Ostatnio niewiele pozytywnych wieści dochodzi z ostrowskiego środowiska żużlowego. Dobrą wieścią jest, że odwołanie ŻKS Ostrovii do Prezydium Zarządu Głównego PZMOT zostało pozytywnie rozpatrzone...
- Rzeczywiście. Dostaliśmy komunikat, że nasze odwołanie zostało przyjęte. Spodziewałem się tego, że tak się stanie, bo wszystkie brakujące dokumenty przesłaliśmy. Myślę, że w niedalekiej przyszłości zostanie nam przyznana licencja warunkowa. Przyznanie ostatecznej licencji uwarunkowane jest spłaceniem do 28 lutego zobowiązań wobec zawodników, z którymi mamy podpisane ugody. Wiadomo już, że klub z Rybnika nie otrzymał licencji i teraz będziemy starali się dowiedzieć w Głównej Komisji Sportu Żużlowego, jaki kształt będzie miała faktycznie ta pierwsza liga w przyszłym sezonie.
Bierze pan pod uwagę ewentualność, że w 2012 roku będą jednak tylko dwie ligi, jeśli więcej klubów nie przejdzie procesu licencyjnego?
- Wszelkie warianty trzeba brać pod uwagę. Szczerze sobie musimy powiedzieć, że sytuacja Ostrowa też - na chwilę obecną - nie jest różowa. Najpierw patrzymy na swoje podwórko. Każda decyzja, włącznie z tym czarnym scenariuszem, wycofania drużyny z rozgrywek ligowych przez ŻKS Ostrovię jest możliwa. Nie jest tajemnicą, że kluby pierwszej i drugiej ligi mają straszne problemy finansowe. Spodziewam się, że 28 lutego może być rozpatrywanych wiele wariantów, łącznie z tym, że będzie tylko dwie ligi.
Jakby pan ocenił procentowo niebezpieczeństwo spełnienia się czarnego scenariusza i wycofania drużyny z Ostrowa z rozgrywek ligowych?
- Nie chciałbym oceniać tego procentowo. Może opiszę to obrazowo. Na dzień dzisiejszy musiałbym przyjąć, że nie mając gwarancji środków finansowych, nie jedziemy w lidze w sezonie 2012. Jeśli nas na nią nie stać, trzeba przyjąć ten ostateczny wariant. Nie ukrywam, że jeszcze szukamy pomocy w ostrowskim środowisku, które że tak powiem - kocha żużel. Wierzę, że znajdą się firmy, które nas wspomogą w tych ciężkich czasach. Sukces w postaci awansu do pierwszej ligi nie przełożył się niestety na większe zainteresowanie sponsorów gotowych wesprzeć żużel w Ostrowie. Wykonujemy mrówczą pracę, odwiedzając zarówno małe, średnie jak i duże firmy. Niestety, wszechobecne słowo "kryzys" przekłada się także na mniejsze zainteresowanie sponsoringiem sportu.
Na jakim etapie są rozmowy ze sponsorami, od finalizacji których tak naprawdę zależy przyszłość ostrowskiego żużla?
- W większości mamy skonkretyzowane oczekiwania i możliwości jednej i drugiej strony. Niektóre z tych rozmów są bliżej końca, a inne można powiedzieć, że w połowie drogi do porozumienia. Natomiast podkreślam, że dopóki nie ma podpisu pod umową, szanse na finalizację tych negocjacji oceniamy 50 na 50.
Zakładając, że chociażby jedna z tych rozmów zakończy się powodzeniem, uda się wówczas uratować ostrowski ligowy żużel?
- Nie chciałbym określać, czy wystarczy jedna czy dwie firmy. Do zapięcia budżetu potrzebne są środki zarówno z małych firm, średnich jak i tych dużych, którzy mieliby być sponsorami głównymi czy strategicznymi. Na budżet klubu składają się także środki z miasta oraz powiatu. Do tego w trakcie sezonu dochodzą oczywiście wpływy z biletów. Podkreślam raz jeszcze, że w tym roku podchodzimy bardzo realnie do budżetu. Najpierw muszą być zebrane środki i to nie wirtualne, ale udokumentowane podpisaniem stosownych umów. Dopiero wówczas przystąpimy do finalizowania rozmów z zawodnikami.
Rozumiem, że z niektórymi zawodnikami warunki startów w Ostrowie ma pan ustalone?
- Tak. Równolegle do prowadzenia rozmów ze sponsorami, negocjowaliśmy z zawodnikami. Mamy pewną wizję składu, który mógłby powalczyć o miejsca 5-7. Do momentu pewności, że mamy zabezpieczenie budżetowe, nie będziemy jednak zaciągać zobowiązań finansowych. Zdajemy sobie sprawę, że zawodnicy także nie będą czekać na rozwiązanie naszych spraw w nieskończoność. Czas działa na naszą niekorzyść w kwestii budowy składu na sezon 2012.
Jaką minimalną kwotę budżetu musi pan mieć zapewnioną, żeby przystąpić do rozgrywek?
- Żeby przejechać pierwszą ligę i nie przynieść wstydu w postaci wysokich porażek, potrzebne jest minimum od 1,2 do 1,4 miliona złotych.
Mówi pan o kwotach łącznie z wpływami ze sprzedaży biletów?
- Tak. To jest cały budżet, łącznie z wpływami z biletów. Żeby jednak walczyć o środek tabeli, bezpieczne piąte miejsce, ten budżet musiałby być w granicach 1,6-1,7 miliona złotych. Najważniejsze dla nas będzie wygrywanie meczów na własnym torze, żeby przyciągać na trybuny jak najwięcej kibiców.
Czyli, ile musi mieć pan zabezpieczenia finansowego od sponsorów?
- W tym roku wpływy z biletów były na poziomie trzydziestu kilku procent w skali całego budżetu. Jeśli sprzedaż biletów utrzymałaby się na podobnej relacji do całości budżetu, to w granicach 900 tysięcy do miliona złotych, musielibyśmy mieć zapewnione od sponsorów.