie zagościł. Tak duża jest różnica między I oraz II ligą, a najwyższą klasą rozgrywek, czy może najzwyczajniej w świecie brakowało też odrobiny szczęścia?

- Moim zdaniem szczęścia. W 2005 roku jechało mi się bardzo dobrze i gdyby do końca udało się przetrwać bez kontuzji, to różnie mogłoby to teraz wyglądać. Przyplątał się jednak uraz kręgosłupa, a potem poważne złamanie nogi w Anglii. Kontuzje nigdy nie przytrafiają się w odpowiednim momencie, ale akurat w moim przypadku wybiły mnie z naprawdę dobrego rytmu. Jak już się wykaraskałem, to pozmieniał się regulamin i do Ekstraligi trudno było wrócić.

Mariusz Puszakowski na drugoligowych torach nie miał sobie równych
Mariusz Puszakowski na drugoligowych torach nie miał sobie równych

Po tak znakomitym sezonie kolejny rok na drugoligowych torach to będzie odpowiednie miejsce dla pana? Chętnych na pana usługi brakować zapewne nie będzie.

- Żużel to jest mój zawód i dla mnie jazda w II lidze nie jest żadną ujmą. Próbuję swoich sił także w Danii i Rosji. Moim zdaniem liczy się wynik, a nie liga. Oczywiście lepiej byłoby być tak skutecznym w Ekstralidze, ale i pozycja lidera w II lidze sprawia dużo satysfakcji. To miłe uczucie pójść do sklepu i zostać poklepanym po plecach i pochwalonym za dobrą jazdę. Ta II liga nie jest wcale taka zła.

Zenon Plech w rozmowie z naszym portalem przyznał, że w II lidze powinni jeździć wyłącznie Polacy, a nie drugorzędni obcokrajowcy, którzy zamiast podwyższać poziom, to go zaniżają. Zgadza się pan z taką opinią?

- Jak najbardziej. My w Pile stworzyliśmy wyłącznie polski zespół i zdało to egzamin. A gdyby nie regulamin, to niewykluczone, że wywalczylibyśmy awans do I ligi. Pan Zenek ma dużo racji, a ja od siebie dodam, że w drugoligowych zespołach powinno jeździć trzech seniorów, a reszta juniorów. Wtedy ci młodzi mieliby gdzie się sprawdzić, a na dodatek ci starsi mogliby ich wprowadzać w poważnie ściganie krok po kroku.

Żużel to sport dostarczający zawodnikom wielu emocji, ale przeglądając pana konto na Facebooku można dojść do wniosku, że adrenaliny w pana przypadku nigdy za dużo. Narty, różne sporty ekstremalne w USA. Rywalizacja na torze nie wystarcza?

- Akurat narty to nic nadzwyczajnego, ale już różne zabawki w USA jak najbardziej. Kolega zabrał mnie kiedyś na największego na świecie rollercoastera. Jak stałem w kolejce, to z nerwów obgryzałem paznokcie. A przede mną stały dzieci, niektóre góra 5-6 lat i one nie mogły się już doczekać jazdy. Wiadomo, to inna kultura, dla nich takie zabawy od dawna są na porządku dziennym, a u nas czegoś takiego brakuje, ale miałem dużego stracha. Dziś mogę powiedzieć, że żużel w porównaniu do takiego rollercoastera, to pikuś.

W Ekstralidze najlepsi zawodnicy zarabiają krocie. Czy lider w II lidze nie musi co chwila zaglądać na konto, skupiając się tylko i wyłącznie na jeździe, czy może żużel to jedyne źródło pana dochodu?

- Niestety, muszę zaglądać na konto. Co prawda można z tego wyżyć, zdobywając 10-15 punktów w meczu, ale jeszcze pozostaje kwestia terminów płatności. Nie ukrywam, że choć sezon już za nami, to klub z Piły zalega mi pewną kwotę. Jaką? Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, ale dodam, że tego typu problemy dotykają w II lidze niemal wszystkie kluby.

