Zawsze chciałem spróbować swoich sił w Anglii - rozmowa z Michałem Szczepaniakiem

Michał Szczepaniak ocenił na łamach SportoweFakty.pl swój występ w pierwszym Finale IME, a także m.in. opowiedział o swoich zagranicznych startach i pokusił się o podsumowanie sezonu w Polsce.

Krzysztof Handke: Z pewnością nie zaliczy pan pierwszego turnieju finałowego do udanych, ponieważ trzynasta lokata to wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań.
Michał Szczepaniak:

Nie wyszło dobrze. Cztery punkty przy takiej obsadzie to trochę wstyd. Tak czasami bywa, miałem nieco problemów ze sprzętem, przytrafiły się dwa defekty, które można powiedzieć, że wybiły mnie w pewnym sensie z udziału w rywalizacji o coś więcej. Poza tym niezbyt trafiłem z ustawieniem na mój pierwszy bieg. Jednak nie tylko ja się męczę, każdy ma jakieś trudności.

Mogło się wydawać, że będzie znacznie lepiej, gdyż zazwyczaj, pomijając ostatni półfinał Indywidualnych Mistrzostw Polski, szło panu solidnie na rawickim torze.

- Rzeczywiście, w Rawiczu często notowałem zadowalające rezultaty. W tym roku natomiast słabo pojechałem w półfinale IMP i właśnie w tych zawodach. Mimo to nie ma co się dołować, takie coś działa na głowę i można się niepotrzebnie zablokować. Pozostaje tylko walczyć dalej, choć przyznaję szczerze, że nie podchodzę do walki w Indywidualnych Mistrzostwach Europy za poważnie. To dla mnie okazja do pościgania się, wypróbowania pewnych rzeczy i tyle.

Był to niemniej pierwszy z czterech zaplanowanych turniejów finałowych i wciąż wiele się może zdarzyć.

- Oczywiście, to jest żużel i raz na wozie, raz pod wozem. W sobotę było naprawdę źle, ale w następnym przypadku może zupełnie inaczej. Trzeba jechać i nie poddawać się.

Kolejna odsłona odbędzie się w Daugavpils, a pan miał dość dużo okazji do startów na tamtejszym owalu.

- Trudno domyślać się, jak pojadę na Łotwie. Tak jak wspomniałem, w Rawiczu zawsze czułem się bardzo dobrze, a ostatnimi czasy nie poszło mi nawet przyzwoicie. Żużel stał się bardzo nieobliczalny, wszyscy stawiamy czoła tym tłumikom. Pewnego dnia można zrobić komplet, by następnego na tym samym silniku wypaść kiepsko. Czasami jest tak, że wygrywa się dwa biegi, a w kolejnych dwóch nie przywozi punktów. Trudno cokolwiek przewidzieć przed zawodami. Nieraz tor, który pasował, nie pasuje i na odwrót.

Niedawno parafował pan kontrakt w Anglii. Skąd pomysł na taki ruch?
-

Zawsze chciałem spróbować swoich sił na Wyspach Brytyjskich, a teraz pojawiła się ku temu okazja. Wcześniej była taka obawa, że jeżeli tam się zacznie jeździć, to może być w związku z tym gorzej w Polsce. Bo wiadomo, że te tory są trudne, nieco bardziej techniczne i trzeba trochę spotkań odjechać, by się przestawić. W tym roku szybciej skończyliśmy ligę z Orłem i jest czas na Elite League. Dopiero trzy mecze za mną, ale powoli dochodzę do tego, o co tam chodzi. Nie jest to jednak łatwe, ten kto tam występował, wie o czym mówię. Mimo to cieszę się z faktu, że nadarzyła się taka szansa.

Niezwykle istotna wydaje się być zatem logistyka. Ma pan poukładane te kwestie?

Wszystko jest dograne. Na razie przyzwyczajam się do lotów i innych rzeczy. Nieprzespane noce, samoloty, zmiana ciśnień - to na początku wpływa niekorzystnie, ale trzeba się dostosować. Ten sam problem miał chyba mój brat w początkowej fazie sezonu, jednak teraz doszedł już do siebie. Po prostu trzeba jakiś czas poświęcić na aklimatyzację.

Niewątpliwie geometria większości torów w Polsce i na Wyspach jest zgoła odmienna.

- Tak, niektóre są bardziej techniczne i zarazem bardziej wymagające. Z torów polskich jest bardzo trudno przejść od razu na tamtejsze. Myślę, że odwrotnie jest łatwiej. Mam teraz możliwość jazdy tam, pojawiła się okazja, więc czemu nie? Zostało jeszcze dziewięć czy dziesięć zawodów w Anglii i mam nadzieję, że dobrze wykorzystam pozostały czas.

Na stronie Coventry Bees poinformowano, że używa pan własnych motocykli w Elite League. Są jakieś różnice względem tych z Polski?
-

Sprzęt jest trochę inny, ale ogólnie dużej różnicy nie ma. W Anglii większe znaczenie mają raczej umiejętności zawodnika. Każdy jest dobrze przygotowany pod względem sprzętowym i walczy, nikt nie oddaje punktów za darmo.

Traktuje pan to jako tymczasowy epizod czy też możliwy jest kolejny sezon na Wyspach?
-

Zobaczymy, jak do końca sytuacja będzie się układać. Fajnie byłoby ścigać się tam w kolejnym sezonie, bo nie jest tajemnicą, że w Polsce nie ma wielu meczów, w tym roku mieliśmy zaledwie dziesięć pojedynków ligowych, to jest prawie nic. Przed meczem z Ostrowem był blisko miesiąc przerwy i to źle wpływa, nie ma stabilizacji formy. W Anglii natomiast jest zdecydowanie więcej spotkań i jest się "w gazie". Ważniejsza jest Polska, zawsze była i będzie, dlatego nie chciałbym, żeby walka o punkty na Wyspach Brytyjskich miała niekorzystny wpływ na wyniki na rodzimych torach. Jeśli zobaczę w pozostałych meczach w Anglii, że jest w porządku, to prawdopodobnie będę w przyszłym roku również tam jeździł.

W Szwecji ma pan podpisaną umowę z Vargarną Norrkoeping, lecz od dłuższego czasu kierownictwo tej ekipy stawia na innych zawodników...
-

Na pierwszym sparingu przedsezonowym było bardzo dobrze i następnie pojechałem na jeden z meczów ligowych, była to bodaj trzecia kolejka i wówczas nie powiodło mi się. Później przez około miesiąc nic się nie działo i przyszedł pojedynek w Motali, która jest niemal nie do niezdobycia przez żaden zespół. Tam było bardzo ciężko i od tamtej pory nie dostałem powołania. Taka jest decyzja działaczy, no trudno.

Jak pan podsumuje sezon ligowy w Polsce? Indywidualnie nie było chyba najgorzej, natomiast drużynowo nie udało się powalczyć o najwyższe laury na pierwszoligowym froncie.

- Większość zawodów wypadła poprawnie. Pojawiły się dwie wpadki z Ostrovią i były nawet rzucane obelgi pod tym kątem, że sprzedaliśmy mecz. Patrząc na stawkę sobotniego finału w Rawiczu, nikt by się nie spodziewał, że można zrobić tak mało punktów, a jednak tak się stało. Żużel jest naprawdę nieprzewidywalny. Wiadomo, że mieszkamy w Ostrowie, chcieliśmy zaprezentować się jak najlepiej we wspomnianych potyczkach i czasami takie coś blokuje głowę. Ogólnie jestem zadowolony z własnej postawy, były słabsze spotkania, ale one zdarzają się każdemu.

Myśli pan już o kolejnym sezonie startów w Polsce?
-

Na razie nie zaprzątam sobie tym głowy, tylko staram się wkręcić w Anglię. To wszystko nie wygląda jednak za ciekawie, są przepychanki z regulaminami i pewnie to długo potrwa. Trudno skupić się na rywalizacji na torze, jeżeli dookoła dzieje się coś złego.

Michał Szczepaniak wystąpił w sobotę podczas rawickiego Finału IME
Michał Szczepaniak wystąpił w sobotę podczas rawickiego Finału IME

Komentarze (29)
avatar
strzała
28.08.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pozdrowienia dla Michała od kibiców Startu,z którymi spotkałeś się na plaży we Władysławowie.Życzymy sukcesów. 
darson1
22.08.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Skrzydlewki nic dobrego w Łodzi nie zrobił, awans bardzo późno jak na takie pieniądze i teraz szału nie ma... 
Ostrovia_Ostrów
22.08.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ostrów zawsze czeka na powrót braci. Może w przyszłym roku? 
rksfan
21.08.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Szkoda Michała, że mu nie poszło. Szczególnie ten jeden defekt niefajnie wypadł, ale pewnie ważniejsza jest Anglia i wcale się nie dziwię. IME nigdy nie miało renomy. Życzę powodzenia na angiel Czytaj całość
darson1
21.08.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Kazdy z Orla mial slabsze mecze, i Sundstroem, i Gustafsson i Trojan i bracia Szczepaniakowie. Ogolna porazka to bardziej zlozona przyczyna.