Co tydzień praktycznie udawaliście się do Szwecji na zawody. Jak wyglądał Wasz wyjazd? Pytam, gdyż zawsze takich wyjazdów ciekawi są kibice.
Wojtek: Z racji wykonywania swoich obowiązków poza żużlowych, nie często wyjeżdżałem z chłopakami, ale miałem przyjemność być z nimi wielokrotnie w Szwecji. Poniedziałki zawsze były zwariowane. Od rana Mateusz z Rafałem walczyli przy sprzęcie. Przecież już o godz. 16.00 wyjeżdżali, by zdążyć na prom do Świnoujścia. Najtrudniej było, gdy Rafał jeździł w Rzeszowie. Często wracaliśmy o 5.00 - 6.00 rano do Leszna. Ja goniłem do pracy, a oni szykowali sprzęt na ligę do Szwecji. Tytaniczna praca. Dobrze, że można było chociaż parę godzin snu zaliczyć na promie. Wtorek znowu zwariowany - zjazd z promu i dojazd na mecz w zależności od miejsca rozgrywania od 300 - 700 km, zawody o 19.00 i zaraz po nich szybciutko na prom. Łamiąc przepisy ruchu drogowego, byleby tylko zdążyć, bo przecież w środę albo były jakieś kolejne zawody albo sprzęt wymagał pracy.
Mateusz: W poniedziałek wcześnie rano, po niedzielnej batalii przygotowywaliśmy motocykle na wyjazd do Szwecji, gdzie zazwyczaj wyjeżdżaliśmy z domu o godzinie 16:00, aby na 22:30 zdążyć na prom ze Świnoujścia do Ystad. We wtorek rano odwiedzaliśmy zaprzyjaźnionego promotora znanego w światowym żużlu - Zdzisława Koszuta, u którego zjadaliśmy śniadanie, chwila odpoczynku i ruszaliśmy w drogę na stadion. Zazwyczaj o 19:00 był mecz, a po nim bezpośrednio jechaliśmy na powrotny prom do Polski.
Dobra współpraca kluczem do sukcesu
Czy przed ważnymi zawodami bywało, że w jakiś sposób podbudowywaliście Rafała?
Mateusz: Z mojej strony nie. To było Wojtka zajęcie. Każdy z nas wiedział co ma robić, mieliśmy podzielone obowiązki. To zadanie należało do Wojtka, aby podbudować Rafała przed ważnymi zawodami. Ja zajmowałem się sprzętem.
Wojtek: Żużel jest tak trudnym, wymagającym, stresogennym sportem, że każdy zawodnik wymaga opieki zewnętrznej, wsparcia itd. Ważna jest świadomość własnej siły, pewności siebie, sprawności sprzętu. Byliśmy razem, dlatego to normalne, że budowaliśmy morale Rafała. Staraliśmy się na niego wpłynąć na wiele sposobów, różne były metody i ich konsekwencje. Myślę, że na pewno parę metod moglibyśmy z Mateuszem komuś sprzedać (śmiech - dop. redakcja).
Zdradźcie choć jedną metodę. Były jakieś kary za zły występ? Słyszałam, że kiedyś przed meczem nastraszyliście go, że jeśli źle pojedzie, będzie w drodze powrotnej biegł obok busa.
Wojtek: Dostęp do informacji niejawnych widzę, że został złamany (śmiech - dop. redakcja). Tak, była taka sytuacja, niech będzie - zdradzę szczegóły tej "akcji". Mam nadzieję, że Rafał mnie nie zabije. Oczywiście nie chcieliśmy go zajechać tym biegiem, w końcu jest żużlowcem, a nie lekkoatletą. W przypadku słabego występu w meczu miał przebiec 100 m pasem awaryjnym, w kąpielówkach (śmiech - dop. redakcja). Niestety skupił się na zawodach perfekcyjnie, uzyskując znakomity wynik indywidualny tym samym unikając kary.
Mateusz: Było coś takiego, aczkolwiek w tym meczu, w którym się założyliśmy Rafał pojechał znakomicie i to my musieliśmy biec obok busa, ale Rafał się zlitował nad nami bo padał deszcz.
Rafał: Był taki zakład, miałem zdobyć określoną ilość punktów. Miałem przebiec chyba nawet 400 metrów i to niekoniecznie w kąpielówkach. Ostatecznie nie biegłem. Wygrałem zakład i to oni mieli biec. Do żadnego biegu nie doszło jednak ze względów estetycznych (śmiech - dop. redakcja).
Rafał w jaki sposób team Cię mobilizował? Były kary? Może Ty powiesz coś więcej?
Rafał: Ta kara, o której rozmawialiśmy wcześniej była żartobliwie ustalona. Myślę, że mobilizowali mnie w ten sposób, że robili swoją robotę najlepiej jak tylko było można. To był dodatkowy doping. Nie chciałem zmarnować całej pracy, którą włożyli w przygotowanie do zawodów. Mając to w głowie, nie chciałem nigdy tego zaprzepaścić. To był największy doping za każdym razem.
Czy czasem bywały i ciche dni w teamie? W końcu przebywaliście ze sobą mnóstwo czasu.
Wojtek: Nie ma mowy o cichych dniach. Nie po to wzięliśmy się do pracy chcąc budować sukces Rafała, by na siebie się obrażać, milczeć. Nasze rozmowy zawsze były konstruktywne i merytoryczne, Rafał nie uciekał od krytyki, przyjmował ją i wyciągał wnioski. Co zawsze mnie fascynowało to to, że jadąc setki, czasem wręcz tysiące km zawsze mieliśmy o czym rozmawiać, to naprawdę niesamowite.
Mateusz: Czasami były, czasami nie. Najczęściej zależało to od wyniku.
W teamie zawsze panowała przyjazna atmosfera
Mamy maj, derby w Gorzowie, wypadek Rafała… co dzieje się dalej?
Wojtek: Świat się zawalił - pierwsza myśl, brak świeżego umysłu, dramat. Ktoś krzyknął - "Rafał chce byś z nim jechał do szpitala". Jedziemy, trzyma się dzielnie, ale wie, że coś niedobrego się stało. Okropny ból ,fatalne drogi go potęgują. Krzyczę do kierowcy "człowieku! Nie jedziesz z ziemniakami, wolniej." Jesteśmy w szpitalu, tniemy kevlar, on się trzyma, jest dzielny. Środki przeciwbólowe zaczynają działać, chwyta mnie za rękę. Jestem twardy. Nie mogę mu pokazać, że pękam, to mój przyjaciel… Ale z drugiej strony mogło być gorzej, Rafał jest sprawny. Przy okazji może ktoś to przeczyta i zastanowi się czy trójkąty dokładane na końcu bandy takiej jak w Gorzowie na pewno są bezpieczne. Proszę przeanalizować raz jeszcze wypadek Rafała i zobaczyć jak powstała dźwignia, zapora nie do pokonania, zabójczy trójkąt.
Mateusz: Po meczu pojechaliśmy do szpitala. Diagnoza dla nas była szokująca. To znowu złamany kręgosłup. I to trzeci raz. Rafał powiedział nam wtedy "chłopaki - do trzech razy sztuka, chyba kończymy". Moja głowa nie mogła tego przyjąć. Cała noc nie przespana, nawet wtedy muszę przyznać, że pojawiła się łza w oku, ale nadzieja była we mnie aż do ogłoszenia przez Rafała trudnej decyzji o końcu kariery.
Jakie myśli nachodziły w tym czasie Rafała?
Rafał: Bezpośrednio po wypadku miałem nadzieję, że ta kontuzja nie będzie zbyt groźna. To, że jest uraz kręgosłupa czułem od razu. Nie sądziłem jednak, że to złamanie jest aż tak skomplikowane. Cóż, można się cieszyć, a zarazem też smucić z tego powodu, bo mogło być o wiele gorzej. Wiemy jakie konsekwencje mogły być przy złamaniu kręgosłupa. Ten najczarniejszy scenariusz mnie na szczęście ominął. Wtedy nie myślałem o tym, wierzyłem, że uda mi się wyleczyć w ciągu kilku miesięcy i będę mógł wrócić do speedwaya. Stało się jednak inaczej.
Spodziewaliście się ze te zdarzenia mogą wiązać się z końcem jego sportowej kariery?
Wojtek: Tak, zdjęcia mówiły same za siebie.
Mateusz: Tak. Rafał oznajmił nam to na łóżku w gorzowskim szpitalu. Potem, gdy wrócił do domu, walka rozpoczęła się na nowo, "być albo nie być" i długo trzymał nas w niepewności czy będzie jeździł czy nie.
Czy Ty Rafał czułeś, że to najprawdopodobniej koniec sportowej kariery?
Rafał : Jak zobaczyłem wykonane zdjęcia, rezonans i inne diagnozy wiedziałem, że temat jest niezwykle poważny. Przyszła wówczas taka chwila zwątpienia. Chłopacy nie chcieli wówczas po sobie pokazać, że jest źle. Robili dobre miny do złej gry. Wiedziałem, że nie jest dobrze. Zresztą też im to w szpitalu w ten sam dzień powiedziałem, że to może być koniec. Jak zareagowali, sami dobrze o tym wiedzą.
W wyniku tego wypadku chyba również zmieniły się plany i każdego z was.
Wojtek: Mateusz to fachowiec najwyższej klasy, nie miał problemu ze znalezieniem zajęcia, a ja ? Cały czas zawodowo zajmuję się tym samym, żużel to moja pasja i hobby. Pustka powstała, ale żyć dalej trzeba. Dzięki Rafałowi nadal mogę jednak rozkoszować się zapachem metanolu. Może już inaczej, ale zawsze go czuje.
Mateusz: Tak. Ciężko było zakończyć współpracę z Rafałem, ale w moim przypadku nie miałem długiej przerwy, gdyż z kilku propozycji jakie otrzymałem wybrałem najkorzystniejszą zaproponowaną przez prezesa Józefa Dworakowskiego. Wytyczne jakie dostałem dotyczyły juniora leszczyńskiej Unii - Kamila Adamczewskiego, z którym to zaczęła się moja współpraca.
Brakuje wam tego teamu?
Wojtek: Bardzo, ale to bardzo brakuje mi naszego temu.
Mateusz: Pewnie, że brakuje. Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Nie będzie wspólnych wyjazdów, śmiesznych sytuacji.
Rafał: Cały czas utrzymujemy ze sobą bliski kontakt i na pewno tak będzie do końca. Wiele ze sobą przeżyliśmy więc jesteśmy dla siebie tak jakby drugą rodziną. Na pewno będziemy się przyjaźnić i spotykać.
Wiadomo jednak, ze rezygnacja ze startów była dobrą decyzją Rafała…
Wojtek: To ogromne przeżycie dla Rafała, traumatyczne wręcz i nie wnikam tu w sferę fizyczności lecz psychiki. Trzeba jednak powiedzieć sobie z pełną świadomością, że to jedyna, słuszna decyzja.
Mateusz: Ta decyzja należała tylko i wyłącznie do Rafała.
Mimo zakończenia kariery Rafała, często można spotkać was razem, co jest niezwykle miłe…
Wojtek: Bo to prawdziwy ream i przyjaźń.
Mateusz: Tak. To, że pracuję u innego zawodnika, nie oznacza, że moje kontakty z chłopakami się urwały. Znajdzie się czas aby wspólnie się spotkać, porozmawiać, powygłupiać się. Nasze żony się przyjaźnią ze sobą, więc często się odwiedzamy. Mam z Rafałem bardzo dobry kontakt, często doradza mi w sprawach żużlowych i nie tylko, tak samo jest z Wojtkiem.
Nie doszedł do skutku turniej Rafała… Zapytam więc z ciekawości czy szykowaliście dla niego coś specjalnego?
Wojtek: Może emocje grają górę w tej chwili, ale jestem cholernie zły na nasz system. Na brak facetów, którzy potrafiliby podjąć decyzje i nie baliby się zrobić porządku z chuliganami, bandytami tylko dają im przyzwolenie i utwierdzają w myśli, że są bezkarni. Odwołujemy turniej? Dlaczego? Boimy się? kogo lub czego? Nikt nie pomyślał, nikt nie zauważył jak Rafał ciężko przeżywał obecność na stadionie, nie móc wyjechać do biegu, jak przeżywa i z pietycyzmem szykuje swój "Koniec Wyścigu”. Boimy się własnego cienia, tracimy osobowość dla własnych priorytetów. Tak, szykowaliśmy coś specjalnego i mamy to przygotowane.
Mateusz: Niech to pozostanie niespodzianką.
Można było zauważyć iż wasz team miał bardzo często mnóstwo pomysłów… Pamiętamy chociażby pomysł obklejenia busa po zdobyciu DMP w Toruniu.. może było ich więcej i chcielibyście o tym opowiedzieć?
Mateusz: Było mnóstwo ciekawych pomysłów, ale to historia, którą wspólnie stworzyliśmy i niech ona zostanie tylko w Teamie Dobrucki Racing. Jeśli ktoś kiedyś będzie chciał napisać o tym książkę będzie to bestseller.
Wojtek: To pomysł autorstwa Rafała, nie zapominajmy o spontanicznych pomysłach pomocy pogorzelcom z Leszna oraz WOŚP. Rafał zawsze miał i ma serce pełne dobra dla innych ludzi. Ale jeśli pytasz o pomysły to zapytaj Rafała o nasz zakład, on będzie wiedział który (śmiech - dop. redakcji).
A więc na koniec pytanie do Rafała - cóż to za zakład?
Mimo zakończenia sportowej kariery team można nadal często spotkać razem