Żądania zawodników w Ekstralidze są kosmiczne. Z drugiej strony to również wina prezesów, prawda?

- Ja nikomu w kieszeń nie zaglądam i nie chciałbym, by ktoś zaglądał mi. Jak pan by poszedł na rozmowę kwalifikacyjną, to też by pan zaproponował jakąś kwotę. Nikt przecież nie każe panu mieć takich, czy takich finansowych wymagań. Jeśli zatem jakiś żużlowiec wywalczy sobie duże pieniądze, a druga strona jest gotowa tyle płacić, to co w tym złego? Ja też często słyszę od innych zawodników, że gdyby oni dostawali za punkt tyle ile Puszakowski, to lepiej by się im żyło. W takim razie pytam - a ktoś ci zabronił wynegocjować takie warunki, jakie ja sobie wynegocjowałem? Reasumując, ja nikomu nie zazdroszczę, każdy zarabia tyle, na ile się umówił. Nikt nikogo do niczego nie zmusza.

Puszakowski uważa, że jazda w drugiej lidze nie jest żadną ujmą
Puszakowski uważa, że jazda w drugiej lidze nie jest żadną ujmą

Wróćmy do ścigania. Jak pan nakręca się przed startami? Na Facebooku nie trudno natrafić na pana profilu na kawałki Prodigy.

- Uwielbiam ich muzykę. Często z kolegą zamykamy się w pokoju, bierzemy piwko i oddajemy się hipnozie. Niestety kobiety nas gonią (śmiech). Ich muzyka daje mi niezłego powera i jadąc na mecz puszczam sobie w samochodzie ich 2-3 kawałki. Przed samym startem, jak pewnie zauważyli kibice, bez względu na tor przebiegam jedno okrążenie i potem już pełnie skupienie.

Skąd w ogóle wziął się pana przydomek "Puzon"?

- Na "Puzona" namaścił mnie trener Jan Ząbik. Wołał na mnie na początku "Puzi", aż w końcu zostałem "Puzonem". Spodobało się wszystkim i tak zostało. To taki typowo żużlowy przydomek. Tylko koledzy z podstawówki nie wiedzą o kim mowa, bo oni wołali na mnie "Siwy" (śmiech).

Trzecie miejsce w Ekstralidze pańskiego macierzystego klubu z Torunia to wynik na miarę oczekiwań?

- Gdyby nie kontuzja Ryana Sullivana, to moim zdaniem Unibax awansowałby do wielkiego finału Ekstraligi. I to nie jest tylko moja opinia. Trzecie miejsce to z drugiej strony żadna tragedia. Na pewno torunianie w perspektywie całego sezonu zasłużyli na ten medal.

Chris Holder z Unibaksu został mistrzem świata. Zmiana warty na młodych w Grand Prix nastąpi na dłużej, czy jednak ci starci jeszcze nie raz napsują pozostałym sporo krwi?

- Czas najwyższy na zmianę warty, ale starszych bym nie przekreślał. Taki Pedersen czy Gollob spokojnie mogą powalczyć o medale. Nie zmienia to jednak faktu, że powiew młodości na pewno przyda się Grand Prix.

A jaka przyszłość czeka pana? Zostaje pan w Pile?

- To jeszcze temat otwarty, ale ja chciałbym zostać. Dobrze czuję się w Pile. Poza tym konkretnych celów sobie nie stawiam. Najważniejsze, by odczuwać z jazdy satysfakcję i ukończyć zmagania bez kontuzji.

Poprzeczkę zawiesił sobie jednak pan niezwykle wysoko.

- Postaram się ją przeskoczyć, bo jak wspomniałem na wstępie, wygrywanie mnie nie nudzi.

W tej chwili trudno powiedzieć, czy Puszakowski zostanie w Pile
W tej chwili trudno powiedzieć, czy Puszakowski zostanie w Pile
Źródło artykułu: